Walka o najniższy stopień podium, podobnie jak finał ekstraklasy, nie dostarczyła wielu emocji. PGE Skra Bełchatów wręcz zdeklasowała ekipę znad morza, trzykrotnie wygrywając bez straty seta.
- Chcieliśmy zagrać jedno bądź w razie potrzeby dwa dobre spotkania. Jednak nie ma co ukrywać, po znakomitym otwarciu rywalizacji przed własną publicznością, wierzyliśmy, że jesteśmy w stanie zakończyć wszystko już we wtorek - powiedział po wygranej Andrzej Wrona.
Podopieczni Philippe'a Blaina we wtorek górowali we wszystkich elementach. Ponownie ich najsilniejszą bronią okazała się precyzyjna i posyłana z nadzwyczajną siłą zagrywka: Bełchatowianie zdobyli serwisem osiem "oczek". Pokłosiem tak dobrej postawy w tym elemencie były równie efektowne bloki i obrony przyjezdnych. - Ani zmiana hali, ani klimatu nam nie przeszkodziła. Wykorzystaliśmy te same atuty co w Bełchatowie, czyli przede wszystkim mocną, odrzucającą zagrywkę. - przyznał środkowy.
Dla Bełchatowian brązowe krążki nie są spełnieniem przedsezonowych marzeń. Drużyna z województwa łódzkiego miała wielkie apetyty na udział w finale. Jednak regulamin PlusLigi okazał się dla nich bolesny: ratio setów zadecydowało o tym, że walczyli o najniższy stopień podium. - Bardzo się cieszymy z wywalczonych krążków. To taki minimalnie pozytywny akcent na zakończenie długiego sezonu - zakończył Wrona.
ZOBACZ WIDEO #dziejesienazywo. Wilfredo Leon zagra w polskiej reprezentacji? Jest komentarz