Wiceprezes Developresu wściekły na zespół. "Nie ma zgody na brak ambicji"

PAP / Tomek Murański
PAP / Tomek Murański

Developres SkyRes Rzeszów po raz kolejny zawiódł. Podopieczne Jacka Skroka uległy 0:3 Legionovii Legionowo. - Nie ma zgody na brak ambicji - mówi Wiesław Kozieł, wiceprezes klubu ze stolicy Podkarpacia.

Dla Developresu SkyRes Rzeszów była to 13 porażka w Orlen Lidze. Rzeszowianki po raz kolejny zawiodły swoich kibiców, choć w poprzednich meczach było widać momentami bardzo dobrą grę. Zaraz po zakończeniu spotkania z Legionovią na Podpromiu, wiceprezes klubu z Rzeszowa kilka minut poświęcił na rozmowę z zespołem.

WP SportoweFakty: Co pan powiedział drużynie po meczu?

Wiesław Kozieł: Nie mogę powiedzieć. Czytelnicy Sportowych Faktów - do których ja także się zaliczam - nie zasługują na to, by czytać słowa, jakie tam padły.

[b]

Poziomem gry Developresu jest pan rozczarowany?[/b]

- Jestem zdegustowany. Poziomem gry, zachowaniem zawodniczek, brakiem ambicji. Ten zespół nie ma charakteru. Dziewczyny muszą zrozumieć, że ludzie w klubie pracują po 12-16 godzin w klubie lub firmach dookoła Developresu. Wszyscy pracujemy bardzo ciężko na to, by ktoś wykazał chociaż trochę ambicji. Jestem zawiedziony postawą mojego zespołu. Wyparowały ze mnie ostatki nadziei, a to już jest niedobrze, bo zawsze jestem optymistą. Nawet jak jadę na mecz z Chemikiem Police, to liczę na to, że ten zespół może mieć słabszy dzień i być może uda nam się coś urwać.

W tym sezonie się udało.

- Tak jest. Ponosimy konsekwencje drugiego sezonu w Orlen Lidze. Każdy fachowiec powie, że drugi sezon zawsze jest trudniejszy. Pierwszy idzie z rozpędu, a przed drugim trzeba się już trochę zastanowić.

Jakie są przyczyny tak słabych wyników?

- Kolokwialnie mówiąc, ożeniono nam... Niektóre transfery nie powinny mieć miejsca. Gwarantowano nam pewne rzeczy. Wszystkie dziewczyny, które mogą grać na najwyższym poziomie są z kimś podpisane. Panowie menadżerowie przysyłają nam tylko jakieś skróty wideo, z których może się okazać, że ktoś potrafi grać w siatkówkę. Potem dzieje się tak, że w rzeczywistości nic nie jest tak jak na tym wideo. Można ryzykować, gdy ma się 10 milionów budżetu. Wtedy można przyjąć z góry, że zawodniczka, która przychodzi jest bardzo dobra. W sytuacji, kiedy są mniejsze pieniądze, to jest tak jak mówi zawsze Andrzej Kowal: "każdy transfer obarczony jest dużym ryzykiem". To jest bardzo mądry człowiek, którego mamy tu w Rzeszowie. Tym bardziej jest to ryzyko, jeśli się kogoś nie widziało. Jestem okropnie zawiedziony grą i zachowaniem zawodniczek. W życiu, żeby osiągnąć sukces, trzeba pracować i w każdym detalu trzeba być profesjonalistą.

Konkretnie?

- Nie może być tak, że kończy się mecz, a zawodniczka myśli o tym, jak dojedzie do rodzinnych stron 400 kilometrów i jak wróci na wieczorny trening w poniedziałek. Wszystko zależy nie tylko od zawodniczek, ale także od mojej pracy. Ale uważam, że niektóre z tych pań lekceważą swoje obowiązki. Przyszło nam się spotkać z przeciwnikiem, który ma największe problemy w całej historii istnienia klubu. Legionovii odszedł sponsor, drugi darczyńca zmarł oraz pożegnano się z dwoma zawodniczkami i trenerem.

- Wyparowały ze mnie ostatki nadziei, a to już jest niedobrze, bo zawsze jestem optymistą - mówi Wiesław Kozieł
- Wyparowały ze mnie ostatki nadziei, a to już jest niedobrze, bo zawsze jestem optymistą - mówi Wiesław Kozieł

I do soboty Legionovia nie wygrała od 12 kolejek.

- Myśmy na dobrą sprawę powinni im dostarczać piłki na drugą stronę, żeby one same robiły błędy. I nawet to nam nie wychodziło. O to mam największy żal. Na pewno nie skończy się na żadnym suchym powiedzeniu. Wszyscy będziemy musieli jeszcze raz się nad tym zastanowić. Nie wiem, co jeszcze można zrobić. Zaczyna mi brakować pomysłów na to, co powiedzieć zarządowi i co możemy naprawić. Chodzę na treningi tego zespołu każdego dnia. I codziennie obserwuję zupełnie inne zachowanie tej drużyny na treningu niż podczas meczu. Przychodzi do ligi i dziewczynom wyłącza prąd. Kiedyś mieliśmy zespół malutkich dziewczynek z Karoliną Filipowicz i Paulą Szeremetą. Ale one jakby coś przegrały, to obgryzałyby obudowę słupka sędziowskiego z nerwów lub popłakałyby się w sportowej złości. Te aktualne zawodniczki płaczą z niewiadomego powodu.

Rozstanie z poprzednimi zawodniczkami było błędem?

- Karolina Filipowicz oprócz nieprawdopodobnego charakteru sportowego miała jeszcze jedną cechę. Ona potrafiła jednoczyć dziewczyny wokół siebie i być przywódcą. Adrianna Budzoń jest rozgrywającą, która aktualnie nie ma pewnego miejsca w składzie drugoligowej Solnej Wieliczka. Ona jest dobrą dziewczyną, ale jest za spokojna. Paula Szeremeta cholernie chce wrócić jeszcze w tym sezonie i być może nam się to uda. Bardzo bym chciał, żeby ona niektórym zawodniczkom pokazała, czym się różni ambicja, od odstawiania dniówki. Zwykłej pańszczyzny.

Bardzo słabo prezentuje się Ana Otasević, choć akurat z Legionovią zagrała nieźle. 

- W pańskim serwisie ktoś napisał o Anie Otasević, że "porusza się jak dziecko we mgle". Mam tylko tyle do powiedzenia na jej temat.

Daliście się nabrać menadżerom?

- Oczywiście, że tak.
[nextpage]
Oczekiwania wobec Joanny Kapturskiej również były większe?

- Asia miała być liderką, przejąć pałeczkę po Pauli Szeremecie. A jak to wygląda, sami państwo widzą. Daliśmy się wypuścić menadżerom. Zawsze uważam, że z nimi wszystkimi trzeba iść z kropidłem i wodą święconą, a potem zastanawiać się, co brać, a czego nie brać. W niższych klasach rozgrywkowych, gdzie tych zawodniczek niepodpisanych jest mniej, zespół układaliśmy obydwaj z prezesem Mardoniem. W każdym roku był sukces. Potem już niestety zabrakło tych zawodniczek. Były za niskie i trzeba było czegoś szukać. Można wydać wielkie pieniądze, ale my nie jesteśmy klubem, który podpisuje wirtualne umowy. Kilku prezesów tak robi, bo fizycznie nie stać ich na swoje zawodniczki. Potem robią się trudne sytuacje.

[b]

Skoro tak jest, to dlaczego Profesjonalna Liga Piłki Siatkowej nie wyciąga konsekwencji?[/b]

- Żeby wyciągnąć konsekwencje, trzeba pokazać dokument. Niech mi pan powie, który siatkarz lub siatkarka napisze do PLPS, że nie dostał pieniędzy? Chyba nikt. Bo ci sami menadżerowie, którzy sprzedają zawodniczki do klubów, potem je namawiają, żeby one podpisywały ugody z klubami, żeby szły dalej w to samo. O tym można gadać bez końca, ale ja skupiam się na Developresie. Mi płacą za co innego i staram się to robić jak najlepiej. W przeciwieństwie do naszych zawodniczek, które aktualnie średnio się tym przejmują.

Wydaje się, że nie można mieć żadnych pretensji do Jacka Skroka. On robi co może.

- Trener robi dobrą robotę, na treningach wygląda to super. Nie poznaję zespołu w czasie meczu. Nie wiem, co trzeba zrobić, żeby tym dziewczynom coś przestawiło się w głowach. Mam tez dość słuchania o tym, że u nas nie odpalają głowy. Innym jakoś odpalają i jakoś grają. Legionovii też mogła głowa nie odpalić, ale odpaliła. Ale kto im pomógł w odpaleniu głowy? Developres. Nie potrafiliśmy zrobić najprostszych rzeczy. Dziewczyny nie słuchają trenerów i ich założeń taktycznych. Oni pracują nad tym godzinami. Tak samo robił Mariusz Wiktorowicz. Chłop wyciągał z nich co mógł. Wiele nie mógł zrobić, bo cały czas było coś nie tak. Wszystko zależy od ambicji i charakteru.

Jest sens rozmawiać o sprawach sportowych czy chodzi tylko o podejście?

- Tylko o podejście. Codziennie obserwuję treningi i widzę rzeczy, które zauważałem przez lata pracując jako komisarz i fotoreporter ligowy w innych zespołach. Trener Skrok niczym nie ustępuje swoim kolegom po fachu, a niektórych to on wręcz bije na głowę. To bardzo poukładany człowiek i facet, który ma wiedzę. Ale jego wiedza musi trafić do odbiornika - mózgów zawodniczek. Z tym jest u nas gorzej.

Developres zajmuje ostatnie miejsce w tabeli Orlen Ligi
Developres zajmuje ostatnie miejsce w tabeli Orlen Ligi

Czas na kolejny plan naprawczy?

- Nie mogę się do tego odnieść, bo jestem tylko wiceprezesem klubu. Jest jeszcze zarząd, właściciel i rada nadzorcza. Wszyscy rozmawiamy. To nie jest tak, że ktoś puszcza w Polskę newsa, że Kozieł zrobił to lub tamto. Wiem, że w tym klubie od strony siatkarskiej jestem pewnie najbardziej znany z racji tego, że przez lata pracowałem przy lidze i Polskim Związku Piłki Siatkowej. Najlepiej jest na mnie zepchnąć cały ciężar, ale ja od odpowiedzialności nigdy w życiu nie uciekałem. Myśli pan, że mi było łatwo mówić zespołowi te trudne słowa? To jest tak samo trudna sprawa, jak żegnanie się z kimś po sezonie, wiedząc, że ta zawodniczka do tego klubu już nie pasuje. U nas decyzji nie podejmuje się indywidualnie. Siadają Mardoń, Kozieł, trenerzy i rozmawiamy.

W środę gramy kolejny mecz w Muszynie. Tam nawet jak wygramy seta lub dwa, to będę niezadowolony, bo w Rzeszowie mieliśmy szansę, aby zagrać o trzy punkty. Jeden dobry set specjalnie mnie nie ucieszy. Chciałbym, żeby dziewczyny zrozumiały, że jesteśmy po to, aby im pomagać. Mają opiekę medyczną na najwyższym poziomie i wszystko inne, co powinny mieć profesjonalne kluby. Przede wszystkim mają swoje wynagrodzenie, na które nie czekają jak w niektórych klubach po pół roku.

[b]

Klub płaci na bieżąco?[/b]

- Oczywiście. Tylko kto by to docenił? Na pewno nie te dziewczyny. Jest w życiu coś takiego jak wdzięczność ludzka. To nie jest tak, że tylko nam puszczają nerwy. Puszczają także kibicom, których po raz kolejny muszę przepraszać. Wcale mi to nie sprawia przyjemności, bo choć raz chciałbym się do nich uśmiechnąć i powiedzieć, że zszedł z nas jakiś ciężar, ale nie jest mi to dane. Chciałbym, aby dziewczyny wiedziały, że nikt nie powie marnego słowa po przegranej po walce, tak jak było z Impelem i obu meczach z dąbrowiankami. Po takich spotkaniach ludzie wychodzą z hali i biją brawo. Ale na brak ambicji zgody nie ma. Nigdy w życiu nie byłem żadnym talentem, ale do wszystkiego dochodziłem ciężką pracą. Dlatego może w swoim życiu więcej wygrywałem niż przegrywałem.

Teoretycznie jest jeszcze możliwe, że po fazie play-off Developres zajmie piąte miejsce w Orlen Lidze.

- Ja chciałbym dobrej gry. Miejsca przestałem liczyć już dawno, a mecz z Legionovią sprowadził mnie do parteru jak zapaśnika. Jest mi trudno się z tego otrząsnąć. Liczyłem nawet na wygraną 3:2. Od razu mówię - nawet mi przez myśl nie przeszło, że legionowianki do nas przyjadą i położą się przed nami. Nigdy tak nie jest. Z zespołami, w których się nie płaci - zaznaczam, że nie mówimy tutaj o Legionovii, bo tam wszystko jest na czas - jest tak, że zawodniczki dają z siebie maksa. Mało kto o tym mówi, ale sezon transferowy już dawno się zaczął. Te zawodniczki, które mają nóż na gardle, dają z siebie maksa, bo ktoś je obserwuje na trybunach i może ją wyłowić z tłumu.

Na meczu w Rzeszowie byli selekcjonerzy reprezentacji Polski - Jacek Nawrocki i Waldemar Kawka. Powiedziałem im, że oni lepiej by zrobili, gdyby zostali trenerami reprezentacji Kataru. Tam kupią im zawodniczki i może coś zdziałają. W Polsce z jakiego materiału można odnawiać polską reprezentację? Z tego, co było widać w Rzeszowie po obu stronach siatki? Wyobraża pan sobie, że to za 5 lat będzie dobra kadra przy takim podejściu? My mamy jakieś sportowe ambicje jako kraj i federacja. Problemów jest 100 tysięcy, ale ja nie jestem od naprawiania polskiej siatkówki. Jestem w Developresie. Jedyne co mi zostało, to zrobić wszystko, aby zachować twarz w fazie zasadniczej. W formie jakiejś nadziei dla kibiców mogę zakończyć, że o wszystkim i tak będą decydować play-offy, a nie aktualne mecze. Jak mówią Francuzi, c'est la vie.

Rozmawiał Mateusz Lampart 

Źródło artykułu: