Rywalizacja w Toyamie rozpoczęła się od spotkania zespołów Egiptu i Argentyny. W pierwszej części turnieju lepiej zaprezentowali się Albicelestes. Drużyna z Ameryki Południowej odniosła trzy zwycięstwa, w tym cenny triumf nad reprezentacją Iranu. Z kolei mistrzowie Afryki w pięciu pojedynkach pięciokrotnie zeszli z parkietu pokonani, ale w większości meczów pozostawili po sobie dobre wrażenie. Podopieczni Nehada Shehata przegrali po tie-breaku z gospodarzami, Kanadyjczykami oraz Australijczykami. Egipcjanie napędzili też sporego stracha Włochom, bowiem prowadzili z europejską drużyną 1:0 w setach i mieli swoje szanse na wygranie drugiej partii.
W środę Egipcjanie nie potwierdzili jednak swojej niezłej dyspozycji z wcześniejszych spotkań. Już premierowa partia toczyła się pod dyktando Argentyńczyków. Wynik oscylował wokół remisu tylko do pierwszej przerwy technicznej. Po powrocie na parkiet skuteczne ataki Facundo Conte i Cristiana Poglajena pozwoliły Albicelestes wypracować pięciopunktowe prowadzenie (14:9). Tradycyjnie w egipskim zespole ciężar zdobywania punktów spoczywał na Ahmedzie Abdelhayu. Lider drużyny spisywał się dobrze, ale brakowało mu wsparcia ze strony kolegów. Set zakończyłem się wynikiem 25:18 dla Argentyny. W końcówce ich grę dobrze poprowadził Luciano De Cecco. Przy dobrym przyjęciu rozgrywający kierował dużo piłek do środkowego Maximiliano Gauny, który odwdzięczył się efektywnymi zbiciami.
W drugiej partii Egipcjanie zdobyli o jeden punkt więcej, ale przewaga ich rywali była jeszcze bardziej widoczna. W afrykańskiej drużynie cały czas ciężar punktowania spoczywał na Ahmedzie Abdelhayu. Lider dwoił się i troił, ale nie był w stanie w pojedynek przeciwstawić się zespołowo grającemu rywalowi. Po drugiej stronie siatki motorem napędowym był Facundo Conte, który pewnie kończył ataki, a w połowie drugiego seta miał 80 procent skuteczności. Przyjmujący PGE Skry Bełchatów otrzymał jednak zdecydowanie większe wsparcie od kolegów. Egipcjan, a dokładniej Abdelhaya, stać było na jeden zryw przy stanie 10:16. Wówczas za sprawą bardzo mocnej zagrywki atakującego podopieczni Nehada Shehata zmniejszyli stratę do dwóch oczek (14:16). Odpowiedź Argentyńczyków była jednak bardzo szybka. Po asie serwisowym Conte ponownie objęli pięciopunktowe prowadzenie, a do końca seta podwyższyli je o jeszcze jedno oczko.
Argentyńczycy pokazali Biało-Czerwonym jak powinni zagrać w czwartkowym starciu z Egiptem. Przede wszystkim należy Afrykańczyków wybić z rytmu. Kiedy ich akcje zostaną kilka razy zablokowane albo wybronione błyskawiczne tracą pewność siebie. Wówczas rozgrywający 80 procent piłek kierują do Abdelhaya, a w zespole pojawia się zniechęcenie i niesnaski. Tak wyglądał obrazy gry reprezentacji Egiptu od drugiego seta i nic nie zmieniło się w trzeciej partii. Podopieczni Julio Velasco szybko wypracowali sobie prowadzenie i później pewnie je utrzymywali. Obok skutecznego Conte warto wyróżnić także Cristiana Poglajena oraz skutecznych środkowych. W trzeciej odsłonie meczu mistrzowie Afryki zdobyli 21 punktów, a seta jak i cały mecz zakończył efektownym i efektywnym zbiciem ze środka Maximiliano Gauna.
Argentyna - Egipt 3:0 (25:18, 25:19, 25:21)
Argentyna:
Conte (15), De Cecco (3), Poglajen (11), Sole (10), Zornetta (8), Gauna (9), Closter (libero)
Egipt:
Abou (3), Abdalla (1), Abdelhay (22), Abdelrehim (3), Hassan (1), Moneim (3), Moawad (libero) oraz Bekhit (5), Abdallah (1), Elkotb (5), Ahmed (1)
MVP: Luciano De Cecco