Kędzierzyńska ZAKSA wygrała pierwszy mecz w 2009 roku i od razu wróciła na fotel lidera rozgrywek PlusLigi. Po dwóch pierwszych setach w których podopieczni Krzysztofa Stelmacha wręcz zdemolowali gdański Trefl, niektórzy widzowie zaczęli powoli szykować się do wyjścia. - To już długo nie potrwa. Urządzą sobie "dożynki", a ja zdążę na autobus - mówili, jak zwykle śpieszący się, koledzy obserwujący mecz z miejsc prasowych.
Nic z tego. Musieli jeszcze kilkanaście minut poczekać. W trzeciej partii, zupełnie niespodziewanie, do walki poderwali się goście znad morza i prowadzili już nawet siedmioma punktami. - Niektórzy już nawet myśleli, że polegniemy – mówił trener Stelmach, który jednak nie na darmo ciągle tłumaczy zawodnikom, że mecz trwa do ostatniego gwizdka sędziego. - Czy wierzyłem, że się uda jeszcze dogonić rywali? Zawsze wierzę i nigdy nie rezygnuję - z uśmiechem komentował przebieg ostatniego seta, Michał Ruciak. To właśnie jego piekielnie mocne - i co ważne celne - serwisy pozwoliły kędzierzynianom odzyskać wiarę w sukces. - Ale mecz wygrała cała drużyna. Moje zagrywki może trochę pomogły, nie jestem jednak żadnym "ojcem" tego zwycięstwa - zastrzegł przyjmujący ZAKSY, który w grudniowym plebiscycie został przez kibiców ZAKSY uznany zawodnikiem miesiąca. Teraz dołożył do tego także statuetkę MVP pierwszego spotkania w 2009 roku.
Nie mogło jednak być inaczej. Każdy kto przeglądał statystyki z meczu ZAKSA – Trefl musiał zauważyć, że Ruciak pobił swój rekord w ilości zaserwowanych asów! Aż sześć razy przeciwnicy nie byli wstanie podbić piłki posyłanej przez kędzierzynianina zza linii końcowej boiska. - Nie, to nieprawda, że przez święta trenowałem w domu odbijając piłkę miedzy choinką a drzwiami - śmiał się Ruciak, trzymając w ręku statuetkę MVP spotkania. - Cieszę się jednak, że forma nie uciekła. Może to dlatego, że atmosfera świąt, które spędziłem z rodziną pozwoliła mi na chwilę oderwać się od siatkówki? Teraz można znowu grać z pełną koncentracją i znowu idzie mi tak dobrze - "tłumaczył" się najlepszy zawodnik ostatniego spotkania ZAKSY.
Dzięki sobotniemu zwycięstwu jego drużyna wróciła na fotel lidera PlusLigi. - To fajnie być na czele i wszyscy się cieszymy, ale najważniejsze mecze jeszcze przed nami i patrząc w przyszłość najważniejsze jest to, że przerwa świąteczno-noworoczna nie wpłynęła źle na nasza formę - ocenił pierwszy mecz w nowym roku coraz bardziej popularny "Drutev", który imponował nie tylko zagrywką. Zdobył dla swojej drużyny najwięcej, bo aż 19 punktów. Jedenaście z nich było efektem doskonale wykończonych kontr, kiedy piłki rozdzielał Grzegorz Pilarz. - Wiedzieliśmy wcześniej, że grał będzie Grzesiek i nie było większej różnicy w rozegraniu. Michał Masny ma kłopoty rodzinne i stąd ta zmiana, ale z Grześkiem grało mi się bardzo dobrze - ocenił Ruciak, który jak na przyjmującego przystało, nie tylko skutecznie atakował, a również doskonale przyjmował zagrywkę rywali. A to pozwalało Pilarzowi na dokładne rozegranie. Pięćdziesiąt procent przyjęcia w punkt i drugie pięćdziesiąt dobrego to do prawdy imponujący wynik.
Mówi się, że tak jak rozpoczniemy Nowy Rok tak będzie się układało przez następne miesiące. - Jeśli to prawda to teraz będziemy tylko wygrywali - żartował świetnie czujący się w Kędzierzynie Ruciak. - Poważnie jednak mówiąc zawsze walczymy o zwycięstwo i mam nadzieję, że następny wyjazdowy mecz z Delectą w Bydgoszczy też wygramy - dodał. Czy znowu będzie najlepszy na boisku? - To nie jest najważniejsze. Ważne, by zwycięstwo odniosła moja drużyna.