Karol Kłos: Już potrafimy toczyć równorzędną walkę z zespołami z ligi włoskiej

Mistrz Polski pokonał w drugiej rundzie play off LM wicemistrza Włoch i awansował do turnieju finałowego. Wcześniej bełchatowianie wyeliminowali mistrza Włoch.

Początek spotkania w łódzkiej Atlas Arenie w najmniejszym stopniu nie zapowiadał zwycięstwa PGE Skry. Goście dominowali w każdym elemencie i łatwo wygrali pierwszego seta. Drugi to była znacznie lepsza gra gospodarzy, którzy doprowadzili do remisu. W trzecim ekipa Sir Safety Perugia prowadziła już 15:8, a jednak podopieczni trenera Miguela Falaski zdołali ich dogonić i pokonać. - W pierwszym secie kilka rzeczy nam nie zaskoczyło. Perugia bardzo skutecznie atakowała, ale grali przez cały mecz na wysokiej piłce, pod koniec już gdzieś ich siły musiały opaść. Mieli dwóch zawodników, którzy ciągnęli im grę i atakowali cały czas na wysokiej piłce, w końcu musieliśmy ich wyblokować, obronić i skończyć kontratak. W trzecim secie naprawdę było już bardzo ciężko, przegrywaliśmy kilkoma punktami, a jednak to odwróciliśmy. To nam dodało bardzo dużo pewności siebie. A czwartego seta, po raz pierwszy w tym meczu, zaczęliśmy bardzo dobrze, cały czas mieliśmy przewagę kilku punktów i grało nam się z każdą akcją coraz lepiej, a wybloki i obrony bardzo nam w tym pomagały - analizował przebieg spotkania Karol Kłos.
[ad=rectangle]
W kluczowym trzecim secie na boisku pojawił się wracający po kontuzji Michał Winiarski, który wniósł nie tylko bardzo dobrą grę w przyjęciu i ataku, ale także poderwał swoich kolegów do walki. - Michał zagrał bardzo dobry mecz, szczególnie że zaczął skakać dzień wcześniej. Ale energia go już wręcz rozpierała, więc dobrze, że znalazła ujście i to akurat w tak ważnym momencie. On zagrał już takich meczów w życiu sporo, wszedł, uspokoił naszą grę i w przyjęciu, w obronie i w ataku skończył to co miał. Bardzo nam pomógł, nie wiadomo, jak by to się skończyło bez niego - chwalił kolegę z zespołu środkowy, ale jednocześnie podkreślał, że każdy z graczy wniósł coś od siebie do tego triumfu. - Cała nasza drużyna dołożyła się do tej wygranej, Aleksa (Brdjovic - przyp. red.) wszedł na rozegranie, uspokoił trochę grę, postawił kilka wyższych piłek do Mariusza (Wlazłego - przyp. red.)i on je skończył, więc wyciągnęliśmy tego seta także dzięki niemu. Naprawdę każdy kto wchodzi z ławki, pomaga bardzo mocno. Fajnie, że jesteśmy drużyną, że walczymy do samego końca, mimo że niejeden już by pomyślał w trzecim secie, że to już jest koniec, a my nie pękliśmy. Potrafiliśmy się podnieść i wygrać, to bardzo cieszy i napawa optymizmem, ciężko nas pokonać.

Oprócz udanego wejścia Michała Winiarskiego ważną rolę odegrała zagrywka bełchatowian, zwłaszcza floaty Karola Kłosa wykańczały włoskich przyjmujących. - Bardzo się cieszę, że skrzywdziliśmy przeciwnika naszym floatem, nie tylko ja, ale i Srecko czy inni. Ten float to jest mocna broń, można wyrządzić sporo krzywdy, a jednocześnie nie popełnia się aż tylu błędów co przy zagrywce z wyskoku. I mówię nie tylko o nas, ostry float Mateusza Miki to jest zabójstwo dla przyjmujących - mówił reprezentant Polski.

PGE Skra Bełchatów w drodze do turnieju finałowego Ligi Mistrzów w Berlinie pokonała mistrza i wicemistrza Włoch, a jeszcze niedawno polskie kluby regularnie przegrywały z rywalami z włoskiej ligi. - Nasz zespół, tak jak inne polskie zespoły, dojrzewa. Jesteśmy mistrzami świata i już się ich nie boimy jak kiedyś. Bardzo cieszy fakt, że nie tyle fizycznie i sportowo, ale przede wszystkim mentalnie jesteśmy w stanie toczyć z nimi równorzędną walkę. Wszystkie cztery drużyny które pojadą do Berlina, będą chciały wygrać, bo po to się jedzie na Final Four. Niestety wygrać może tylko jedna z nich. To jest turniej, jak każdy nieprzewidywalny. Dziś cieszymy się, że tam jesteśmy, ale to co najfajniejsze, najważniejsze i najciekawsze, to po co trenujemy cały rok, to dopiero przed nami i to cieszy jeszcze bardziej - zakończył bardzo uradowany Karol Kłos.

Źródło artykułu: