Marcin Olczyk: Rundę rewanżową Orlen Ligi rozpoczęłyście w łódzkiej Atlas Arenie. Jadąc do miasta włókniarzy mogłyście chyba w ciemno zakładać, że mecz potrwa pięć setów...
Paulina Maj-Erwardt: Budowlani to przede wszystkim bardzo dobry zespół. Mają w swoich szeregach wiele dobrych zawodniczek i z tą drużyną gra się bardzo trudno. Łodzianki są niezwykle doświadczone i waleczne, więc nastawiałyśmy się na poważny sprawdzian i ciężką rywalizację. Dobrze, że wyciągnęłyśmy wynik, bo przegrywałyśmy już przecież 0:2. Na szczęście, potrafiłyśmy się podnieść i zakończyć walkę po naszej myśli.
[ad=rectangle]
Dla was ten mecz rozpoczął się fatalnie. Pierwszy set przegrany do 15, w drugim roztrwoniona przewaga. Czy borykałyście się z jakimiś własnymi problemami, czy łodzianki grały aż tak dobrze?
- Nam na pewno brakowało cierpliwości. Chciałyśmy jak najszybciej skończyć każdą piłkę. Rywalki broniły, wyprowadzały kontry i w ten sposób wygrały dwie kolejne partie. My za bardzo chciałyśmy i grałyśmy za szybko. Przytrafiło się kilka nieporozumień, przeciwnikowi niekiedy sprzyjało szczęście i dlatego całość dla nas była niekorzystna. Później uspokoiłyśmy grę, poprawiłyśmy jakość w każdym elemencie i od razu przyszły rezultaty.
Wasz zespół w meczu z łodziankami zanotował bardzo słabą skuteczność ataku. W całym meczu było to 31 proc., ale już w samej pierwszej partii ledwie 21 proc. Czy przeciwnik zaskoczył was grą w bloku i ofiarną asekuracją?
- Było w tym wszystkim trochę nerwowości. Musiałyśmy wejść w mecz. W tej hali gra się bardzo trudno. Dziewczyny z Łodzi zaczęły bardzo dobrze i zdobywały sporo punktów. Z każdym setem one jednak coraz bardziej "siadały", a my naciskałyśmy mocniej, bo nie przyjechałyśmy do nich przecież przegrać 0:3. Trzeba pamiętać, że to trudny okres. Takie mecze przed świętami wszyscy gdzieś tam w głowach chcą jak najszybciej skończyć, a tak się, niestety, nie da.
Właśnie. Olbrzymi kamień spadł wam chyba z serca, bo przy stanie 0:2 i widmie porażki na koniec naprawdę dobrego roku święta byłyby pewnie znacznie mniej przyjemne?
- Dokładnie. Teraz na przerwę na pewno pojedziemy z lepszymi nastrojami, a po powrocie do klubu będziemy jeszcze bardziej zmotywowane, żeby ten ostatni w tym roku mecz z Legionovią u siebie rozstrzygnąć na naszą korzyść.
Przerwę macie bardzo krótką, bo już w weekend po świętach rozgrywana jest następna kolejka. Czy w takich okolicznościach można w ogóle odpocząć i skupić się na rodzinie?
- Tak. Te trzy dni świąt naprawdę będą chyba takie, że skorzystamy z nich w 100 procentach i każda z nas przede wszystkim odpocznie psychicznie. Ważne, żeby w tym czasie troszeczkę odłączyć głowę od spraw zawodowych i bardziej skoncentrować się na byciu z bliskimi, cieszyć się tymi chwilami.
Końcówka grudnia i pierwsze mecze w nowym roku powinny być dla was odrobinę łatwiejsze, zważywszy na fakt, że przed pięciosetowym bojem w Łodzi grałyście w krótkim odstępie czasu z niemal całą ligową czołówką. Teraz pora na znacznie niżej notowanych przeciwników.
- Uważam, że druga runda będzie dla nas trudniejsza. Powoli wszystkie drużyny zaczynają "odpalać" i nie będzie tak łatwo pokonać kogokolwiek. Coraz bardziej się już też wszyscy znamy. Z meczu na mecz dostępnych jest coraz więcej informacji o zawodniczkach, więc trudniej zdobywać punkty. Wydaje mi się zresztą, że z zespołami teoretycznie słabszymi gra się bardzo trudno, ponieważ one nie mają nic do stracenia i walczą. Każdy mecz jest na wagę złota, dlatego nie myślimy o gonieniu Chemika. Koncentrujemy się bardziej na swoich punktach i naszej dobrej grze, żeby zaprocentowało to w play-offach. Liga jest jeszcze długa, tak naprawdę nie jesteśmy nawet na półmetku, więc trzeba podchodzić do tego ze spokojem.
Czy jako zespół czujecie, że wasza gra jest coraz lepsza? Trzon drużyny z zeszłego sezonu udało się zachować, ale zgranie z nową atakującą i rozgrywającą nigdy nie jest łatwym zadaniem.
- Dziewczyny rozumieją się z Danicą (Radenković - przyp. red.) coraz lepiej. Wszystkie dobrze czujemy się w swoim gronie. Nasza forma na razie jednak trochę faluje. Nie jest to jeszcze ten poziom gry, który miałby być naszym docelowym, dającym możliwość wskoczenia czasem na jeszcze wyższy pułap. Pracujemy nad tym, żeby nie schodzić poniżej pewnego średniego poziomu. Chcemy przede wszystkim wyrównać tę formę.
Czy w takim razie jesteście zadowolone z dotychczasowego dorobku i pozycji w tabeli Orlen Ligi?
- Jasne. Za nami dwa przegrane spotkania i to jedno w stosunku 2:3, więc nie jest źle. Myślę, że przynajmniej większość tych meczów możemy ponownie rozstrzygnąć na naszą korzyść. Z zespołami z górnej półki na pewno nie będzie łatwo, ale z drugiej strony mamy Atom Trefl Sopot i Chemika Police u siebie. Może więc nasze ściany będą nam sprzyjać. Mecz z Impelem również będzie trudny. We wrocławskiej hali nie gra się łatwo. Mam jednak nadzieję, że będziemy małymi kroczkami posuwać się do przodu.
Patrząc na same wyniki końcówka roku w przypadku Polskiego Cukru Muszynianki wydaje się być udana. Czego w takim razie życzyć można pani na święta i kolejnych 12 miesięcy?
- Przede wszystkim zdrowia i czasu spędzonego z bliskimi, bo tego mi bardzo brakuje.
Czy właśnie teraz, w tej króciutkiej bożonarodzeniowej przerwie, uda się tych chwil z rodziną trochę wykraść?
- Tak. Moja rodzina przyjeżdża do mnie, więc jestem szczęśliwa, że teraz będziemy mogli dłużej pobyć razem. Wspólnie spędzimy całe święta. Ja z tego na pewno dużo wyniosę, bo będę miała dodatkowego kopa i energię mentalną, by dalej dawać z siebie jak najwięcej na boisku.