WGP: Żółte Tygrysy pokazały pazur, Turczynki sprawiły niespodziankę

W Tokio rozpoczęły się finały [tag=10832]World Grand Prix[/tag]. Pierwsze spotkania przyniosły punkty Chinkom i Turczynkom, które jako pierwszy zespół pokonały dotąd niezwyciężone Canarinhos.

Podopieczne Jenny Lang Ping rozpoczęły mecz przeciwko Żółtym Tygrysom niezwykle skupione. Od razu przeszły do zbudowania kilku punktowej przewagi, którą powiększały z piłki na piłkę. Nie do zatrzymania była dla Belgijek Chunlei Zeng. Kapitanka Chinek raz po raz omijała blok rywalek lub skutecznie go obijała wykorzystując przy tym swój atut, czyli leworęczność, co tylko utrudnia zadanie blokującym. Poważnym problemem Europejek był atak. Helene Rousseaux, którą szkoleniowiec posłał do walki w miejsce Lise van Hecke, dokonywała błędnych wyborów kierunków zbić i kilkakrotnie zdarzyło jej się przejść linię trzeciego metra, gdy atakowała z drugiej linii. Wszystko to sprawiało, że gra Azjatek się nakręcała i w pewnym momencie prowadziły w pierwszej partii 11 punktami (7:18)!
[ad=rectangle]
Po zmianie stron nastąpiło przebudzenie w ekipie brązowych medalistek mistrzostw Europy. Zawodniczki uspokoiły swoją grę i starały się wcielić w życie rady trenera. Przyjmowały dokładniej, dzięki czemu Frauke Dirickx mogła lepiej "obsługiwać" swoje koleżanki w ataku. Wyrównało to poziom rywalizacji i sprawiło, że Chinkom większość akcji nie wychodziła już tak łatwo jak wcześniej. Siatkarki Gerta Vande Broeka odzyskiwały pewność siebie i nie dawały się już tak łatwo oszukać na siatce. Dopiero w końcówce na chwilę się rozkojarzyły, ale udało im się powstrzymać napór rywalek i rozstrzygnąć partię na swoją korzyść.

Trzecia i czwarta odsłona należały już do zawodniczek Państwa Środka, które wróciły do swojej gry z pierwszego seta. Trzymały się konsekwentnie założeń trenerki i celowały zagrywką w libero przeciwnego zespołu, która miała problemy z dokładnym odbieraniem serwisów. Poprawiły również swój układ bloku zamykając szczelnie skos rywalkom. Jedna wolna strefa ataku powodowała nerwowość w poczynaniach zawodniczek z Niderlandów, które w miarę upływu czasu stawiały coraz mniejszy opór Azjatkom. Niestabilność gry Belgijek pozwoliła Chinkom na odniesienie pierwszego zwycięstwa w Final Six.

Najlepiej punktującą zawodniczką spotkania była Helene Rousseaux, która uzbierała 23 "oczka" (21 atakiem i 2 blokiem).

- Tylko w drugim secie pokazałyśmy, że potrafimy bronić piłki i grać na wysokim poziomie. W pozostałych partiach to nasze rywalki udowodniły, że są od nas o wiele lepsze. Musimy pokazać więcej woli walki. Na szczęście już jutro możemy poprawić naszą grę i wyeliminować problemy z atakiem, które dziś nas pogrążały - powiedziała po meczu Charlotte Leys.

Chiny - Belgia 3:1 (25:19, 25:27, 25:18, 25:15)

Belgia: Bland, Dirickx, Leys, Albrecht, Vandesteene, Rousseaux, Courtois (libero) oraz Coolman, Van De Vijver, Heyrman

Chiny: Z. Yang, J. Yang, Zeng, Liu, N. Wang, Li, Chen (libero) oraz H. Wang, F. Yang, Yuan

Chunlei Zeng poprowadziła swój zespół do zwycięstwa/fot. FIVB
Chunlei Zeng poprowadziła swój zespół do zwycięstwa/fot. FIVB

***

Drugie spotkanie było bardziej emocjonujące. Turczynki przystąpiły do niego z chłodną głową, gotowe na ciężką batalię. Chciały wywrzeć presję na rywalkach i narzucić im swój styl gry. W tym celu celowały zagrywką w Jaqueline, która miała problemy z przyjęciem. Kłopoty w odbiorze serwisów skutkowały niedokładnymi rozegraniami Dani Lins. Przez to jej koleżanki dostawały trudne piłki do ataku i często napotykały blok przeciwniczek. Skuteczna w fazie grupowej Thaisa została kilkakrotnie zablokowana. W pierwszej partii podopieczne Massimo Barboliniego dzieliły i rządziły na boisku pozostawiając w cieniu mistrzynie olimpijskie.

Kolejne sety były bardziej wyrównane. Brazylijki starały się prowadzić swoją grę, ale fizycznie odstawały od świetnie dysponowanych Turczynek. Gözde Sonsirma w duecie z Neriman Ozsoy rozmontowywały obronę Canarinhos. Na siatce zdecydowanie górą były zawodniczki z Azji Mniejszej. Po przegranej drugiej odsłonie i niekorzystnym wyniku w trzeciej (15:11), Ze Roberto zdecydował się na zmiany. Wymienił połowę wyjściowej szóstki i posłał do walki zmienniczki. Było to dobre posunięcie. Wypoczęte i głodne gry siatkarki pokazały, że są godne noszenia żółtych koszulek drużyny narodowej. Ich znakomita postawa i zgranie zadecydowały o wygraniu setów numer 3 i 4.

Tie-break układał się po myśli zawodniczek Kraju Czterech Mórz. Pomimo łatwych do odczytania rozegrań Naz Aydemir-Akyol, jej koleżanki kończyły ataki nawet na potrójnych blokach. W defensywie obie drużyny grały z taką determinacją, że mało która piłka trafiała w boisko nie podbita wcześniej w obronie. Ostatecznie z triumfu cieszyły się Turczynki, a Brazylijki musiały przełknąć gorycz pierwszej porażki w tegorocznym WGP.

Turcja - Brazylia 3:2 (25:18, 25:23, 21:25, 15:12)

Turcja: Sonsirma, Akman, Toksoy-Guidetti, Aydemir-Akyol, Ozsoy, Ismailoglu, Karadayi (libero) oraz Onal, Karakoyun, Basa

Brazylia: Fabiana, Dani Lins, Thaisa, Jaqueline, Sheilla, Garay, Brait (libero) oraz Fabiola, Tandara, Monique, Gabi, Carol

DrużynyMeczePunktySety
Chiny 1 3 3:1
Turcja 1 2 3:2
Brazylia 1 1 2:3
Belgia 1 0 1:3
Rosja 0 0 0:0
Japonia 0 0 0:0
Komentarze (1)
wislok
20.08.2014
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Jakoś całkiem radość z śledzenia siatki minęła jak człowiek dowiedział się o PPV Polsatu.