Trzy szybkie sety do dziewiętnastu, szesnastu i piętnastu punktów: nie takiego występu polskiej reprezentacji siatkarek spodziewano się w Koszalinie podczas rozgrywanego tam turnieju finałowego drugiej dywizji World Grand Prix. Siatkarki Piotra Makowskiego zapewniały, że nie pamiętają już nieudanego występu w holenderskim Doetinchem i zamierzają napisać nowy, lepszy rozdział swojej historii, ale ich plan legł z gruzach za sprawą niewiarygodnie skutecznej Lise van Hecke (25 punktów w trzech setach!) i jej koleżanek.
[ad=rectangle]
- Moje odczucia wobec tego meczu są takie, że chyba za bardzo chciałyśmy. Przez to, że byłyśmy spięte, nie potrafiłyśmy realizować własnych założeń. Ciała nas nie słuchały i nie robiłyśmy tego, co chciałyśmy na parkiecie - tłumaczyła po spotkaniu Agnieszka Kąkolewska, która nie mogła zaliczyć swojego występu do szczególnie udanych: zanotowała zaledwie jeden skuteczny blok na 14 prób, ponadto jej 6 punktów zdobytych w ataku były wątpliwej klasy wyczynem przy zdobyczach środkowych z przeciwnej drużyny
- Niby nikt nie nakłada na nas ogromnej presji, ale mimo to wiemy, że nas stać na wiele i zamierzamy udowadniać tym, którzy w nas nie wierzą, że potrafimy grać. Może w tym meczu za bardzo chciałyśmy i przez to kompletnie nic nie wychodziło - mówiła środkowa wrocławskiego Impela, wiedząc, że zarówno kibice, jak i siatkarscy eksperci krytykowali metodykę pracy z kadrą jej selekcjonera, a koszalińska porażka będzie dla nich jak woda na młyn.
Emilia Kajzer, zmienniczka pierwszej rozgrywającej kadry Izabeli Bełcik, nie kryła emocji podczas pomeczowych rozmów. - Żadna z nas nie wychodzi na boisko z nastawieniem, że nie da z siebie wszystkiego, zagra specjalnie źle i na przykład nie odbije akurat tej piłki. Trudno mi mówić na gorąco, co się stało, jakie są przyczyny tej porażki, ale da się wyróżnić kilka elementów, które nie wyszły najlepiej. Choćby zagrywka, w której nie popisałyśmy się, oraz duża ilość własnych błędów - uznała młoda zawodniczka Budowlanych Łódź.
Polska kadra spotykała się z podopiecznymi Gerta Vande Broeka na tyle często, by choć postarać się rozpracować rywala i wykorzystać jego słabe punkty. - Oczywiście, znamy się dość dobrze z Belgijkami, ale... trudno jest powiedzieć, co poszło nie tak. Oczywiście, jest w nas żal, że straciłyśmy szansę na wylot do Tokio na finały pierwszej dywizji, ale przecież w niedzielę tez jest dzień i trzeba powalczyć choćby o trzecie miejsce, prawda? - pytała ambitna Kajzer, która przypomniała chwilę potem: - Pamiętajmy, że ten zespół często się zmieniał, nie zawsze z własnej woli. Jak nie kontuzje, to rotacje w składzie... Potrzeba czasu, tylko czasu - zapewniała.
Oglądaj siatkówkę kobiet w Pilocie WP (link sponsorowany)