O krok od niespodzianki w Częstochowie (relacja)

Siatkarze Domex Tytan AZS Częstochowa po raz kolejny potwierdzili, że drzemią w nich ogromne umiejętności. Częstochowianie przegrali, co prawda w środowym spotkaniu w ramach drugiej kolejki siatkarskiej Ligi Mistrzów z greckim Iraklisem Thessaloniki 2:3, jednak "Akademicy” postawili ciężkie warunki faworyzowanym rywalom i dopiero w emocjonującej końcówce musieli przełknąć gorycz porażki. Choć jedna jaskółka wiosny nie czyni, to jednak po sromotnej porażce z AZS UWM Olsztyn, częstochowscy fani mają nareszcie powody do optymizmu.

Przed środowym pojedynkiem mało kto stawiał na częstochowian, którzy początku tego sezonu nie zaliczą do udanych. Pierwsze dwa sety zdawały się potwierdzać tą tezę, gdyż to Grecy szybko objęli prowadzenie 0:2. Częstochowianie grali jednak jak równy z równym z podopiecznymi trenera Kostasa Arseniadisa i w pierwszej partii długo zanosiło się na sukces wicemistrzów Polski. Po udanym ataku Smilena Mlyakova gospodarze prowadzili już 12:8, co zmusiło trenera Iraklisu do wzięcia czasu. "Akademicy" znów, jednak nie potrafili utrzymać wypracowanej przewagi i szybko roztrwonili czteropunktową zaliczkę. Po kilku udanych akcjach, ekipa z Salonik przejęła inicjatywę. Częstochowianie nie złożyli jednak broni głównie za sprawą Zbigniewa Bartmana, który tradycyjnie wiódł prym w ataku i kilkoma efektownymi atakami wlał w serca kolegów nadzieje na wygraną. Nie od dziś wiadomo, że piętą achillesową młodego zespołu spod Jasnej Góry jest gra w końcówkach, w której ważą się losy danej partii. Tym razem było podobnie. Udany atak Akrema Aleha, as serwisowy niemieckiego rozgrywającego Simona Tischera pogrzebały nadzieję gospodarzy, którzy po nieudanym ataku Bartmana przegrali 21:25.

Drugi set długo miał bliźniaczo podobny przebieg do inauguracyjnej partii. Do pewnego momentu podopieczni Radosława Panasa dotrzymywali kroku rywalom, jednak błędy w ataku i niedokładne, szwankujące przyjęcie okazały się wodą na młyn dla siatkarzy z dalekiej Grecji. Ponoć gra się tak, jak przeciwnik pozwala, a prawda jest taka, że to Grecy dzielili i rządzili na placu gry i mimo kilku przebłysków i zrywów gospodarzy, kontrolowali boiskowe wydarzenia. Kluczem do sukcesu zespołu z Salonik była przede wszystkim dobra i mocna zagrywka, z którą nie mogli poradzić sobie czy to Bartman, czy Paweł Zatorski. W tym elemencie brylowali zwłaszcza Tischer oraz Szwed, Marcus Nilsson, którego zagrywka siała postrach w szeregach "Akademików”. Wszystko to złożyło się na pewną wygraną Iraklisu 20:25 i wydawało się, że lada moment przyjezdni przypieczętują swój sukces i spod Jasnej Góry wyjadą z pełną pulą.

Przez długi czas wszystko układało się po myśli siatkarzy z Grecji. "Akademicy” długo nie mogli znaleźć recepty na leworęcznego Nilssona, a ze środka regularnie punkty zdobywali Smaragdis oraz Gerasimos i wszystko znów miało rozstrzygać się w końcówce. Tym razem, to jednak częstochowianie wzięli sprawy w swoje ręce i nauczeni poprzednimi niepowodzeniami, doszli do głosu. Kluczowym elementem siatkarskiego rzemiosła okazał się szczelny blok, na który przy stanie 20:20 dwukrotnie nadział się Nilsson, dotąd prawie nieomylny w ataku i regularny, niczym w szwajcarskim zegarku. Po chwili Grekom znów przypomniał się Bartman, a nieporozumienia Simona Tischera z jednym ze środkowych dało "Akademikom” piłkę setową. Emocje sięgnęły zenitu, a częstochowianie zadbali oto, by podnieść kibicom ciśnienie. Najpierw złą passę w ataku przerwał Nilsson, a po chwili Charitonidis na medal wywiązał się ze swojej roli i zagrywką ustrzelił Pawła Zatorskiego. Rezerwowy rozgrywający Iraklisu nie wytrzymał, jednak presji i po chwili posłał piłkę w aut i w rezultacie wygrana "Akademików” stała się faktem.

Udana końcówka trzeciej odsłony podziałała wyraźnie mobilizująco na częstochowian, którzy zwietrzyli swoją szansę. W ataku szalał Bartosz Janeczek, który po raz kolejny znakomicie zastąpił Smilena Mlyakova, a na środku wreszcie na miarę swych możliwości zagrał Piotr Nowakowski. Dobre wrażenie pozostawił po sobie także Andrzej Wrona, który w trzeciej partii zajął miejsce Dawida Gunii. Częstochowianie niesieni dopingiem kibiców długo rozdawali karty i utrzymywali kilkupunktową przewagę, jednak kilka błędów własnych i szczelny blok po stronie gości znów sprawił, że spotkanie nabrało rumieńców i emocji było co nie miara. Własne "ściany” podobną pomagają i w czwartym secie doping własnej publiczności dodał "skrzydeł” ekipie Radosława Panasa, zwłaszcza w końcówce. Przy stanie 22:21 w aut zaserwował dobrze znany w naszym kraju, Plamen Konstantinov, a po chwili kropkę nad "i” atakiem ze środka postawił Nowakowski i znów częstochowscy kibice doczekali się tie-breaka.

Tym samym, jak bumerang wśród kibiców wróciła magia spotkania z Treflem Gdańsk, w którym częstochowianie odnotowali, jak dotąd swoje jedyne zwycięstwo w tym sezonie. Wszyscy liczyli na powtórkę z rozrywki, gdyż częstochowianie wyraźnie złapali "wiatr w żagle” i mieli wszelkie predyspozycje ku temu, by pokonać grecką ekipę. Od początku piątej odsłony, to jednak Grecy wyszli na prowadzenie. Przy rezultacie 4:5 asem serwisowym popisał się Nikolaos Smaragdis. Częstochowianie szybko odrobili straty i przy zmianie stron Grecy mieli tylko jeden punkt w zanadrzu. Po chwili, jednak Grecy znów włączyli "szósty bieg” i z wyniku 7:8 zrobiło się najpierw 8:10, a po chwili po autowym ataku Wrony już 9:12. Efektów nie przyniósł nawet czas, z którego skorzystał szkoleniowiec, Radosław Panas. Grecy nie wypuścili już z rąk wygranej i ostatecznie zwyciężyli 15:11 i w całym pojedynku 3:2.

"Akademicy” nie mają się, jednak czego wstydzić, gdyż postawili rywalom trudne warunki i "tanio skóry nie sprzedali”. Częstochowianie wciąż spisują się, jednak w "kratkę”, przeplatając dobre spotkania ze słabymi i z pewnością nad tym drużyna musi jeszcze pracować. Nikt nie ma, bowiem cienia złudzeń, że częstochowska młodzież ma "papiery” do gry na najwyższym poziomie, a takie pojedynki, choć przegrane mogą okazać się niezwykle cenne w perspektywie budowania nowego zespołu. Wielu zawodników, których ma do dyspozycji trener Radosław Panas to bowiem wciąż melodia przyszłości i wiele jeszcze upłynie wody w Wiśle, zanim częstochowianie nabiorą ogłady i tak potrzebnego, często decydującego o losach spotkania, doświadczenia na europejskich salonach.

- Na pewno pozostał niedosyt, gdyż mieliśmy swoje szanse w tie – breaku i gdyby nie nasze błędy, to kto wie, jak potoczyłby się ten set, gdyż mieliśmy kilka piłek w górze. Mam do siebie trochę pretensji - mówił po meczu zawiedziony libero, Paweł Zatorski.

Domex Tytan AZS Częstochowa – Iraklis Thessaloniki 2:3 (21:25, 20:25, 25:23, 25:23, 11:15)

Składy:

AZS Częstochowa: Stelmach, Bartman, Nowakowski, Gradowski, Gunia, Mlyakov, Zatorski (libero) oraz Janeczek, Drzyzga, Wierzbowski, Wrona, Michalczyk.

Iraklis Thessaloniki: Tischer, Konstantinov, Smaragdis, Aleh, Gerasimos, Nilsson, Koulieris (libero) oraz Denison, Charitonidis, Brooks.

Sędziowie:

- Dusan Hodok (Słowacja)

- Phillippe Vereecke (Francja)

Delegat CEV: Jiri Gottwald (Czechy)

Źródło artykułu: