Oczywiście określenie Mateusza Miki mianem "odkrycia" niektórzy uznać mogą za spore nadużycie. Zawodnik ten debiutował w kadrze narodowej już w 2010 roku (mając wtedy zaledwie 19 lat!), a o siatkówkę na najwyższym poziomie "ocierał" się przez pewien czas w Asseco Resovii Rzeszów. Nie każdy musi go jednak dobrze pamiętać. Mistrz Polski z 2012 i 2013 roku w walce o najwyższe cele potrzebował bowiem doraźnych rozwiązań, a młody polski talent nie stanowił alternatywy dla ściąganych z zagranicy gwiazd. Tułał się więc - z różnym skutkiem - po wypożyczeniach.
Najpierw oddelegowano go do Lotosu Trefla Gdańsk, gdzie powstać miała całkiem niezła drużyna. Skończyło się jednak na płonnych nadziejach, a zespół z Trójmiasta w 2013 roku rozgrywki zakończył na 8. miejscu. Na tle miernej gry całego drużyny Mika wcale jakoś wybitnie się nie wyróżniał. Zdawali sobie z tego sprawę działacze Resovii, którzy na kolejny sezon wysłali go już poza granice kraju. Montpellier Volley do potentatów ligi francuskiej nie należy, ale talent polskiego przyjmującego był w stanie odkurzyć Philippe Blain. Pod jego opieką Mika stał się wiodącą postacią swojego zespołu i, choć rozgrywki zakończył dopiero na 12. miejscu, to nazwisko Polaka coraz częściej przewijało się w raportach krajowych mediów.
Przenosiny do Francji, mimo wcześniejszych obaw, mogą okazać się kluczowym ruchem dla dalszego rozwoju i kariery zawodnika. Los chciał, że Mika trafił pod skrzydła doświadczonego szkoleniowca, który w międzyczasie został członkiem sztabu szkoleniowego reprezentacji Polski. Nie dość, że polski przyjmujący zapracował sobie u niego na znakomitą opinię (co Blain podkreślał w niemal każdym udzielonym w Polsce wywiadzie) to jeszcze nabrał ogłady i doświadczenia w międzynarodowym otoczeniu, radząc sobie rok w zupełnie obcym kraju.
Stephane Antiga ceni sobie zdanie Blaina, dlatego Mika szybko znalazł się w kręgu reprezentantów, którzy mogą mieć nadzieję na powołanie na mistrzostwa świata. Turniej kwalifikacyjny do mistrzostw Europy był jedynie zadaniem, w którym liczyła się szybka realizacja celu, dlatego selekcjoner od początku postawił na pewniaków (trzon reprezentacji z zeszłego roku wzmocniony o doświadczonych: Pawła Zagumnego i Mariusza Wlazłego). Po kontuzji Michała Kubiaka pierwszym w kolejce do dołączenia do zespołu okazał się właśnie Mika, który miał nawet okazję na mecz z Macedonią wyjść w pierwszym składzie.
Fajerwerków na Słowenii może i nie było, ale już niespełna tydzień później w Brazylii wychowanek Hejnału Kęty pokazał, że stać go na wiele. W pierwszym meczu przeciwko gospodarzom był jednym z najlepszych Polaków na parkiecie, radząc sobie bardzo dobrze w obronie i przyjęciu, a jeszcze lepiej w ofensywie. Skończył 9 z 16 piłek, a nie wszystkie sytuacje, w których się znalazł, należały do łatwych. Oczywiście jedna jaskółka wiosny nie czyni, ale jeśli jest to jaskółka, która radzi sobie na tle brazylijskich kanarków, to trzeba mieć ją na oku.
Najbliższe tygodnie mogą zaważyć na dalszej karierze Miki. Pod nieobecność Kubiaka, a także uwzględniając słabszą dyspozycję Michała Winiarskiego czy Bartosza Kurka, ich młodszy kolega może wykorzystać otrzymany od Blaina kredyt zaufania i zadomowić się w kadrze na dobre. W międzyczasie Mika będzie też musiał zadecydować o swojej przynależności klubowej, ponieważ wiadomo już, że do Resovii nie wróci. Jeśli wierzyć transferowym plotkom, w przyszłym sezonie trafić może ponownie do Gdańska, gdzie pod dowództwem Andrei Anastasiego budowana ma być kolejna ligowa potęga, lub do PGE Skry Bełchatów, czyli zespołu aktualnego mistrza Polski, w którym w rywalizacji o miejsce w podstawowym składzie z Nicolasem Marechalem i Wojciechem Włodarczykiem wcale nie byłby bez szans. Podobno nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Co na to sam zainteresowany?
Marcin Olczyk
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)