Siedmiokrotny mistrz Polski ma za sobą dwa słabsze sezony. Zwłaszcza o ostatnim w Bełchatowie chciano by zapewne raz na zawsze zapomnieć. Teraz jednak odmieniony latem zespół pisze nową historię i jest na najlepszej drodze, by zdobyć ósme mistrzostwo kraju na przestrzeni zaledwie dziesięciu lat. O ile PGE Skra od początku sezonu uznawana była za jednego z pretendentów do tytułu, o tyle w ostatnich tygodniach zapracowała na miano głównego faworyta rozgrywek. Nic dziwnego, skoro w półfinale PlusLigi bełchatowianie w trzech meczach odprawili z kwitkiem brązowego medalistę Ligi Mistrzów (pozwalając mu wygrać dwa sety jedynie na inaugurację rywalizacji), a następnie już w walce o złoto dwukrotnie ograli obrońcę trofeum na wyjeździe. Szczególnie drugie zwycięstwo ogranicza nadzieje Asseco Resovii Rzeszów, która w partiach numer 2 i 3 ugrała zaledwie 17 i 15 oczek. Trudno się dziwić głosom ekspertów, którzy nie wierzą w powrót obu zespołów do Rzeszowa na piąte spotkanie.
Zespół Andrzeja Kowala szans swojej drużyny upatrywać może jedynie w sferze psychicznej, gdyż po długim i wyczerpującym sezonie w 4 dni nie mógł odmienić drużyny pod względem fizycznym, a na tym polu podopieczni Miguela Falaski wydają się być poza zasięgiem. - Skra ma dopiero dwa mecze, a żeby zdobyć tytuł trzeba wygrać trzy. Zobaczymy co będzie w Bełchatowie. Może Skra zacznie już świętować? Trzeba liczyć na łut szczęścia - zaznacza Dawid Konarski, dając jednocześnie do zrozumienia, że jego i kolegów uratować mogą jedynie bardzo sprzyjające okoliczności. Resovia pokazała jednak w półfinale, że nigdy się nie poddaje. Mimo iż przegrywała 0:2 w meczach i setach trzeciej potyczki, odwróciła na wyjeździe losy rywalizacji i mogła przed własną publicznością w piątym meczu świętować awans do wielkiego finału.
Różnica polega jednak na tym, że kędzierzynianie w meczach z Resovią mieli swoje problemy. Skra zaś wydaje się być o nich wolna. Trudno jednym tchem wymienić wszystkie atuty bełchatowian. Podstawową różnicę robi postać rozgrywającego Nicolasa Uriarte, który gra szybko i różnorodnie, a co za tym idzie - nieprzewidywalnie. Nie można jednak zapominać o znakomitej, najlepszej od lat, dyspozycji Mariusza Wlazłego (69% skuteczności w drugim meczu finału!), ale też rewelacyjnej gry wszechstronnego Facundo Conte. Pretendent do tytułu wydaje się nie mieć słabych stron. - Póki co bardzo się cieszymy z dwóch zwycięstw, ale jeszcze ten finał się nie skończył - studzi jednak nastroje Daniel Pliński. Tak myśli zresztą większość osób związanych z bełchatowskim klubem. Zdecydowanie za wcześnie, by dzielić skórę na niedźwiedziu, jednak losy rywalizacji na pewno spoczywają w rękach siatkarzy Skry i tylko oni mogą mistrzostwo z nich wypuścić.
Niedzielny mecz może być wyjątkowy nie tylko z uwagi na znaczenie dla losów mistrzostwa Polski. W przypadku zwycięstwa gospodarzy, będzie to jednocześnie ostatnie spotkanie w karierze zawodniczej Stephane Antiga, który mianowany został selekcjonerem reprezentacji naszego kraju i tej roli odda się w pełni po zakończeniu ligowego sezonu. Francuski przyjmujący ma na swoim koncie cztery ligowe medale - wszystkie zdobyte w barwach Skry. Karierę siatkarza zakończyć może więc na "piątkę".
- To co było, nie ma znaczenia. To co będzie, jest dla nas najważniejsze. Musimy wyjść i zagrać tak, jakby ten jeden mecz decydował o mistrzostwie Polski. Co będzie? Zobaczymy. Na pewno musimy zagrać odważniej i zdecydowanie lepiej, szczególnie w zagrywce - przekonuje Kowal. Czy rzeszowianie będą w stanie wznieść się na wyżyny swoich możliwości i zaskoczyć będącego w znakomitej formie i komfortowej sytuacji rywala? Nie mają wyjścia, gdyż w przeciwnym wypadku już w niedzielę poznamy nowego mistrza Polski.
Ewentualne spotkanie numer cztery zaplanowano na godzinę 20:00 w poniedziałek 28 kwietnia, również w Bełchatowie.
PGE Skra Bełchatów - Asseco Resovia Rzeszów / niedziela 27.04.02014 r. godz. 14:45
Cud dwa razy się nie zdarza bo wtedy nie jest już cudem a Zaksa jest akurat specjalistką od frajerskich Czytaj całość