Nico Freriks: Na szaleństwo przyjdzie czas

Siatkarze Jastrzębskiego Węgla wciąż analizują w głowach niefortunny mecz z Politechniką Warszawską, w którym pozwolili gościom przejąć inicjatywę, cofając się do głębokiej defensywy. - Początek w naszym wykonaniu był dramatyczny. Warszawianie rozpoczęli z najwyższego "c”, a my nie potrafiliśmy zapanować nad przyjęciem zagrywki - analizuje Nico Freriks.

Holender uważa, że głównymi kreatorami zdarzeń na boisku nie byli tym razem rozgrywający obu ekip, a…. zagrywka. - Kolejne sety wygrywał zespół, który lepiej prezentował się w tym elemencie.

Kiedy którejś z drużyn udało się uregulować własną zagrywkę, stabilizowało się także jej przyjęcie. Jak na ironię, trener Roberto Santilli przestrzegał swoich zawodników przed spotkaniem z Politechniką, że najsilniejszą bronią gości ze stolicy jest właśnie kąśliwy serwis. - Zaznaczył, że pokonamy ich tylko wtedy, kiedy sami będziemy serwować dobrze.

Freriks podkreśla, że jego zespół miał, tak zresztą jak przed każdym innym spotkaniem, ściśle sprecyzowaną taktykę. Są jednak takie mecze, kiedy nie wiedzieć czemu, wszystkie założenia biorą w łeb. Tak było w sobotę. Niekorzystny układ wydarzeń boiskowych spowodował, że tak doświadczeni gracze, jak Prygiel, Samica czy Hardy, zamiast trzymać się ustaleń, grali praktycznie na oślep. - Po pierwszym, dość wysoko przegranym secie postawiliśmy wszystko na jedną kartę i nie oglądając się na taktykę, ratowaliśmy wynik - zdradza siatkarz z Jastrzębia.

Widząc nieporadność swojej drużyny podenerwowany Trener Santilli wpuścił na boisko rezerwowych. W drugim secie zdjął Czarnowskiego, a w czwartym Hardego - zawodników, których dotąd stawiał bardzo wysoko w swojej hierarchii. - Świetną zmianę dał Adam Nowik. Moim skromnym zdaniem to on w znacznej mierze przyczynił się do zwycięstwa nad Politechniką Warszawską - ocenia Freriks, który jednocześnie ma sporo pretensji do własnych poczynań w spotkaniu z "Inżynierami”. - Nie potrafiłem zagrać mądrze, a przede wszystkim dokładnie wysoką piłką na skrzydła i to była wręcz kopalnia punktów dla przeciwników - przyznaje.

Pozostałe elementy gry, zdaniem Holendra układały się znacznie korzystniej, mimo iż wciąż nie ma w jego wystawach takiej wirtuozerii, jaką znamy z występów w reprezentacji czy poprzednim klubie Knack Roeselare. - Czuję się już w zespole pewnie, ale wciąż nie gram na swoim normalnym poziomie. Na pewno brakuje trochę gry pierwszym tempem, ale też i z przyjęciem bywa różnie. Lubię ryzyko, ale żeby pozwolić sobie na więcej szaleństwa, muszę najpierw dobrze poznać swoich kolegów - tłumaczy zawodnik.

W sporcie najważniejsza jest cierpliwość. Zespół Jastrzębskiego Węgla sukcesywnie buduje wysoką dysozycję i nieustannie pracuje nad rozwiązywaniem pojawiających się problemów. Siatkarze z Szerokiej podkreślają, że są świadomi swoich mankamentów i starają się krok po kroku je eliminować. Szczyt formy ma przyjść na play - offy, bo wtedy stoczy się decydująca batalia. - Ja jednak chciałbym poprawić swoją grę już teraz i prezentować najwyższy poziom cały czas, nie tylko w końcówce sezonu - wyznaje nieco zniecierpliwiony Freriks.

Reprezentant Holandii podpisał kontrakt w Polsce, bo chciał zagrać w lidze o znacznie wyższym poziomie, niż belgijska. Na razie, choć śląski zespół konfrontował siły wyłącznie z niżej notowanymi rywalami, nie zawiódł swoich oczekiwań. - Lubię rywalizację, lubię zaciętą walkę i bardzo mnie cieszy, że tak właśnie wygląda PlusLiga. Bardzo też lubię wygrywać, więc mam nadzieję, że to pasmo zwycięstw będzie trwać jak najdłużej.

Komentarze (0)