Jastrzębski Węgiel nie był na pewno faworytem przed środowym starciem z Halkbankiem. Nawet kibice w Polsce nie do końca wierzyli w zwycięstwo naszej drużyny. O optymizm nie było łatwo, ponieważ ekipa z Ankary zespołem tureckim jest tylko z nazwy. Trzon zespołu stanowią bowiem zaprawieni w boju mistrzowie związani wcześniej z potęgą Trentino Volley - najlepszą w ostatnich latach siatkarską drużyną na świecie. Zespół prowadzony z ławki przez Bułgara Radostina Stojczewa, a bezpośrednio spod siatki przez doświadczonego Brazylijczyka Raphaela Vieirę de Oliveirę posiada w swoich szeregach dwie "armaty" klasy światowej: Osmany'ego Juantorenę i Mateja Kazijskiego. Pokonanie takiego rywala przez ekipę z Polski to niewątpliwie wspaniały prezent świąteczny dla kibiców siatkarskich w całym kraju, zwłaszcza że kończący się właśnie rok obfitował w wiele rozczarowań na arenie międzynarodowej.
Przeprowadzone w czwartek losowanie fazy pucharowej Champions League potwierdziło, że warto bić się do ostatniej piłki o zwycięstwo w grupie. Dzięki środowej wiktorii i wygraniu (w dobrym stylu) grupy Jastrzębski Węgiel trafił na jeden z najsłabszych zespołów w stawce tych, które awansowały (szczęście sprzyjało też Asseco Resovii Rzeszów, bo zwycięzca grupy z najmniejszą liczbą punktów trafić mógł na ekipy z Włoch czy Rosji, a ostatecznie zagra z Belgami).
Obecna sytuacja w Lidze Mistrzów ekipy Lorenzo Bernardiego może przypominać wielu obserwatorom sezon 2010/2011. Wtedy to zespół ze Śląska dotarł aż do Final Four tych rozgrywek. Żeby tego dokonać musiał wcześniej wygrać swoją grupę kwalifikacyjną (o pierwszej lokacie, podobnie jak w tym roku, decydował ostatni mecz), co pozwoliło mu w kolejnych fazach omijać najsilniejsze ekipy kontynentu. Tym razem scenariusz wydaje się być bardzo podobny. Drużyna Tours VB to przeciwnik z podobnej półki co TSV Unterhaching, które JW ograł w 2011 roku w pierwszej fazie play-off LM. Brązowi medaliści PlusLigi, jeśli tylko ograją Francuzów, w fazie decydującej o awansie do Final Four mierzyć się będą z Asseco Resovią lub belgijskim Knack Roeselare. Trzy lata temu na tym właśnie etapie Jastrzębski Węgiel odprawił z kwitkiem inny zespół z tego kraju - Noliko Maaseik. Czy teraz może być podobnie?
Znając system organizacji turniejów finałowych, już w Turcji Jastrzębianie (oczywiście optymistycznie zakładając awans) trafić mogą z kolei na… Halkbank Ankara. Z doświadczenia wiadomo bowiem, że gospodarz robi zwykle wszystko, by w półfinale ominąć rywali z Włoch i Rosji.
Siatkówka na SportoweFakty.pl - nasz profil na Facebooku. Dla wszystkich fanów volleya i nie tylko! Kliknij i polub nas. Wolisz ćwierkać? Na Twitterze też jesteśmy!
Podopieczni Lorenzo Bernardiego wyglądają w tym sezonie na zespół bardzo mocny. "Mózgiem" jest Michał Masny, który gra jeszcze lepiej niż w Bydgoszczy. Oprócz niego team z Jastrzębia-Zdroju ma swoich szeregach dwóch naturalnych liderów. Pierwszy z nich to kapitan Michał Łasko - wychowany przez włoską szkołę siatkówki atakujący o uznanej marce na całym świecie. Drugim zaś jest polski wulkan energii Michał Kubiak - gwiazda środowego meczu z Halkbankiem, zawodnik niezwykle dynamiczny i zawsze maksymalnie zdeterminowany (aż chce się zapytać, czy gdyby latem był w takiej formie jak ostatnio to Andrea Anastasi wciąż byłby selekcjonerem reprezentacji Polski?). Wspierają ich doświadczeni: Krzysztof Gierczyński (najstarszy w zespole) i Rob Bontje oraz młodsi, ale niezwykle utalentowani: Simon Van De Voorde i Damian Wojtaszek.
Tak zbudowany zespół powinien liczyć się w Europie. Warunek jest jednak jeden: musi mieć zaplecze w postaci silnej i konkurencyjnej ławki rezerwowych. Na szczęście na tym polu sytuacja wygląda (a przynajmniej zaczyna wyglądać) naprawdę optymistycznie. Do gry wracają: Patryk Czarnowski i Nicolas Marechal, którzy powinni stanowić duże wzmocnienie drużyny. Jest jeszcze solidny i ograny w lidze włoskiej Alen Pajenk i zdecydowanie najmłodsi: Mateusz Malinowski (21 lat) oraz Jakub Popiwczak (17!), którzy potwierdzili, że już w tak młodym wieku mogą być wartościowymi zmiennikami. Bernardi dysponuje więc materiałem na klasowy zespół. Pozwala to mieć nadzieję, że wygrana z Halkbankiem może okazać tylko preludium do czegoś naprawdę wielkiego.
Nie znam się za bardzo na chińskim kalendarzu, ale jednego zwierzęcia chyba w nim brakuje. Wydaje mi się bowiem, że rok 2014 należeć może do Jastrzębi(a)…
Marcin Olczyk