Tomasz Rosiński: Chyba pan odetchnął po zdobyciu pierwszych trzech punktów przez Effectora Kielce w nowym sezonie PlusLigi, pokonując Lotos Trefl Gdańsk?
Dariusz Daszkiewicz: Na pewno mamy lepsze samopoczucie po zdobyciu pierwszych punktów. Łatwo nie było. My zagraliśmy bardzo dobre spotkanie - wszyscy zawodnicy, nie było jakiegoś słabszego punktu. Nam przede wszystkim udało się wyłączyć z gry Kubę Jarosza, bo wiedzieliśmy, że główna siła ataku gdańszczan leży po jego stronie oraz Wojtka Żalińskiego. Zagraliśmy w ataku fantastycznie. Wystarczy powiedzieć, że najsłabszy gracz miał u nas 50 procent skuteczności, a najlepszy - Łukasz Polański - 83 procent. Zaprezentowaliśmy się także dobrze w bloku oraz w obronie. Sporo było piłek wyblokowanych, co umożliwiało nam wyprowadzanie kontrataków.
W pierwszej kolejce pańscy podopieczni zagrali słabo w spotkaniu z warszawską Politechniką, ale w starciu z PGE Skrą było już widać światełko w tunelu.
- Co do wcześniejszych meczów, to tego meczu z AZS Politechniką Warszawską bardzo nam szkoda, bo mieliśmy swoje szanse na wygranie jednego seta, wtedy ten wynik byłby wyrównany, i może ta gra poszłaby łatwiej. My mamy ten zespół bardzo młody, dopiero od niedawna trenujący ze sobą razem, więc każdy mecz dla nas jest bardzo ważny. Mam nadzieję, że z każdym spotkaniem będzie to coraz lepiej wyglądało. Wiem, że nie unikniemy też słabszych występów, bo młodość ma to do siebie, że można w jednym tygodniu zagrać fantastyczne zawody, a w następnym już niekoniecznie. Zdajemy sobie sprawę, że o punkty w PlusLidze nie będzie łatwo, ponieważ każdy z zespołów ma jasny cel: bycie w ósemce. Cztery zespoły będą poza tą "8". Uważam, że ta liga będzie bardzo ciekawa, bardzo wyrównana do końca sezonu.
Adrian Staszewski przed tygodniem w rozmowie z naszym portalem mówił, że kiepskie zgranie to największy mankament Effectora. Gdzie pan widzi jeszcze rezerwy w swoim zespole?
- Musimy poprawiać się w każdym elemencie. Ja byłbym zadowolony, jakbyśmy zawsze grali na takim procencie skuteczności, jak w meczu z Treflem Gdańsk, ale zdaję sobie sprawę, że takie rzeczy się na co dzień nie zdarzają. Fajnie wygrywa się, kiedy cały zespół bardzo dobrze się prezentuje. Sztuką jest jednak mieć słabszy dzień, a wyjść zwycięsko z meczu.
Już w piątek Effector Kielce zmierzy się z AZS-em Częstochowa i wydaje się, że realnie możecie upatrywać w tym spotkaniu szansy na kolejne "oczka" do tabeli PlusLigi.
- Faworytem w tym meczu będzie zespół z Częstochowy, mający doświadczonych zawodników: Bąkiewicza, Murka, czy Michała Kozłowskiego. Ponadto w ich składzie jest kilku młodych, ale zaznajomionych z parkietami PlusLigi siatkarzy, jak choćby Hebda, Kaczyński, Piechocki.
Chyba nie może pan żałować, że niemal prosto z budowy udało się sprowadzić atakującego Sławomira Jungiewicza?
- Zdecydowanie nie. Ze Sławkiem podjęliśmy delikatne rozmowy w tamtym roku, ale on nie do końca był wtedy gotowy. Musiała w nim dojrzeć ta decyzja, że chce wrócić i wznowić karierę. Mam nadzieję, że z meczu na mecz będzie coraz lepiej grał, chociaż z gdańszczanami pokazał się z bardzo dobrej strony - zdobył 20 punktów, biorąc pod uwagę, że dużo ciężkich piłek było do niego kierowanych.
Dla wielu jest zaskoczeniem, że Jungiewicz był w stanie wywalczyć sobie miejsce w wyjściowym składzie, kosztem Bruno Romanuttiego, którego nie tak dawno mogliśmy oglądać w meczach przeciwko Polsce w Lidze Światowej.
- Chciałbym, żeby ta forma Sławka Jungiewicza była ustabilizowana. Nie ukrywam, że mam dużą nadzieję, że do tej rywalizacji włączy się właśnie Bruno Romanutti, na którego też bardzo w klubie liczymy. Na chwilę obecną Sławek jest w lepszej dyspozycji.
A jak czuje się z tym Romanutti, który przybywał do Polski jako reprezentant Argentyny i potencjalna gwiazda rozgrywek nad Wisłą?
- Ja myślę, że żaden sportowiec nie jest tak do końca z tą rolą rezerwowego, gdyż każdy trenuje, po to wylewa litry potu, żeby być w tym pierwszym składzie. Może grać sześciu na boisku i nie pozostaje jemu, ale i również Adrianowi Staszewskiemu, jak tylko pracować nad tym, żeby w tej "6" się znaleźć. Taka zdrowa rywalizacja zarówno zawodnikom wyjdzie na dobre, oraz całemu zespołowi.
Kolejnym pozytywnym zaskoczeniem jest 22-letni przyjmujący Adrian Buchowski, który pokazał już w meczu ze Skrą, że może być pomocny drużynie.
- Adrian zagrał dobre zawody z Treflem, chociaż nie ustrzegł się błędów. Czas będzie pracował dla niego z korzyścią.
Siatkówka na SportoweFakty.pl - nasz profil na Facebooku. Dla wszystkich fanów volleya i nie tylko! Kliknij i polub nas. Wolisz ćwierkać? Na Twitterze też jesteśmy!