Adrian Dudkiewicz: Ilu było chętnych kandydatów do gry w bydgoskim klubie?
Piotr Sieńko: Szczerze powiem, że około setki. Mieliśmy naprawdę mnóstwo ofert od różnych menedżerów z całego świata. Musieliśmy jednak ograniczać się do panujących realiów finansowych. Dlatego już wcześniej wybraliśmy grupę zawodników, która nas interesowała pod względem sportowym. I właśnie z tymi podpisaliśmy wiążące umowy.
W tym okresie transferowym postawiliście na dwóch Kubańczyków. Czy ich efektowna gra ma przyciągnąć na trybuny większe rzesze kibiców?
- Przez ostatnie trzy sezony odnotowaliśmy naprawdę spory wzrost frekwencji i to o pięćdziesiąt procent co dwanaście miesięcy. Średnio na nasze spotkania przychodziło blisko cztery tysiące kibiców i chcemy, żeby było ich jeszcze więcej. Co prawda Łuczniczka może pomieścić tylko około siedmiu tysięcy widzów. Mimo to liczymy w przyszłym roku na jeszcze większe zainteresowanie wśród sympatyków siatkówki.
Na ile ci dwaj Kubańczycy są w stanie zastąpić sprzedanych liderów do innych klubów?
- Oni mają zupełnie inny styl gry. Tak naprawdę wszystkie przedsezonowe zamierzenia zweryfikuje parkiet. Na przykład Michal Masny był idealnym graczem na pozycję rozgrywającego, ale już na przykład nie spisywał się najlepiej w grze blokiem. Z kolei Maikel Salas Moreno jest znacznie bardziej ofensywnym siatkarzem. Potrafi nie tylko dobrze blokować, ale też mocno zagrywać. Natomiast Yasser Portuondo to zdecydowanie większa siła rażenia niż nawet Stephane Antiga. U niego wiek oraz coraz częstsze urazy robią już swoje. Ze wszystkimi rozstaliśmy się w zgodzie.
Czy możemy się jeszcze spodziewać jakiś spektakularnych wzmocnień?
- Raczej już nie. Aczkolwiek miło by było mieć klasowego zawodnika na pozycji przyjmującego. Mimo to nasi rezerwowi w poprzednim sezonie stanęli na wysokości zadania, a dodatkowo świetnie do zespołu wkomponował się Marcin Waliński. Dlatego postanowiliśmy dać mu więcej szans na grę.
Był pan zaskoczony tym, że po tak dobrych występach bydgoska drużyna w okresie transferowym się całkowicie rozpadła?
- Na pewno nie można tak tego ująć. Chociaż faktem jest, że odeszło od nas czterech czołowych siatkarzy. Czy jestem zaskoczony? Nie, bo trzeba było się tego spodziewać. Na przykład Dawida Konarskiego bardzo mocno kręciła gra w ekipie mistrza Polski. Życie zawodowego sportowca jest krótkie i każdy chce zabezpieczyć się na przyszłość. Ich wybór należy szanować, gdyż teraz w sporcie liczą się przede wszystkim pieniądze.
W zakończonym sezonie walczyliście o podium. Czy następny będzie taką walką o przetrwanie?
- Na pewno tak tego nie będę traktował. Oczywiście, cały czas naszym głównym celem jest walka o medale mistrzostw Polski. Nie ma presji rywalizacji o podium, ale jest chęć gry o główne trofea. W poprzednim roku było podobnie i zakończyliśmy rozgrywki zaraz za pierwszą trójką.
W przyszłym roku nad Brdą zabraknie rywalizacji w europejskich pucharach. Taka decyzja zapadła z powodu oszczędności?
- Występowanie w tych rozgrywkach mija się z celem z naprawdę wielu, wielu powodów. Także finansowych oraz sposobu traktowania polskich klubów przez europejską federację. Można by nad tym dyskutować godzinami. Poza pieniędzmi zadecydowały też działania europejskiej centrali w kwestii rozstrzygnięcia protestów składanych przez dany zespół. No i najważniejszy, czyli układ terminarza, który mocno koliduje z przygotowaniami do gry w PlusLidze.
Liczycie na to, że inne polskie kluby pójdą bydgoskim kierunkiem?
- Już od jakiegoś czasu jesteśmy w kontakcie z prezesami innych krajowych drużyn i rozmawiamy nad wspólnym stanowiskiem. Szef Polskiego Związki Piłki Siatkowej Mirosław Przedpełski obiecał, że postara się zająć tym tematem bardziej poważnie. Chociaż teraz takiej rewolucji nie należy się spodziewać - to może nastąpić dopiero przed sezonem 2013/2014. Na przykład PGE Skra Bełchatów ma dużego sponsora i musi wystąpić w Europie.
Podobnie jak w żużlowej Polonii,osłabienie składu drużyny,a prezes mówi o zwiększeniu ilości widzów oraz walce o główne trofea. Kompletne oderwanie od Czytaj całość