Od początku seta kontrolę nad boiskowymi wydarzeniami sprawowali goście, którzy na przerwę techniczną zeszli prowadząc 8:5. Dobra gra w bloku i błędy po stronie gospodarzy sprawiły, że podopieczni Johna Sperawa nie byli w stanie zniwelować strat. W końcówce przy wyniku 21:17 miejscowi popełnili kolejne dwa błędy w zasadzie rozstrzygając losy pierwszej partii.
Bardzo emocjonujący przebieg miała druga odsłona meczu. Na pierwszą przerwę techniczną przyjezdni zeszli przy prowadzeniu 8:7. Z biegiem czasu ten dystans się powiększył (20:16). Niezrażeni tym Amerykanie zdołali jednak doprowadzić do remisu 20:20, jednak chwilę później skutecznie zaatakował Bengolea, udanym blokiem popisał Ivan Castellani i goście mogli cieszyć się z kolejnego zwycięstwa.
Grający o "życie" gospodarze w kolejnej partii wyszli na plac gry bardzo zmobilizowani. W efekcie od stanu 6:6 to oni przejęli inicjatywę. Co dwukrotnie na przerwy techniczne schodzili prowadząc zaledwie dwoma punktami, ale w końcówce okazali się zdecydowanie skuteczniejsi, powiększając dystans do 4 oczek (19:15) po asie serwisowym Davida Smitha i asie serwisowym Davida Lee. Takiego kapitału siatkarze Stanów Zjednoczonych nie zdołali roztrwonić, zwyciężając ostatecznie 25:22.
Czewarty set lepiej rozpoczęli Argentyńczycy i w pewnym momencie wydawało się, że bez najmniejszych kłopotów rozstrzygną go na swoją korzyść. Przy prowadzeniu 15:9 coś się jednak zacięło w ekipie gości. Seria niewymuszonych błędów i skuteczne kontrataki podopiecznych trenera Sperawa sprawiły, że miejscowi zniwelowali straty (23:21), a chwilę później doprowadzili do remisu 24:24. Ostatnie dwa ciosy zadali jednak Bengolea i Pereyra, którzy skuteczni skończyli swoje ataki dając tym samym Argentyńczykom pierwsze zwycięstwo w XXIV edycji Ligi Światowej.
USA - Argentyna 1:3 (18:25, 21:25, 25:22, 24:26)
USA: Anderson, Lee, Troy, Thorton, Ciarelli, Smith, E. Shoji oraz Lotman, K. Shoji, Clark.
Argentyna: Castellani, Uriarte, Sole, Pereyra, Crer, Bengolea, Gonzalez (libero) oraz Quiroga, Bruno, De Cecco, Romanutti, Ramos.
Siatkówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Dla wszystkich fanów volleya i nie tylko! Kliknij i polub nas. Wolisz ćwierkać? Na Twitterze też jesteśmy!
- Jestem zadowolony z wyniku, ale nie mogę być zadowolony z gry jaką zespół zaprezentował - powiedział po meczu z Francją trener reprezentacji Bułarii Camillo Placi.
Goście bardzo dobrze rozpoczęli spotkanie, wygrywając pierwszą partię 25:21, ale kolejne dwie padły łupem gospodarzy. Bohaterem zespołu był młody rozgrywajacy
Juliene Lyneel, który w drugim pojawił sie na boisku.
Od tej pory gra znacznie lepiej zaczęła się układać gospodarzom, którzy wygrali dwie kolejne partie i objęli prowadzenie w całym spotkaniu. - Jestem zaskoczony, że Juliene pojawił się na boisku i był w stanie sam odmienić losy tego meczu - powiedział trener Francuzów Laurent Tillie.
Młody rozgrywający nie zdołał jednak przechylić szali zwycięstwa na korzyść gospodarzy w całym spotkaniu. Przyjezdni w czwartej partii rozpoczęli bowiem od prowadzenia 6:0 i choć po przerwie technicznej na tablicy wyników pojawił się rezultat 8:8, to miejscowi nie zdołali powstrzymać rozpędzonych gości, którzy wygrywając 25:22 doprowadzili do tie-breaka. W nim również górą byli podopieczni trenera Placiego zwyciężając 15:11.
- Jeżeli chcemy wygrywać, to musimy zagrać zdecydowanie lepiej w przyjęciu. Rywale w czwartej i piątej partii zaserwowali siedem asów. To zdecydowanie za dużo - powiedział po spotkaniu trener Francuzów.
Francja - Bułgaria 2:3 (21:25, 25:14, 25:21, 22:25, 11:15)
Francja: Hardy-Dessources, Toniutti, Ngapeth, Quesque, Le Roux, Sidibe, Grebennikov (libero) oraz Redwitz, Moreau, Lyneel i Le Goff.
Bułgaria: Bratoew, Gotsew, Skrimow, Yosifow, Aleksiew, Sokołow, Bożiłow (libero) oraz Samunew i Penczew.