Radomska twierdza wciąż niezdobyta

Siatkarze Czarnych Radom w stu procentach wykorzystują atut własnego parkietu. Sobotnia wygrana z AZS-em Poznań była już czwartą w hali MOSiR-u. Dzięki zwycięstwu RCS awansował na drugie miejsce.

Pomimo iż beniaminek z Poznania kiepsko radzi sobie w rozgrywkach pierwszej ligi, okupując ostatnią pozycję w tabeli, na parkiecie radomskiej hali jego zawodnicy pozostawili dużo serca i zdrowia. Bardzo dzielnie walczyli z faworyzowanym rywalem, o czym świadczą wyniki poszczególnych setów (25:21, 25:22, 23:25, 25:18). Widać, że tylko w ostatniej partii podopieczni Wojciecha Stępnia nie mieli problemów z ograniem AZS-u UAM.

Szkoleniowiec gospodarzy, zazwyczaj wierny zasadzie, że zwycięskiego składu się nie zmienia, tym razem mocno rotował ustawieniem. Choć spotkanie w pierwszej "szóstce" rozpoczął Jakub Wachnik, zmienił go kapitan, Marcin Kocik. Bartłomieja Neroja i Roberta Prygla zastępowali natomiast Kacper Gonciarz i Krzysztof Ferek.

Triumf w trzecim secie wyraźnie rozbudził apetyty Akademików. - Oczywiście kolejną odsłonę rozpoczęliśmy z nadzieją - przyznał później Damian Lisiecki, trener beniaminka. Świetnie w polu serwisowym zaprezentował się jednak Robert Prygiel, prowadząc swoją drużynę do końcowego sukcesu. - To był koncert tego doświadczonego siatkarza. Jego pojawienie się na zagrywce oznaczało dla nas praktycznie koniec meczu - nie ukrywał opiekun AZS-u.

- O naszej przegranej przeważyły końcówki poszczególnych setów - nie miał wątpliwości Damian Lisiecki. Z kolei szkoleniowiec RCS-u, choć jego podopieczni odnieśli zwycięstwo, nie był do końca zadowolony z ich postawy. - W podświadomości zawodników siedziało to, że gramy z ostatnia drużyną tabeli. Na szczęście wygraliśmy i przyłączyliśmy się do akcji Szlachetna Paczka, więc są pozytywne strony tego meczu - zaznaczył.

Minione dni Czarni spędzili bardzo intensywnie. - Nie chcę szukać usprawiedliwienia, ale był to dla nas naprawdę trudny tydzień. Z racji prac remontowych w hali, wyjazdowego meczu w Pucharze Polski, przeprowadziliśmy praktycznie tylko jeden trening - podkreślał po zakończeniu pojedynku Wojciech Stępień.

Komentarze (0)