Częstochowianie nie spuszczają z tonu i kolejnemu ligowemu potentatowi napsuli sporo krwi. Tym razem nie wystarczyło to do zainkasowania punktów, ale drugi set w pojedynku z PGE Skrą Bełchatów udowodnił, jak wielkie możliwości drzemią w zespole Marka Kardosa. Akademicy mimo porażki mogą z optymizmem patrzeć w przyszłość. - Myślę, że dobrze się zaprezentowaliśmy. Oczywiście, nie ustrzegliśmy się błędów. Nie wykorzystaliśmy kilku kontrataków. Mieliśmy piłki na czwartym, czy piątym metrze i nie potrafiliśmy ich skutecznie zaatakować. Generalnie myślę jednak, że możemy ten mecz zaliczyć do udanych. Jeśli nasza gra będzie wyglądać tak, jak w drugim secie, to z pewnością zdobędziemy trochę punktów. Chciałbym pogratulować drużynie z Bełchatowa. Może nie zagrali na rewelacyjnym poziomie, ale z racji dużego natężenia spotkań, to normalne. W ciągu ostatniego tygodnia rozegrali cztery mecze. To nie jest na pewno łatwa sytuacja. Z taką grą możemy myśleć o zwycięstwach w pojedynkach z innymi zespołami. Grając w ten sposób na pewno wygralibyśmy z Effectorem, czy Lotosem. Nie wiem, czemu stało się inaczej - kiwał głową z niezadowoleniem środkowy częstochowskiej ekipy, Srecko Lisinac.
Paradoksalnie, pojedynki z zespołami z najwyższej półki służą częstochowianom. Zarówno w Rzeszowie, jak i w meczu z wicemistrzami Polski Akademicy byli skazywani na pożarcie, a spisali się bardzo dobrze, rozgrywając dwa najlepsze spotkania w bieżących rozgrywkach. - Myślę, że coś w tym jest. Bardziej się mobilizujemy na takie spotkania. Mamy mniejszą presję i tak naprawdę nie mamy nic do stracenia w meczach z tymi najlepszymi. Oni są lepszymi zespołami, ale na boisku chcemy oczywiście wygrać. Jesteśmy młodzi, ale to dla nas żadna wymówka i alibi. Myślę, że ten zespół ma potencjał i możliwości, by grać znacznie lepiej w każdym meczu - zauważa środkowy pukający do bram pierwszej reprezentacji Serbii.
Nad częstochowskim zespołem przed rozpoczęciem sezonu rozłożono swoisty parasol ochronny. Wszyscy, jak mantrę powtarzali, że zespół Marka Kardosa potrzebuje czasu, aby nawiązać walkę z rywalami w PlusLidze. Po słabym początku widać już światełko w tunelu dla częstochowskiej młodzieży. - Jesteśmy młodzi, ale już widać, że momentami gramy na podobnym poziomie, jak najlepsi zawodnicy. To dla nas dobry prognostyk. Pracujemy ciężko, a na atmosferę naprawdę nie możemy narzekać. Dla nas wszystko jest nowe. Nigdy nie graliśmy razem, ale widać już znaczny progres w porównaniu z początkiem rozgrywek - podkreśla Lisinac.
Karuzela PlusLigi nie zwalnia jednak tempa. Już w następnej kolejce częstochowian czeka pojedynek w Kędzierzynie-Koźlu z niepokonaną na krajowym podwórku, ZAKSĄ. - Musimy trochę odpocząć i w tym tygodniu solidnie się przygotować. Wiemy, że będzie ciężko. Musimy dać z siebie wszystko i spróbować ich pokonać. Jeśli nadarzy się okazja, mam nadzieję, że uda nam się zdobyć jakieś punkty - mówi serbski środkowy.
Dla 20-letniego gracza z Bałkanów sobotni pojedynek miał szczególny wymiar. Lisinac do Polski trafił właśnie za sprawą bełchatowskiego klubu, z którym parafował kontrakt. Tegoroczny sezon spędza jednak na wypożyczeniu w Częstochowie. Podobnie sprawa wygląda w przypadku kilku innych graczy w szeregach Wkręt-metu AZS. - Presja jest przed każdym meczem. Nie czułem żadnych dodatkowych emocji przed tym spotkaniem. Byłem odpowiednio skoncentrowani i zmotywowany - kończy Srecko Lisinac.