Guillaume Samica: Hala jest dziwna, ale szybko ją polubię

Reprezentant Francji, Guillaume Samica w niedzielę przyleciał do Polski. W poniedziałek stawił się na treningu, a zaraz potem pojechał na badania. Najbliższe dni zamierza poświęcić na budowanie więzi w nowym zespole, co jak twierdzi, jest podstawą zgranego kolektywu. Rozpoczął od wizyty w domu Nico Freriksa, drugi w kolejności jest Brazylijczyk Rafa...

Guillaume Samica reprezentuje barwy Francji od pięciu lat. Nigdy wcześniej jednak nie miał takiego luzu, jak w trwającym sezonie kadrowym, który dla "trójkolorowych" zakończył się 21 lipca. - Final Six Ligi Światowej nie był naszym celem samym w sobie. Francja buduje kompletnie nową drużynę narodową, opartą na bardzo młodych niedoświadczonych graczach. Zmieniło się 80 procent składu. Mamy wielu utalentowanych siatkarzy, którym jednak brakuje ogrania, dlatego też przede wszystkim skupialiśmy się na zgrywaniu zespołu - wyjaśnia podsumowując start w LŚ.

Spośród weteranów w zespole Philippe Blaina pozostaną najprawdopodobniej tylko on i Stephane Antiga (który w tym sezonie miał rozbrat z kadrą, podyktowany narodzinami kolejnej pociechy). Zabraknie Franza Granvorki. - Nie w mojej gestii leży komentowanie jego sytuacji, ale obawiam się, że możemy go już nie zobaczyć w kadrze narodowej.

Odrodzona francuska drużyna ma powrócić już na kwalifikacje do mistrzostw świata 2010. - Powalczymy też o dobre miejsce w mistrzostwach Europy - obiecuje francuski przyjmujący. - Pora skończyć z mitem drużyny, która gra pięknie, ale nie osiąga znaczących wyników.

Po zakończeniu rozgrywek w LŚ dostał trzy tygodnie wolnego, by zregenerować siły przed przyjazdem do Polski, gdzie jego nowy klub, Jastrzębski Węgiel rozpoczął już przygotowania do nowego sezonu. Pojechał więc w podróż sentymentalną do Włoch. - Jako dziecko bardzo często tam spędzałem wakacje i do dziś mam we Włoszech grupę wspaniałych przyjaciół.

Pobyt we Włoszech skończył się jednak niezbyt szczęśliwie dla Francuza, który większość wakacyjnej laby spędził na plaży, grając w... siatkówkę. - Ostatniego dnia, kiedy poszedłem się wykąpać w morzu, poczułem gwałtowny skurcz. Mam nadzieję, że to nic poważnego, bo nie ma nic gorszego niż przyjazd do nowego klubu z kontuzją. Po konsultacji z lekarzem okazało się, że w ciągu kilku dni wszystko powinno być już w porządku.

Do Polski przyjechał w niedzielę. Już na lotnisku spotkała go miła niespodzianka, bo został przywitany przez przedstawicieli klubu i dostarczony do apartamentu w Żorach. Wieczorem spotkał się z dobrym znajomym, Nico Freriksem i od razu poprawił mu się humor. - Znamy się dość długo, ale teraz, mam nadzieję, staniemy się prawdziwymi przyjaciółmi. We wtorek będę się "zaprzyjaźniał" z kolejnym kolegą, Brazylijczykiem Rafą.

Poznał też Roberta Prygla. Na razie zamienili tylko kilka zdań, ale w ciągu najbliższych dni na pewno to się zmieni, bo jak podkreśla, podstawą dobrego kolektywu są wzajemne, poukładane relacje. - Wystarczy kilka dni i przy odrobinie dobrych chęci wszyscy będziemy przyjaciółmi.

Znając otwartość, szczerość i przyjacielskie nastawienie Francuza do otoczenia, wydaje się, że w bardzo niedługim czasie grono jego przyjaciół powiększy się kilkakrotnie, a on sam szybko zostanie ulubieńcem śląskich fanów siatkówki.

- Polska to nie to samo, co Francja czy Włochy, które są mi bardzo bliskie – mówi w drugim dniu pobytu w naszym kraju. Wyznaje, że ciężko było mu podjąć decyzję o przeprowadzce tym bardziej, że najprawdopodobniej będzie tutaj mieszkał bez swojej dziewczyny, Mariny. - Zaczynam jednak nowy rozdział w życiu i muszę szybko przystosować się do obecnych warunków. Najważniejsze w tym momencie, by szybko wrócić do wysokiej kondycji psychicznej i fizycznej. Wtedy wszystko będzie jak trzeba.

Kiedy Samica wszedł po raz pierwszy do klubu w Szerokiej, był lekko zszokowany, że jest tak mały i ciasny. Myślał też, ze hala, na którą go zaprowadzono jest wyłącznie miejscem treningowym. Gdy koledzy uświadomili mu, że tu będą rozgrywane mecze, nie był zachwycony. - Szybko mnie jednak przekonali, że oni na początku reagowali dokładnie tak samo, ale po kilku dniach zaczynali lubić to miejsce. Ja na razie nie lubię, ale to się szybko zmieni.

W poprzednim klubie, w Mediolanie tamtejszy obiekt Palalido, na którym trenowali i grali siatkarze był co najmniej trzy razy większy. - Kiedy przyszedłem tam pierwszy raz, zgubiłem się w drodze do biura naszego menadżera. Tutaj mi to nie grozi - od razu znajduje pozytyw nowej sytuacji.

Przyznaje szczerze, że nie ma zbyt głębokiej wiedzy o polskiej lidze, ale szybko nadrobi zaległości. Wie za to, że w Jastrzębiu powstał silny zespół, który ma wszelkie predyspozycje, by rywalizować z utytułowaną Skrą o najwyższe laury. - Dla mnie to dobra nowina, bo wiem jak grać przeciwko Antidze. Damy Skrze radę - żartuje zawodnik. - Najważniejsze jednak, by być drużyną, angażować się w to, się robi i ciężko pracować. Potem można zacząć myśleć o medalach, ale wszystko powoli – dodaje.

Guillaume Samica nie śledzi na bieżąco zmagań na Igrzyskach Olimpijskich nie tylko dlatego, że nie ma jeszcze telewizora w swoim nowym lokum. - Sportowcowi, który kiedyś był na Olimpiadzie i poczuł jej smak, bardzo trudno jest przyglądać się teraz z boku. Mam wspaniałe wspomnienia z Aten i za każdym razem, kiedy patrzę na bieżącą rywalizację, ściska mi serce.

- Dla większości obserwatorów zdecydowanym faworytem jest Brazylia i pewnie mają rację - mówi pytany o prognozy medalowe. - Ja jednak kibicuję Stanom Zjednoczonym. Jeszcze niedawno grałem z Gabrielem Gardnerem i Ryanem Millarem w jednym klubie i bardzo się zaprzyjaźniliśmy. Dlatego wspieram ich jak mogę i życzę złota w Pekinie.

Komentarze (0)