PP: Rzeszowianie musieli się napracować, żeby pokonać AZS - relacja ze spotkania Indykpol AZS Olsztyn - Resovia Rzeszów

Para Indykpol AZS Olsztyn - Asseco Resovia Rzeszów rozegrała swoje pierwsze ćwierćfinałowe spotkanie Pucharu Polski w Nidzicy. Akademicki klub z Olsztyna w taki sposób popularyzuje siatkówkę w regionie, przenosząc mecze pucharowe do innych miast. Gospodarze spotkania mocno postraszyli faworyzowanego rywala, zmuszając go do sporego wysiłku w każdym z czterech setów.

Jeśli rzeszowianie sądzili, że pierwsze ćwierćfinałowe spotkanie Pucharu Polski z AZS-em Olsztyn będzie równie łatwą przeprawą jak rozgrywany zaledwie kilka dni wcześniej mecz ligowy, srodze się zawiedli. Los zetknął oba zespoły w parze pucharowej tuż po bezproblemowej wygranej Resovii w Olsztynie 3:0.

W Nidzicy zespoły wyszły na boisko w takich samych składach jak w meczu czwartkowym. Jednak pierwszy set od początku układał się inaczej niż wszystkie trzy partie spotkania w hali Urania. Wprawdzie w pierwszych akcjach to goście uzyskali niewielką przewagę, ale już po pierwszej przerwie technicznej Akademicy przystąpili do odrabiania strat. As serwisowy Łukasza Kadziewicza dał jego zespołowi wyrównanie 10:10. Potem było jeszcze lepiej dla gospodarzy. Ten sam Kadziewicz zablokował atak Wojciecha Grzyba, wyprowadzając AZS na wynik 15:13. Rzeszowianie wydawali się coraz bardziej bezradni. Zatracili swoją główną broń z poprzedniego spotkania, czyli zagrywkę. Co chwila ich serwisy lądowały w siatce lub na autach, a Akademicy powiększali przewagę. Przy stanie 21:17 dla AZS-u o przerwę poprosił trener Andrzej Kowal i trzeba przyznać, że tych kilka chwil wytchnienia w końcówce odniosło skutek. Wojciech Grzyb zaczął zagrywać na tyle skutecznie, że jego zespół odrobił kilka punktów. Był to słabszy moment w ataku Bartosza Krzyśka. Jednak nie wystarczyło to do wygrania seta przez gości, bo przy wyniku 24:23 dla AZS-u z kolei trener Tomaso Totolo zaprosił swoich zawodników na rozmowę. Po wznowieniu gry Grzyb zaserwował w aut i wygrana gospodarzy stała się faktem.

Podbudowani Akademicy po przerwie wyszli na boisko z taką samą determinacją. Rozpoczęli od bloku na zaskoczonym Gyorgy Grozerze oraz asa serwisowego Bartosza Krzyśka. W kontynuowaniu dobrej gry pomagała im też dobra zagrywka innych zawodników, m.in. Pawła Siezieniewskiego. Rzeszowianie z kolei mylili się w ataku. Coraz mocniej zdenerwowani takim obrotem sprawy, od stanu 12:9 dla AZS-u ruszyli do odrabiania strat. Wzmocnili zagrywkę, a po złym przyjęciu Wojciecha Ferensa i zablokowanym ataku Bartosza Krzyśka wyszli na prowadzenie 14:12. Od tego momentu Akademicy zaczęli tracić rezon. Coraz lepiej poczynający sobie kapitan gości Olieg Achrem skutecznie atakował, czego nie można powiedzieć o młodym Krzyśku, walczącym coraz częściej z potrójnym blokiem. Przewaga Resovii stopniowo rosła. W rezultacie końcówka seta nie była już emocjonująca, bo goście opanowali sytuację. Ostatni punkt zdobyli po autowym ataku Dawida Guni.

Od początku trzeciej partii na boisku pojawił się Mariusz Gaca w miejsce Dawida Guni. Tego seta lepiej zaczęli goście, uzyskując trzypunktową przewagę. Wojciech Grzyb wciąż zaskakiwał swoją zagrywką. Akademicy stracili trochę energię po przegranej w poprzedniej partii i mecz toczył się w dość sennej atmosferze. Rzeszowianie starali się utrzymywać wypracowany kilkupunktowy dystans, kontrolując wydarzenia na boisku. Udawało im się to prawie do końca. Przy stanie 17:20 na zagrywkę wszedł Gunia i zagrał asa serwisowego. Akademicy uwierzyli, że można w tym secie jeszcze coś zwojować. Kiedy Paul Lotman pomylił się w ataku, wynik brzmiał 23:23. Nie pomogła przerwa na żądanie trenera Kowala, bo po silnej zagrywce Kadziewicza Siezieniewski wykorzystał kontratak i to AZS nieoczekiwanie miał piłkę setową. Jednak nie potrafił postawić kropki nad i. W grze na przewagi górę wzięło opanowanie gości, a ostatni punkt dał im Wojciech Ferens po swoim autowym ataku.

Zawiedzeni gospodarze źle rozpoczęli czwartą partię. Przy stanie 6:2 dla Resovii trener Totolo zmuszony był poprosić o czas. Wydawało się jednak, że prowadząc 2:1 w setach goście z Podkarpacia będą już panować nad sytuacją na boisku. Gospodarze zerwali się jeszcze do walki w środkowej części tej partii. Udało im się doprowadzić do wyrównania 13:13. Wyróżniającą się postacią w ich szeregach był kapitan Paweł Siezieniewski. Dobrze spisywał się też Łukasz Kadziewicz, któremu służyła współpraca z rozgrywającym Guillermo Hernanem. Mimo to końcówka seta i meczu należała znów do gości. Po drugiej przerwie technicznej ponownie rozpoczęli budowanie przewagi. Dość powiedzieć, że od stanu 15:15 doprowadzili do wyniku 20:16. Olsztynianie mieli coraz większe problemy z przyjęciem i nie stać ich już było na toczenie równorzędnej walki. Uspokojeni bezpiecznym wynikiem goście nie popełniali już większych błędów i bez problemu doprowadzili mecz do końca. Ostatni atak należał do ich kapitana, Oliega Achrema. Dzięki temu zwycięstwu w sobotnim rewanżu na swoim boisku rzeszowianie będą mieli łatwiejsze zadanie niż Akademicy.

Indykpol AZS Olsztyn - Asseco Resovia Rzeszów 1:3 (25:23, 19:25, 25:27, 18:25)

AZS: Ferens, Siezieniewski, Hernan, Gunia, Kadziewicz, Krzysiek, Mierzejewski (libero) oraz Gaca, Łukasik

Resovia: Grozer, Achrem, Tichacek, Grzyb, Nowakowski, Lotman, Ignaczak (libero) oraz Perłowski

Źródło artykułu: