Szopka Noworoczna: Koncert Siatkarskich Życzeń i Zażaleń 2011 cz.1

Ostatnie dni grudnia to czas, który doskonale nadaje się do wszelkiego rodzaju podsumowań: jak ocenić mijający rok? Czy był to dobry czy zły okres? Czego się przez ten czas nauczyliśmy, a o czym chcemy zapomnieć? Portal SportoweFakty.pl postanowił dokonać przeglądu ostatnich 12 miesięcy w polskiej siatkówce w znanej, satyryczno-lirycznej formie szopki noworocznej. Zapraszamy Was na największą siatkarską galę tego roku! Tylko u nas wystąpią największe (w przenośni i dosłownie) gwiazdy! Nie zabraknie łez śmiechu, łez złości i łezki w oku podczas wspominania 2011 roku. Zapraszamy!

31 stycznia 2011, Katowice, hala Spodek. Tłumy samochodów na parkingu, tłumy fanów i fanek przed budynkiem. Przed chwilę zobaczyli swoich sportowych idoli, przechodzących na czerwonym dywanie do Hali, gdzie odbędzie się największa tegoroczna siatkarska uroczystość. Kogo tam nie było! Piękne jak zawsze siatkarki, przystojni siatkarze! Prezes Mirosław Przedpełski, trener Andrea Anastasi... Trener Alojzy Świderek jak zawsze na drugim planie... Przemykający chyłkiem Jerzy Matlak, jakby się czegoś lub kogoś bał... Także przedstawiciele klubów: pani prezes Jolanta Dolecka... 200 metrów za nią prezes Grodecki... A na czele całej świty z dumną miną mknie prezes Piechocki, który sam nie wie, czy usiąść w rzędzie dla władz klubów PlusLigi męskiej czy żeńskiej... I ostatecznie siada na środku, coby go lepiej widać było. Nie zabrakło też żywych legend: Tomasz Wójtowicz z mikrofonem Polsatu Sport, Ryszard Bosek. W duecie zaś pojawili Tomasz Swędrowski i Wojciech Drzyzga, zadowoleni z faktu, że tym razem mogą po prostu usiąść i posłuchać. Pierwszy z nich z przyzwyczajenia jednak co jakiś czas komentuje pod nosem kolejne wydarzenia, drugi zaś mu z grzeczności ochoczo przytakuje. Pewnie rzeczy nigdy się nie zmienią... Sama hala Spodka wygląda niezwykle okazale: złote tkaniny rozwieszone dookoła, loga sponsorów ligi i reprezentacji (bez których nie byłoby całej imprezy). Z głośników płyną znane wszystkim melodie, didżejami imprez są Marek Magiera i Grzegorz Kułaga. Wszyscy ze zniecierpliwieniem patrzą na wielką scenę, na której zaraz pojawią się zaproszeni goście. Na scenie pojawiają się prowadzący. On przystojny, ona piękna, oboje inteligentni... A przynajmniej takie chcą sprawiać wrażenie. Lekko podenerwowani, na co wskazuje drobne drżenie rąk u niej i niekontrolowane ruchy okiem u niego...

Światła, kamery Polsatu Sport, akcja!

Michał Kaczmarczyk: Panie i Panowie, Ladies and Gentelman, Damen und Herren! Szanowni przedstawiciele władz PZPS, znamienici siatkarze i siatkarki, panowie trenerzy, dziennikarze i ludzie świata siatkówki, wysocy i niscy, zwycięscy i przegrani, przedstawiciele PlusLigi oraz... całej... reszty... świata... Dobry wieczór!

Joanna Seliga: Na Koncercie Siatkarskich Życzeń i Zażaleń 2011 witają Państwa: jedyny w swoim rodzaju, błyskotliwy, złotousty, niepowtarzalny i najlepszy w swoim fachu - Michał Kaczmarczyk...

MK...oraz piękna, inteligentna, dowcipna, elokwentna, słowem - jedyna taka - Joanna Seliga!

JS: Pragniemy zaprosić Państwa na imprezę, jakiej nie przeżył nikt!

MK: Spokojnie, Państwo przeżyją...

JS: Nie wiadomo wprawdzie, w jakim stanie wyjdą Państwo z koncertu. Za to już jednak nie odpowiadamy...

MK: Zapewniamy natomiast, że ostatniego dnia roku 2011 - co tu kryć, wspaniałego dla polskiej siatkówki - zostaniecie Państwo uraczeni najlepszym koncertem noworocznym, jaki widziała cała Polska! I to nie jest żart! Joasiu, powiedz nam o tym przedsięwzięciu nieco więcej.

JS: Otóż to, święte słowa! Bo kiedy tylko uniesie się kurtyna, kiedy na uwielbianych przez nas wszystkich wuwuzelach zagrane zostaną uroczyste fanfary, Państwa oczom ukaże się widowisko nie z tego świata! Wspólnie podsumujemy mijający rok, ciesząc się z licznych sukcesów i pochlipując - nieśmiało, rzecz jasna - w chusteczkę po drobnych niepowodzeniach.

MK: Tak, ostatnie dni grudnia to najlepsza pora, by dokonać przeglądu wydarzeń mijającego roku, niekiedy na poważnie, niekiedy z przymrużeniem oka... To nie koniec atrakcji przewidzianych na dzisiejszy wieczór! Ten koncert będzie inny niż wszystkie z jednego powodu? Joasiu, czy domyślasz się, z jakiego?

JS: Michał jak zwykle enigmatyczny... Nikt inny zgrabniej nie ujmie tego słowami, dlatego, proszę, nie trzymaj nas dłużej w niepewności i zdradź wszystkim tu zgromadzonym, co tak wyjątkowego wyróżni spośród innych akurat nasz koncert?

MK: Mogliśmy, oczywiście, zaprosić całą śmietankę polskiej sceny muzycznej do uczestnictwa w naszej małej uroczystości, by wykonała dla nas największe siatkarskie przeboje 2011 roku... Ale po co, gdy już mamy własnych wykonawców, ba! Niektórzy z nich siedzą na widowni! Dla części z Państwa ich występ będzie niemałym zaskoczeniem, ale gwarantujemy - już za chwilę, przekonacie się, że siatkarz, choć nie zawsze chętnie staje do wywiadu, też może dać głos! I to piękny! Zaproszonym wykonawcom będzie towarzyszyć zespół z rockowym zacięciem i Kurkowym zbiciem - "Biesiada".

JS: Od dzisiejszego wieczora nazwa goszczonego przez nas zespołu będzie się Państwu kojarzyła nie tylko z panem Januszem... Swoją drogą - pozdrawiamy serdecznie, całuski przy tym przesyłając, panie Janku!

MK: A wracając do naszej kapeli... Oto oni! Na perkusji nadaje rytm jak zawsze Paweł Zagumny!

JS: Obok "Gumy" zagrają - na gitarze elektrycznej Krzysztof Ignaczak.

MK: Na klawiszach Zbigniew Bartman!

JS: Na basie zaś nasz nowy kapitan - Marcin Możdżonek! Przywitajmy ich oklaskami!

MK: Przenieśmy się teraz pamięcią do pierwszych dni stycznia mijającego roku. Zapewnie pamiętacie Państwo gorączkowe oczekiwanie na wybór nowego selekcjonera reprezentacji mężczyzn. Nerwowe spojrzenia działaczy, prezes Przedpełski krążący z komórką... Znana reguła filmowa głosi, że każdy dobry początek musi być jak trzęsienie ziemi - szokujący, pełen emocji, napięcia, strachu, przerażonych ludzi, spadających z okien doniczek... W każdym razie my również zaczniemy nasz koncert czymś z pogranicza horroru i tkliwego melodramatu. Joasiu, co przychodzi Ci na myśl, kiedy słyszysz słowa: włoska klęska?

JS: Hmm... No jakby to powiedzieć, żeby mnie nikt źle nie zrozumiał - powiem więc krótko, acz treściwie: Silvio "Bunga bunga" Berlusconi!

MK: Chodziło mi o Daniela Castellaniego, ale Twoje rozumowanie było bezbłędne! Zapewne mamy w pamięci gorączkowe spacery Mirosława Przedpełskiego po korytarzach siedziby Związku... Przyznacie zapewne, że początek roku nie był najradośniejszy. Z tego wszystkiego aż zastrajkowała reprezentacja.net...

JS: Jakieś dramatyczne sms-y, plotki, niejasności... Wesoło nie było, oj nie, aż prezes zaniedbał swoją skórę - tak przyzwyczajoną przecież do regularnego dopływu promieni UV... Ale dzisiaj już zdecydowanie w formie - panie prezesie, proszę się pokazać, tam na wprost jest kamera! A wracając do istoty naszego koncertu - czas na premierowy utwór! Pan Przedpełski zawładnie na te kilka chwil naszą sceną, opowiadając nam w formie śpiewnej i przyjemniej, miejmy nadzieję, dla ucha pewną dobrze wszystkim znaną historię... Prezesie - mikrofon w ruch!

(śpiewa na melodię: "Portugalczyk Osculati", Kabaret Starszych Panów)

Po mistrzostwach świata w Rzymie

coś mnie jeszcze w środku "trzymie",

przecież tak sromotna klęska to nie żarty;

Pozbawiła mnie mej siły

dzika bestia z Argentyny

a jej imię - Daniel Castellani!

Biegałem za nim, zmęczony i wściekły:

Przegrać z Brazylią?! Jak on się ośmielił?!

A kiedy rzekłem: "Czas na decyzję"

Zaraz obiecał, że raport mi wyśle;

Co po raporcie mi?! Tyle on jest warty,

co Castellani, ten Castellani...

Polski trener to potęga,

po kolejne złota sięga

w Bełchatowie oraz... i... eee... Galati?

Kudy doń jest Danielowi?

Każdy kibic Ci to powie,

że zawalił - ten gringo Castellani!

Przez niego w domu krzyki, wrzaski, gniewu spazmy,

przez niego nie chce ze mną gadać Wlazły...

A kiedy chciałem zagrać z nim w otwarte karty,

On postawił uciec w swe rodzinne pampy!

Naraził mnie na niebotyczne zdrowia straty

Castellani, Castellani...

I to przez osłabiającego ciało "stresa"

zdobyłem tylko się na... sms-a...

"To już jest koniec, Daniel. Ciao i papatki..."

Oj, Castellani, Castellani...

MK: Daniel, Daniel... ostatnie dni w Polsce tak schłodziły jego uczucia dla naszego kraju, że biedaczek musiał emigrować do mroźnej Finlandii, by uniknąć szoku termicznego... Ale koniec końców selekcjonerska epopeja zakończyła się szczęśliwie, prawda?

JS: Nie da się tego ukryć - nadszedł w końcu ten długo wyczekiwany happy-end. Z niemałymi przygodami, dramatami, zawodami - niczym w ciągnącym się jak włoski makaron serialu... A właśnie - "włoski"! Dlaczego akurat włoski, jak sądzisz, Michale?

MK: A Ty znowu z Tym Berlusco... Co ja mówię?! Przecież to jasne, że chodzi Ci o osobę niejakiego Andrzeja Anastazjowicza, używając nazewnictwa słowiańskiego! To właśnie ten cwany Włoch został nowym trenerem polskiej kadry!

JS: Otóż to! Jednak zanim do tego doszło, nasz szanowny Pan Prezes musiał się sporo napocić, by rozstrzygnąć kwestię posady selekcjonera polskiej kadry... Mimo złej energii, zdołał uczynić to, ja zwykle zresztą, w iście elektryzujący sposób! Panie Mirosławie, proszę jeszcze nie uciekać ze sceny! Show must go on, jak to się mawia w wielkim świecie - prosimy o bis!

(śpiewa na melodię: "Mój jest ten kawałek podłogi", Mr. Zoob)

Czempiona globu nie mamy

A tak marzyło się mi

Moje sny niespełnione

Żądam trenerskiej krwi!

Z Argentyńczykiem w to tango

Nie mam zamiaru już iść

Polskim pląsom oddany

Mazura tańczyć chcę dziś

Ref. Mój jest ten kawałek parkietu

Nie mówcie mi więc, jak mam rządzić!

Mój jest ten kawałek parkietu

Ja lepiej wiem, nie zwykłem błądzić!

Znowu zawód, ja biedny

Rozczarował mnie ktoś

Bo Bełchatów ważniejszy

Ból mnie przeszył na wskroś

Gdy chciał sroki za ogon

Upolować ze dwie

Nie zgodziłem się na to

Primo - kadra, czyż nie?

Ref. Mój jest ten kawałek parkietu...

Wybór ostry jak brzytwa

Przeciął serce na pół

Powiedziałem więc: basta

Włoskie karty na stół

Gdy z rękawa wyskoczył

As - Andrea się zwał

Mą nadzieję rozbudził

Będzie galop czy cwał?

Ref. Mój jest ten kawałek parkietu...

Lecz uwaga, bo z siodła

wypaść nie sztuka tu

Raz na wozie, raz pod nim

Londyn albo... kaput!

MK: Ktoś mógłby pomyśleć, że Pan Prezes jest najważniejszą gwiazdą naszego Koncertu... Na razie jesteśmy zdania, że jest gwiazdą całej siatkarskiej Polski, zaś scenę udostępniamy reszcie znamienitych gości! Pierwszym poważnym sprawdzianem formy naszych Tureckich Chytrozłotków pod wodzą nowego szkoleniowca miała być Liga Światowa... Ech, czasami wyglądało to jak jakość transmisji z wenezuelskiej TV... I w dodatku to wstawianie w środku nocy...

JS: Chwileczkę, to nie czas na narzekanie - trzeba ćwiczyć charakter! Podobno prawdziwi geniusze śpią najmniej... Wracając jednak do meritum - skoro tak nam te wenezuelskie historie zalazły za skórę, przenieśmy się w tereny dużo nam bliższe, bo na granicę Gdańska i Sopotu... Woda, słoneczko i nasi siatkarze - czego chcieć więcej?

MK: Chyba tylko zestawu błyszczących, metalowych krążków! Plus wygranej z Brazylijczykami... Przed Państwem Chór Wiernych Kibiców "Nic Się Nie Stało" i pieśń ludowa na szantową nutę - "Sopockie Historie"!

(śpiewa na melodię: "Morskie Opowieści", szanta)

Ref: To nie pijackie bajki

Lub inne fantasmagorie

Wsłuchaj się, narodzie cały

w sopockie historie!

Hej! Gdzie Bałtyku fale

I hala Ergo Arena

odpoczywa się wspaniale

(lecz nie o tym teraz);

Spotkali się tam siatkarze

narodowych drużyn osiem

wśród nich z Polski gospodarze

(Znowu?! O mój Boże...)

Boży dopust z dzikiej karty

gwarantował finał naszym,

mecze w grupie tyle warte

co sto par kartaczy!

Było różnie, co tu gadać

Zibi szalał - hej! - w ataku

Naród myślał "Będzie siara

Matko Boska, ratuj" (- Ale Pan Ryszard mówił... - Cicho! Śpiewamy dalej!)

Włoch wyjaśniał: "Będzie spocco!

Zobaczycie moje dzieło

Jednym szturmem wezmę Sopot

Jak sam Napoleon”

Zapowiedzi te potwierdził

rozkład grup w fazie finalnej:

Nie ma Rosji i Brazylii -

póki co jest fajnie!

Pierwszy mecz - o rany, rety,

radował się Sopot wielce,

tylko Bartman coś, niestety...

(gdzie krople na serce?!)

Trudna rada - w miejsce bestii

mięsożernej dać Jarosza -

z włoską kadrą wprawdzie bęcki,

lecz mogło być gorzej...

W końcu tie-break z Argentyną

Po nim hymny aż do Buga:

Dziękujemy pięknie synom

chana Asparucha!

Pewność siebie w półfinałach

teraz tylko finał zdobyć!

Nie dał jednak wtedy ciała

Maksim Michajłowicz...

Trzecie miejsce ważyć lekce?

Uciekać, ile sił w nogach?

Nigdy! Patrz, Albiceleste,

jak gra siatkarz - Polak!

Pierwszy medal miło dostać -

Ambicja brzemienna w skutkach -

Cieszy nas także nagroda

Bombardiera Kurka!

Mamy medal! Ola Boga!

Wspaniale się kończy szanta!

Morał poszedł brąz świętować,

cóż, niewielka strata!

JS: Lato, czas beztroski... Ta najcieplejsza, przynajmniej teoretycznie, pora roku, przynosi jednak często całkiem groźne burze. A może oczyszczające? Komu przydałoby się swoiste katharsis?

MK: Z pewnością nie pogardziliby nim skonani po trudach sezonu siatkarze i siatkarki występujący w PlusLidze! Skupmy się może na krótkiej rekapitulacji ostatnich miesięcy w wykonaniu pań, wszak kobiety mają pierwszeństwo...

JS: Czasem słodko, czasem gorzko - tak to już z białogłowami w życiu bywa! Bo podobno każda kobieta to fortepian, tylko trzeba umieć na nim grać... A nie każdy jest w tej sztuce mistrzem!

MK: A co do mistrzów, od razu przypomina mi się pewien klub z Sopotu... Który był tak pewny tego, że złote medale będą dobrze pasowały do złoto-czarnych koszulek, że do przyjęcia zagrywki wyznaczał tylko dwie zawodniczki! To się nazywa pewność siebie!

JS: Czyżbyś coś sugerował, Michale? Owszem, przesadna pewność siebie sprawia, że nie dostrzegamy zasadzek na polu bitwy, a siatkarski parkiet to jedna wielka arena zmagań wojennych! Najlepiej wie o tym ten, którego pragniemy właśnie zaprosić na scenę... Przed państwem mistrz gry wszelkiej maści, w tym także na mandolinie i kobiecych emocjach - Pan Bogdan Serwiński! Panie trenerzy, wierzymy, że zdradzi nam Pan dzisiejszego wieczora wszystkie swoje sekrety...

(śpiewa na melodię: "Jestem wesoły Romek" , film "Miś" S. Barei)

Jestem wesoły Bodzio,

w Muszynie to jest miodzio!

Kolejne złoto - to się wie!

Szans ze mną nie miał Atom Trefl!

Jestem wesoły Bodzio,

och, kiedyż mnie ozłocą?

Gdy się ma w składzie taką Stam,

to tytuł mistrza przyjdzie sam!

Jestem wesoły Bodzio!

Taktyka, zmiany - po co?

Jak wygrać w lidze w sposób łatwy?

Sprowadź trzy czwarte polskiej kadry!

Bodzio wesoły jestem!

Z uśmiechem, żartem gestem!

Reprezentacja - krótko powiem:

u mnie ma grać, nie w Legionowie!

Jestem Bodzio wesoły,

piszcie mi epistoły!

Transfery przemyślane zrobię,

To może wygram coś w Europie!

MK: Dziękujemy, panie Bogdanie! Teraz czas najwyższy przyjrzeć się ostatnim 12 miesiącom w PlusLidzie panów! Co tam się działo! Co się tam nie działo! Pościgi, uniki, akcje, dramaty, powroty, nagłe klęski i tryumfalne fanfary... A na końcu wygrała Skra... Chyba mam małe deja vu...

JS: A niby nic nie może przecież wiecznie trwać... Cóż, skoro więc nie da się niczego zmienić na górze tabeli - czemu by tak nie pomajstrować u dołu? Tu dodamy, tam odejmiemy... Tym pozwolimy awansować, a tym już nie... I się kręci! Kto by pomyślał, że rewolucyjne, wydawałoby się, zmiany wejdą tylnymi drzwiami tak cichutko.

MK: Nie weszły one jednak tak cicho, by nie usłyszeli ich ci nieco mniej posażni sąsiedzi z parteru...Wróć! Z pierwszej ligi... Oddajmy głos nieskrywanym emocjom i trybunom ludu! Oto przedstawiciele komitetu protestacyjnego klubów I ligi siatkarskiej mężczyzn w przebojowym protest-songu! Oj, obawiam się, że na sali temperatura nieco wzrośnie!

(śpiewają na melodię: "Nie przenoście nam stolicy do Krakowa", A. Sikorowski i G. Turnau)

Tutaj niżej, w halach-kurnikach

gdzie każda Mikasa jest skarbem

całkiem miło po parkiecie się bryka

chociaż nie ma finansowych szaleństw

I tu czasem trafi się perełka,

która gwoździa wbija za gwoździem,

Ktoś cieszy się po meczu, ktoś wścieka,

Kibic płaci za bilecik grosze...

Nagle rety! Co ja słyszę!

Mister Prezes, krótki apel -

Nie zabieraj nam Plusligi!

(Teraz refren, wszyscy razem!):

Nie zabieraj nam awansu do PlusLigi,

Nie odbieraj nam nadziei małych, płonnych

Trudno prawdę tę ukrywać;

Wy, co prawda, to elita

ale ważne są emocje, nie miliony...

Po co walczyć nam, zwyciężać i trenować,

gdy zabraknie nam na koncie sześciu zer

do gry w lidze bez obciachu

i Wlazłego autografu...

Wam - uśmiechy od prezesa, a z nas śmiech...

Zważcie na gorący apel tych z parteru!

Po co znany z Marksa nam klasowy stres?

Wiecie, jak się życie toczy,

Nikt z nas nie chce smutno skończyć

jak Orzeł Międzyrzecz i GTPS...

JS: Choć muzyczna rewolta za nami, emocje w ciągu najbliższych minut z pewnością nie opadną... Nie ma bowiem nic bardziej podnoszącego ciśnienie u statystycznego meteoropaty niż męska jatka z prawdziwego zdarzenia! Zdarzenia, które winne było zatrząść męską reprezentacją siatkarzy... Tylko czy rzeczywiście miało ono ostatecznie taki wydźwięk?

MK: Odpowiedź na to pytanie znają chyba tylko sami zainteresowani... Skoro już poruszyliśmy temat Łukasza Żygadły - bo to o nim teraz mowa... Plotka gminna głosi, że Daniel Castellani, zapytany swego czasu o aktualną formę tego zawodnika, odparł: "Żygadło? Nie przypominam sobie takiego gracza. Co prawda chłopcy mówili, że był u nas na zgrupowaniu, ale wie pan, to są tak dowcipne chłopaki... Równie dobrze mogliby powiedzieć, że Nowakowski wystąpi na Woodstocku!"... Ach tak, o czym ja mówiłem? Żygadło! Chłop tyle wysiedział na ławce w Trento, że każde zawirowanie wokół jego osoby musiał uważać za niezłą rozrywkę!

JS: Też byś chciał posiedzieć na ławce w takim Trento, przyznaj się! A że rozrywki było co niemiara, to fakt, lecz czy gra warta była świeczki? Wszak w kolejnym sezonie wszystko wróciło do normy... No może nie wszystko, bo tyle gry, ile w tym roku, to nasz rozgrywający w kadrze nie miał chyba przez dobrych kilka lat... No ale o tym za chwilę - przed nami zwierzenia z serii: "Nie chcem, ale muszem" - Łukasz Żygadło z piosenką o swym przewrotnym losie!

(śpiewa na melodię: "Holding out for a hero", Bonnie Tyler)

Ja pognębiony... - Idź do diaska, won i precz! -

słysząc to, ciut załkałem, lecz honor święta rzecz,

więc tam, gdzie mnie nie chcą

Poradzę sobie, łaski bez

i będziecie mnie błagali, żebym wrócił, wybaczył!

Chcę być herosem!

Mózgiem drużyny, wodzem, przywódcą i szefem też!

Rozdawać Mikasy na prawo i lewo,

nie sczeznąć na ławie, o nie!

Chcę być herosem!

Nie dam się stłamsić, niech wiedzą, jaka wartość jest ma!

Pomiatać nie może mną choćby i Stojczew,

na pewno nie Daniel, o nie,

nie, nie, nie, nie...

- I flankuje trener, i wtórują jemu ci

kolegami nazwani,

dziś są wrogami moimi -

- tak prawiłem wtedy, gdy karierę przerwały

w kadrze waśń i poróżnienie, głupi wybryk, marna rzecz!

Chcę być herosem!

Więc wróciłem, bo znów w kadrze nowy trener już jest!

Andrea mnie łaską swą hojnie obdarzył,

wierzył w mój kunszt i wprawę!

Jestem herosem!

Bo wygryźć Gumę umiałem, pierwsze skrzypce grać!

Najlepszy w "Światówce”, wyborny w mistrzostwach

ja - crème de la crème bez dwóch zdań!

Jestem herosem!

Rozpiąłem skrzydła, by sięgać tam, gdzie nie może wzrok...

Już nie powiedzą, że mój czas skończył się,

że młodzi muszą próbować swych sił!

Ja jak wino - z wiekiem lepszy staję się...

Kombinacje i szybsza wciąż gra

wizytówką mą są!

Zaufanie i zgranie, i technika ma...

- Dobry jest, dobry jest, dobry jest, dobry jest, dobry jest, dobry jest, dobry jest - jest, jest!

Jestem herosem!

Niczym feniks z popiołów - wnet odrodzony, by grać!

Nie braknie mi woli, nie braknie zacięcia,

brakujące ogniwo to ja!

Jestem herosem!

Na część drugą Siatkarskiego Koncertu Życzeń i Zażaleń zapraszamy 1 stycznia!

Komentarze (1)
avatar
migelito
10.01.2012
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Trochę długie, ale w końcu coś oryginalnego i zabawnego :)