Jak twierdzi Alena Hendzel dużym błędem z jej strony było podpisanie przed dwoma laty bardzo długiego, bo ważnego do 2012 r. kontraktu. - Chcę grać o wyższe cele, czego tutaj mi nie zagwarantują - wyjaśnia w rozmowie z "Gazetą Wyborczą". - Być może w tym sezonie będzie w Białymstoku lepsza drużyna, ale ja już nie chcę dłużej czekać. Przecież przed rokiem też miało być lepiej, ściągnięto trenera i zawodniczki z Brazylii, ale znowu nic nie wyszło - dodaje.
17 czerwca pełnomocnik zawodniczki przekazał prezesowi AZSu Antoniemu Prokopowi dokument, zgodnie z którym zawodniczka rozwiązuje kontrakt z winy klubu. Siatkarka powołuje się na zapis umowy o tym, że może być ona zerwana, jeśli klub spóźni się w wypłatą więcej niż 45 dni, co miało miejsce w sezonie 2006/2007. Białostocki klub w odpowiedzi kilka dni później zawiesił zawodniczkę. - Oprócz tego, że rozmawiała z innym klubem, to ujawniła w Pile zapisy kontraktu, czego także zabrania nasz kontrakt - wyjaśnia prezes Prokop dodając, że jeśli Hendzel nie pojawi się w Białymstoku do niedzieli, klub będzie starał się ją zdyskwalifikować.
Zawodniczka może jeszcze odejść z zespołu, po wypłaceniu trzeciej części zarobków w ubiegłego sezonu. Według klubu jest to około 100 tys. zł, według zawodniczki - około 15 tys. dolarów, czyli blisko trzy razy mniej.
Jacek Kasprzyk, dyrektor Ligi Siatkówki Kobiet przyznaje, że wpłynęło pismo od pełnomocnika Hendzel o zerwaniu kontraktu z winy klubu. Kasprzyk dziwi się jednak, że zawodniczka chce rozwiązać umowę dopiero teraz, a nie wcześniej, kiedy zaległości finansowe faktycznie były. - Mamy też pismo z białostockiego klubu, że zawodniczka jest zawieszona, gdyż rozmawiała o zatrudnieniu w innym klubie, czego według zapisów umowy nie może robić. Klub jest jej pracodawcą i może ją zawiesić - wyjaśnia. Jak dodaje Kasprzyk, prawdopodobnie białostocki zespół nie zgłosi siatkarki do rozgrywek, a tylko oni mają jej kartę zawodniczą. Wgląd do kontraktu i ustalenie jak jest naprawdę będzie jednak możliwe dopiero wtedy, gdy któraś ze stron odda sprawę do sądu polubownego.
W poprzednim sezonie z Białegostoku "uciekła" też inna Białorusinka, rozgrywająca Olga Palczewska. - W Białymstoku obiecywano pracę dla jej męża. Nic takiego nie nastąpiło, on znalazł pracę w Mińsku i Ola wróciła do rodziny - tłumaczy koleżankę Hendzel.