Olga Krzysztofik: W czwartek odnieśliście czwartą porażkę w fazie grupowej. Cały czas gracie praktycznie niezmienionym składem. Chyba jesteście już trochę zmęczeni?
Bartosz Kurek: - Nie wydaje mi się, abym był zmęczony bardziej od zawodników, którzy stoją po drugiej stronie siatki. W drugim meczu z Brazylią było widać, że moje umiejętności jeszcze nie dorównują brazylijskim siatkarzom. Jest to kolejny bodziec do pracy nad sobą i mam nadzieję, że w turnieju finałowym na granicy Gdańska i Sopotu uda nam się lepiej zaprezentować.
Czym ten mecz różnił się od poprzednich?
- Zacznijmy od tego, że nie graliśmy swojej siatkówki nawet na średnim poziomie. Zagraliśmy słabo, a na taką grę nie można sobie pozwolić jeśli marzy się o dobrym wyniku z Brazylią. Szkoda, że ostatni występ w grupie właśnie tak wyglądał. Mam nadzieję, że nie zmieni tego obrazu, który stworzyliśmy w poprzednich spotkaniach, które były według mnie niezłe.
Co się stało z blokiem? Zawsze to był wasz atut, a w tym czwartkowym meczu zdobyliście zaledwie trzy punkty w tym elemencie.
- To jest złożony problem. Jeśli się nie zagrywa, nie odrzuca się rywali od siatki, to trudno oczekiwać od Brazylijczyków, którzy są doskonale wyszkoleni technicznie i mają fantastycznych rozgrywających i wykonawców na skrzydłach, aby bili prosto w nasze ręce. Nie postawiliśmy im trudnych warunków na zagrywce, oni robili później z nami co chcieli.
Co powiedział wam trener Anastasi po dwóch pierwszych setach, bo ten trzeci rozpoczęliście o wiele lepiej?
- Powiedział po prostu, żebyśmy skoncentrowali się na grze, bo przez dwie pierwsze partie nie prezentowaliśmy najmniejszej części tego, co potrafimy. Żebyśmy spróbowali jakby z powrotem wejść w rytm meczowy. Staraliśmy się, ale już było za późno na rozpędzoną Brazylię.
Wygraliście sześć meczów, ponieśliście cztery porażki. To dobry bilans?
- Oczywiście, że nie. W każdym meczu gramy o zwycięstwo i nie ma co się godzić z porażkami. Jednak z drugiej strony należy spojrzeć na ten bilans realistycznie - co mogliśmy, to wyrwaliśmy plus naprawdę w meczach w Brazylii mogliśmy pokusić się o troszeczkę więcej.
Andrea Anastasi mówił, że stać wasz zespół na pierwszą czwórkę, czyli zakwalifikowanie się do półfinału podczas Final Eight. Co o tym sądzisz?
- Dobrze, że trener w nas wierzy. Warto, żebyśmy sami w siebie uwierzyli.
Nad czym musicie się skupić przed Final Eight? Jakiś konkretny element, nad którym należałoby się skupić?
- Generalnie nad wszystkim, powinnyśmy się skoncentrować nad wszystkim. Tak zresztą trenujemy od rozpoczęcia tej edycji Ligi Światowej. Nie ma elementu, którego nie można poprawić i tak do tego podchodzimy.
Atmosfera podczas Final Eight będzie dla was sprzyjająca, to na pewno będzie waszym atutem w rywalizacji.
- Gra przy tak żywiołowo reagującej publiczności, która nas wspiera, to czysta przyjemność. Doskonale o tym wiemy. Mam nadzieję, że kibice dopiszą tak jak w katowickim Spodku.
Co może być waszą największą siłą?
- Naszą siłą będzie to, co powtarzamy od początku. Będziemy walczyć do końca, o każdą piłkę i każdy punkt. Na pewno na boisku zostawimy mnóstwo ducha, energii i emocji, i mam nadzieję, że kibice to docenią nawet, gdy wynik nie będzie sprzyjający, bo to jest sport i wszystko może się zdarzyć.
Macie jakiś wymarzonych rywali w grupie podczas turnieju finałowego?
- Nie mamy wymarzonych przeciwników, mamy wymarzone cele, które chcielibyśmy osiągnąć.
Czyli?
- Każdy ma swoje. Ja swoich zdradzać nie będę.
Co z twoim kolanem, bo widać na nim worek lodu? To coś poważnego czy zwykła sprawa przeciążeniowa?
- Nazwijmy to przeciążeniowymi sprawami. Od początku mojej przygody z siatkówką nie miałem takich problemów, ale mam nadzieję, że nic gorszego z tego nie wyniknie.
Czyli na turniej finałowy powinno być wszystko w porządku?
- Oczywiście.
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)