Siatkarski boom w Rosji

Siatkówka w Rosji stała się w ciągu ostatnich trzech lat sportem numer cztery pod względem popularności. Siatkarski boom wyczuli rosyjscy zawodnicy, którzy widząc zapotrzebowanie na swoje usługi, podobijają ceny kontraktów. Paradoksalnie dochodzi do tego, że siatkarz rosyjski jest dwa razy droższy niż Brazylijczyk tej samej klasy.

W tym artykule dowiesz się o:

Jak wyjaśnia Borys Kolczins, trener Fakieła Nowyj Urengoj, w rosyjskiej Superlidze pojawili się sponsorzy i inwestorzy, a także telewizja patrzy na tą dyscyplinę łaskawszym okiem. Z drugiej jednak strony, zespoły mają duże problemy ze skompletowaniem składów, a niewielu siatkarzy chce podpisać kontrakty na dłużej niż na rok. Sytuacja ta nie wynika z braku na rynku klasowych zawodników, a raczej z faktu zbyt wysokiego mniemania siatkarzy o swoich umiejętnościach. - Rosyjscy gracze czują zapotrzebowanie na swoje usługi - mówi Borys Kolczins. - Dotyczy to nie tylko najlepszych. Tzw. średniacy mocno windują ceny. Sumy kontraktów podnoszą również najsłabsi.

Bardzo często dochodzi do sytuacji, że dany zawodnik ma już praktycznie załatwione sprawy transferowe z konkretnym klubem. W rozmowie z jego agentem na jaw wychodzi jednak, że jeśli zapłaci się znacznie więcej, siatkarz może podpisać kontrakt z innym zespołem.

Ponieważ agenci pobierają prowizję od wysokości transferu, oni również zainteresowani są windowaniem cen. W tej transferowej grze biorą jednak udział sami siatkarze. - Trzymają rękę na pulsie: tutaj tyle, a tam 50 procent więcej. Dochodzi do tego, że rosyjski siatkarz tej samej klasy co brazylijski kosztuje dwa razy więcej - wyjaśnia Kolczins.

Źródło artykułu: