Czy PlusLiga zyskuje na coraz częstszych transferach wysokiej klasy zagranicznych zawodników? Odpowiedź pozytywna na to pytanie wydaje się oczywista. Powie się przecież, iż dzięki nim poziom ligi wzrasta, nasze drużyny zaczynają liczyć się w Europie, a młodzi polscy zawodnicy mogą uczyć się siatkarskiego rzemiosła od doświadczonych obcokrajowców. Można jednak spojrzeć na ten problem od drugiej strony. Przecież to polska reprezentacja znajduje się w czołówce rankingu światowego, a jej kadrowicze "rekrutują się" głównie z rodzimej ligi. Mamy jedną z najlepszych drużyn klubowych na całym globie, a więc PGE Skrę Bełchatów. W ekipie trenera Jacka Nawrockiego pierwsze skrzypce grają właśnie Polacy. O naszych zawodników nie muszą pytać zagraniczne firmy (co i tak czynią), bowiem ci mają szerokie pole do rozwoju na krajowych parkietach. Czy więc patrząc z tego punktu widzenia nie powinniśmy zaprzeczyć na postawione na początku pytanie?
Przez ostatnie lata do naszej ligi trafiło bardzo wielu wysokiej klasy zagranicznych siatkarzy, by wymienić przykładowo Plamena Konstantinowa, Pawła Abramowa, czy też aktualnie grającego w Skrze Stephane’a Antigę. Stanowili oni i stanowią nadal konkurencję dla rodzimych zawodników w poszczególnych klubach. Problem pojawia się dopiero wówczas, gdy liczba obcokrajowców w składzie zaczyna niepokojąco zagrażać regularnym występom zdolnych Polaków. Tak jest w przypadku Asseco Resovii Rzeszów. Drużyna prowadzona przez chorwackiego szkoleniowca Ljubomira Travicę dokonała przed bieżącym sezonem spektakularnych transferów, których celem było stworzenie dream teamu zdolnego zdetronizować Skrę Bełchatów. Postawiono na stranierich o uznanych nazwiskach. Georg Grozer, Michele Baranowicz (włoski rozgrywający ma polskie obywatelstwo), Ryan Millar i Matej Cernić mieli od razu wskoczyć do wyjściowej szóstki. Tym samym Rafał Buszek czy Grzegorz Kosok znaleźliby się na ławce.
W tym szaleństwie transferowym zapomniano tylko o jednej drobnej rzeczy, mianowicie o regulaminie rozgrywek. Ten wyraźnie mówi, iż limit zagranicznych zawodników, którzy mogą w tym samym czasie przebywać na boisku, wynosi trzech graczy. Skomplikowało to poczynania szkoleniowców zespołu z Rzeszowa, bowiem któraś z zagranicznych gwiazd musiałaby usiąść na ławce. Trenera Ljubomira Travicę z pewnością bolała głowa przed każdym meczem, gdy dokonywał selekcji zawodników. Z regulaminem nie wygrasz, co przy równej formie wszystkich graczy pozwala tylko sięgnąć po sprawdzone metody. Doradzam pół żartem, pół serio: rzut monetą albo papierek-kamień-nożyce.
Aleh Akhrem wybrał Polskę
Szansa dla szkoleniowca pojawiła się w związku z osobą białoruskiego przyjmującego w jego zespole, mianowicie Aleha Akhrema. 27-letni siatkarz odkąd związał się z Asseco Resovią, stał się dla tej drużyny kluczowym zawodnikiem. Jego notowania z każdym meczem rosły, co zaowocowało przedłużeniem w lutym ubiegłego roku kontraktu do 2012. Ljubomir Travica był zadowolony z jego usług, stąd też Akhrem miał pewne miejsce w pierwszej szóstce rzeszowian.
Popularny "Alek" szybko trafił do reprezentacji Białorusi, w której wyrósł na podstawową postać. Objął opaskę kapitana drużyny narodowej swego kraju, jednak bez większych sukcesów na arenie międzynarodowej. Białoruś to niewątpliwie "kopciuszek" wśród europejskich reprezentacji siatkarskich. Największy sukces tej drużyny w ostatnich latach to piąte miejsce w Lidze Europejskiej w 2008 roku. Na słabe wyniki Białorusinów złożyła się w pewnej mierze sytuacja organizacyjna wokół kadry narodowej. Jak to zwykle bywa w tym kraju, jej szczegóły nie wychodzą na światło dzienne. O niej wspominał w maju ubiegłego roku Aleh, który wtenczas zarzekał się jeszcze, iż wiąże swoją przyszłość z reprezentacją Białorusi, a nie z Polską. Przekonywał, że jest po owocnych rozmowach z prezesem federacji siatkarskiej na Białorusi. - Od razu podkreślę, że nie rozprawialiśmy w żadnym wypadku o osobistych korzyściach dla mnie. Chodziło o sprawy organizacyjne wokół drużyny narodowej, siatkarzy, którzy będą chcieli bronić barw kraju. Nie jest tajemnicą, że w ostatnich latach nie wszystko szło gładko. Nagromadziło się wiele pretensji - mówił Akhrem na łamach jednej z tamtejszych gazet.
Pierwsze informacje w mediach na temat zmiany obywatelstwa przez Aleha pojawiły się już dwa miesiące przed tym, jak zawodnik zapewniał o swojej chęci i gotowości do dalszej gry w barwach reprezentacji Białorusi. Sprawa nabrała rozpędu w grudniu ubiegłego roku, gdy już otwarcie mówiło się o otrzymaniu przez Akhrema polskiego obywatelstwa. Wówczas była to jeszcze niesprawdzona informacja. Spekulacje czyniono w mediach nadal, a Białorusin wciąż grał jako obcokrajowiec w naszpikowanej zagranicznymi zawodnikami ekipie Asseco Resovii Rzeszów. Wniosek Akhrem złożył bardzo dawno, lecz procedura jego rozpatrywania trwała długo. Jeszcze na początku roku atakujący Asseco Resovii wypowiadał się na temat spekulacji medialnych, będąc wyraźnie zdenerwowanym: - Cholera - wszyscy wiedzą, tylko nie ja. Nie wiem co powiedzieć, bo żadne dokumenty na razie do mnie nie dotarły. To tylko spekulacje - tłumaczył. Mimo wielu zapowiedzi, popularny "Alek" wciąż występował na polskich parkietach jako zawodnik zagraniczny, i nie wiedział, kiedy dostanie polskie obywatelstwo.
Czekał Akhrem, czekał Ljubomir Travica, czekali kibice rzeszowskiej drużyny, aż wreszcie 17 stycznia Białorusin otrzymał z rąk Prezydenta Bronisława Komorowskiego obywatelstwo polskie. Długie oczekiwania na list potwierdzający obywatelstwo znalazły szczęśliwy finał. Siatkarz nie ukrywał swojej radości z tego faktu, i już na wstępie zapewnił o tym, że kolejnym krokiem będzie dla niego staranie o powołanie do reprezentacji Polski. Akhrem otrzymał zgodę Profesjonalnej Ligi Piłki Siatkowej na grę jako zawodnik krajowy w PlusLidze, dzięki czemu zadebiutował - dodajmy udanie - w takim charakterze w starciu z Delectą Bydgoszcz.
Na oficjalnej stronie Asseco Resovii Rzeszów, przy odnośniku do kadry tej drużyny, znajdujemy zawodnika o takim nazwisku: "Olieg Achrem". Czy od dzisiaj będziemy popularnego "Alka" nazywać Olieg Achrem, a nie jak dotychczas Aleh Akhrem, to już nie ma wielkiego znaczenia. Ważne jest to, iż przybył nam kolejny kandydat do drużyny narodowej. Po odbyciu odpowiedniej, dwuletniej karencji siatkarz może być brany pod uwagę przy powołaniach do reprezentacji Polski. Na decyzji o przyznaniu obywatelstwa mierzącemu 195 cm wzrostu przyjmującemu skorzysta więc nie tylko trener Ljubomir Travica, ale także kadra narodowa, w której siatkarz wzmocni rywalizację na swojej pozycji.
Z pewnością pojawią się sceptycy (być może już są), którzy skrytykują nadanie obywatelstwa kolejnemu obcokrajowcowi, gdy "na podwórku" nie próżno szukać dobrych polskich zawodników. Pamiętając i o nich, pamiętajmy równocześnie o dobru samego siatkarza. Białoruś to nie najlepsze miejsce na rozwój... nie tylko dla sportowców.
Paweł Sala
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)