LŚ: Podsumowanie I weekendu w grupie A

Reprezentacje, rywalizujące w grupie A tegorocznej edycji Ligi Światowej, musiały rozegrać aż trzy pięciosetowe pojedynki, aby wyłonić zwycięzców pierwszych spotkań. Wszystkie mecze stały na dobrym poziomie i nie miało większego znaczenia to, iż drużyny występowały w różnych ustawieniach, wyraźnie traktując rozgrywki Ligi Światowej jako znakomity poligon doświadczalny przed Igrzyskami Olimpijskimi w Pekinie.

W tym artykule dowiesz się o:

Brazylia – Serbia

Przed inauguracyjną rundą Ligi Światowej dwie wygrane Brazylii wydawały się niemal pewne i nikt nie wróżył tak wyrównanego przebiegu ich obu spotkań z Serbami. Tymczasem, występująca w mocno odmłodzonym składzie, drużyna Serbii, pokazała przysłowiowy „lwi pazur” i stawiła zacięty opór faworyzowanym rywalom. Ba, wyłącznie za sprawą własnych błędów nie odniosła zwycięstwa w drugim, niedzielnym spotkaniu.

W sobotnim spotkaniu trener Bernardo Rezende desygnował do gry praktycznie najmocniejszy skład – na parkiecie zabrakło jedynie kontuzjowanego Giby, którego zastąpił Murilo. Naprzeciwko mistrzów świata stanęła, mocno odmłodzona reprezentacja Serbii, bez swoich największych gwiazd: Nikoli Grbića, Ivana Milijkovića czy Andrija Gerića. Wystarczy przypomnieć, że na pozycji atakującego zagrał młodziutki, niespełna 20-letni Sasa Starović.

Nic zatem nie zapowiadało takich emocji i tak wyrównanego przebiegu spotkania, bo – na pozór – wszystkie atuty: technika indywidualna, zgranie i doświadczenie były po stronie gospodarzy. Tymczasem Serbia, rozsądnie i spokojnie prowadzona przez swojego rozgrywającego Petkovića, zagrała najlepiej jak potrafi, bez cienia bojaźni i z wielkim zaangażowaniem, skutecznie burząc spokój gwiazd brazylijskiej siatkówki. Serbowie znaleźli skuteczną receptę na kombinacyjną grę Brazylijczyków w postaci własnej zagrywki, która odrzuciła rywali od siatki. Znakomicie zaprezentowali się też dwaj serbscy środkowi: Podrascanin i Bjelica, którzy swoją dobrą grą w bloku oraz w ataku przyćmili swoich brazylijskich vis a vis.

Kluczowym zawodnikiem Serbów był jednak ich leworęczny atakujący Sasa Starović, z którego zablokowaniem mieli ogromne problemy tak doświadczeni gracze jak Andre Heller czy Gustavo. Na brazylijskim parkiecie ten młody siatkarz pokazał nie tylko siłę, ale i całkiem przyzwoitą technikę ataku. Starović dokonywał dobrych wyborów kierunków oraz wariantów własnych akcji ofensywnych i jeśli utrzyma tak wysoką dyspozycję, ma szansę na dłużej zagościć w reprezentacji swojego kraju.

Ostateczny sukces reprezentacja Brazylii zawdzięcza równiejszej grze na dystansie całego spotkania, a bezcenne punkty przyniosły mistrzom świata kontrataki, wyprowadzone dzięki aktywnej postawie w obronie, zmienna zagrywka i większa odporność psychiczna w kluczowych momentach pojedynku.

Najlepiej punktującymi zawodnikami sobotniego meczu byli obaj atakujący: Andre Nascimento z Brazylii i Sasa Starović z Serbii, którzy zdobyli po 26 punktów.

Do niedzielnego spotkania Brazylijczycy przystąpili w kompletnie odmienionym składzie – na parkiecie pojawili się tylko dwaj gracze z dnia poprzedniego: Gustawo i libero Sergio. Po serbskiej stronie siatki kibice mogli zobaczyć doświadczonego środkowego Andriję Gerića, który zajął miejsce Nowicy Bjelicy.

Najbardziej istotną zmianą okazała się zmiana na pozycji rozgrywającego, gdyż młody Bruno Rezende, mimo niewątpliwych predyspozycji do gry, ma jeszcze pewne problemy z prawidłową techniką odbicia piłki. Drugi rozgrywający reprezentacji Brazylii nie zawsze dokonywał słusznych wyborów wariantów gry, zmuszając swoich kolegów do korygowania tempa akcji ofensywnych, co niekiedy powodowało zwolnienie gry zespołu. Nic zatem dziwnego, że w najważniejszym momencie niedzielnego spotkania – w czwartym secie, przy stanie 23:23, gdy Serbowie potrzebowali tylko dwóch piłek do wygrania meczu – na parkiecie pojawił się Marcelinho, który spokojnie rozegrał dwie decydujące akcje, a atak Samuela i kontra Nalberta dały Brazylijczykom możliwość rozegrania piątej partii.

Piąty set rozpoczął się od wysokiego prowadzenia gospodarzy (4:0), którzy – niesieni fantastycznym dopingiem miejscowych kibiców – nie dali już sobie wydrzeć zwycięstwa.

Brazylia – Serbia 3:2 (22:25, 25:23, 25:18, 23:25, 15:11)

Brazylia – Serbia 3:2 (23:25, 25:19, 24:26, 25:23, 15:11)

Wenezuela – Francja

Równie interesująco potoczyła się rywalizacja pomiędzy reprezentacjami Wenezueli i Francji, które w sobotnią noc stoczyły wyrównany, stający na dobrym poziomie, pojedynek. Dla siatkarzy z Ameryki Południowej udział w rozgrywkach Ligi Światowej stanowi znakomite przetarcie przed najważniejszą tegoroczną imprezą – Igrzyskami Olimpijskimi w Pekinie i trener Ricardo Navajas chce wszechstronnie sprawdzić swój zespół w konfrontacji z trudnymi rywalami.

Francuzi w spotkaniach z Wenezuelą zagrali bez swojego libero Exigi, którego z udziału w spotkaniach wykluczyła niefortunna kontuzja kostki.

Gospodarze nieco zaskoczyli swoich francuskich przeciwników dobrym przygotowaniem taktycznym i od początku prowadzili skuteczną, agresywną grę na siatce. Mimo powszechnej opinii o problemach z przyjęciem, dobrze radzili sobie i w tym elemencie zwłaszcza, iż serwisy Francuzów nie miały początkowo zwykłej siły. Znacznie gorzej podopieczni trenera Philippe Blain’a - Hardy Dessources i Stephan Tolar radzili sobie na środku siatki, szczególnie rażąc nieskutecznością swoich akcji ofensywnych.

Przez dwa pierwsze sety oba zespoły walczyły praktycznie punkt za punkt, ale już trzecia partia pokazała wyrafinowaną technikę użytkową Francuzów, a różnorodne warianty ich gry okazywały się coraz trudniejsze do odczytania dla wenezuelskich blokujących. Znakomicie w ataku spisywał się Antonin Rouzier, zdobywca imponującej liczby 27 punktów, który wziął ciężar gry na swoje barki i nie zwalniał ręki nawet w trudnych momentach. Swój wkład w końcowy sukces drużyny miał także Guillaume Samica, a jego inteligentna postawa w polu zagrywki pozwoliła kolegom na zdobycie bezcennej możliwości do wyprowadzenia kontrataków.

Drugie spotkanie nie przyniosło początkowo większych emocji, gdyż goście z Francji szybko osiągnęli przewagę na siatce. Siatkarze z Wenezueli wyraźnie odczuwali trudy poprzedniego pojedynku i popełniali sporo niewymuszonych błędów. Wyjątkowo słabo zagrał as atutowy gospodarzy Ernardo Gomez, który w dwóch pierwszych setach zdobył zaledwie pięć punktów.

Jednak w trzeciej odsłonie trójkolorowi stracili koncentrację i co za tym idzie – właściwy rytm gry – pozwalając rywalom z Wenezueli najpierw na wyrównanie (12:12), a potem na objęcie prowadzenia (14:13, 16:14). Gdy wydawało się, że partia padnie łupem gospodarzy, Francuzi cierpliwie zaczęli odrabiać straty punktowe (18:21, 21:21,22:23). Nerwową i niezwykle zaciętą końcówkę rozstrzygnęli na swoją korzyść goście (23:24, 25:25, 25:27) i to oni cieszyli się ze zwycięstwa.

Najlepiej punktującym zawodnikiem Francji był – niejako tradycyjnie – Antonin Rouzier (18 punktów), a w zespole Wenezueli Luis Diaz (14 punktów).

Wenezuela – Francja 2:3 (23:25, 25:23, 20:25, 25:23, 11:15)

Wenezuela – Francja 0:3 (22:25, 19:25, 25:27)

Komentarze (0)