Inżynier od podszewki: Damian Wojtaszek - niespokojny duch z kulinarnym zacięciem (cz.3, wideo)

Skąd pochodzi? Jakie było jego dzieciństwo? Czym się pasjonuje? Jak widzi swoją przyszłość? Zarówno na te, jak i na inne frapujące pytania dotyczące osoby Damiana Wojtaszka portal SportoweFakty.pl odpowiada w ostatniej już części materiału o libero warszawskiego zespołu. Życzymy absorbującej lektury!

Milicz to miasteczko kojarzące się kibicom przede wszystkim z wsławioną w siatkarskich kręgach Aleją Gwiazd Siatkówki. Warto jednak pamiętać, iż jest to także rodzinne miasto Damiana Wojtaszka - gracza, którego losy z reguły łączy się z Warszawą. Skoro więc pochodzenie libero AZS Politechniki Warszawskiej zostało już jednoznacznie określone, portal SportoweFakty.pl postanowił nieco bliżej przyjrzeć się milickiej okolicy... Rodzinna miejscowość "Małego" nie wydaje się być potentatem, jeśli mówimy o różnego rodzaju rozrywkach. Jednak - jak przystało na miejsce naznaczone volleyem - daje się poznać jako przyjazne rozwojowi sportowemu. - Milicz jest małą miejscowością - zawsze brakowało w nim jakichś form rozrywki, dlatego dzieci próbowały swoich sił w sporcie, ja również. Kontynuując wątek Alei - na samym początku zdarzało mi się bywać na uroczystościach z nią związanych. Później wyjechałem do Warszawy i do Milicza przyjeżdżałem zdecydowanie rzadziej. Myślę jednak, że jest to dobra idea. Należy również pochwalić całą organizację. Aleja stanowi dla Milicza swego rodzaju wizytówkę. Do mojego miasta mam naprawdę duży sentyment i chciałbym na pewno zaistnieć jako milicki sportowiec - podkreśla rodowity miliczanin.

Jak się można z łatwością domyślić, Milicz słynie m.in. ze swoich powiązań ze światem sportu. - Powstała tam bardzo fajna hala sportowa, obok mamy również hotel "Libero". Z naszego ośrodka szkoleniowego korzysta wiele drużyn i reprezentacji narodowych - zauważa. - Osoby, które przyjeżdżają tu na różnego rodzaju obozy oraz zgrupowania, zawsze bardzo miło wspominają moje rodzinne strony. Mamy rozbudowany ośrodek sportowy, wiele obiektów do zwiedzania. Jest to również cicha, niemal sielankowa okolica. Mówiąc szczerze, nie wyobrażam sobie dorastania w innym miejscu. Spełnieniem moich marzeń byłoby wybudowanie tam kiedyś przytulnego domku na łączce - wybiega myślami w przyszłość, zdradzając swoje marzenie.

Swoiste gniazdko w okolicy, w której spędziło się dzieciństwo? Czemu nie! Wszak dziecięce lata Damiana Wojtaszka upłynęły w idyllicznej atmosferze. "Mały" z przyjemnością powraca do tamtych czasów, chcąc zachować w pamięci jak najwięcej wspomnień. Jak sam podkreśla, jest jedynakiem, który wychował się w spokojnej rodzinie. - Bardzo ważną, można nawet powiedzieć, że główną rolę w domu odgrywali także dziadek i babcia. Gdy rodzice pracowali, dziadkowie się mną zawsze opiekowali - podkreśla rolę osób mu najbliższych. Z okresem dzieciństwa kojarzą mu się natomiast rodzinne wyjazdy na wieś. - Często jeździliśmy wtedy w odwiedziny do rodziny. Miałem tam swoiste pole do popisu, mogłem wariować do woli, nic mi w tych moich chłopięcych szaleństwach nie przeszkadzało. Idąc w tę stronę, muszę przyznać, że zdarzało mi się w ich trakcie rozrabiać. Bywały rozbite głowy - nie tylko moje, ale i kolegów, czego byłem niechlubną przyczyną. Do tej pory niektóre dziecięce incydenty siedzą mi w głowie i zastanawiam się, jak to jest w ogóle możliwe, że wszystkie te wydarzenia to moja sprawka - śmieje się na myśl o swoich reminiscencjach.

Źródło: azspw.com

Czyżby więc Damian Wojtaszek był w dzieciństwie nieposkromionym urwisem, czortem wsławiającym się w niecnych wybrykach? - Mama do dzisiaj wypomina mi, gdy widzimy na ulicy jakieś niegrzeczne, płaczące lub wywijające figle dzieci, że byłem dokładnie taki jak one. Należałem z pewnością do grona niespokojnych dzieci, zawsze chciałem być w centrum uwagi. Można powiedzieć, że cieszyłem się opinią "rodzynka" - przyznaje.

Rodzice są w życiu "Małego" niebywale istotni. Co ważne, stoją za nim murem od samego początku jego przygody ze sportem. Ma w nich prawdziwe oparcie. - Rodzice mnie oczywiście na każdym kroku wspierali. Musiałem im zdawać szczegółowe relacje ze swoich meczów, interesowało ich dosłownie wszystko. Tak jest też zresztą i teraz - nie ma spotkania, którego nie obejrzałaby moja rodzina - przyznaje. Niestety kontakt stołecznego libero z rodziną jest obecnie mocno utrudniony. Wszystko za sprawą siatkówki, która zajmuje w jego codziennej egzystencji centralną pozycję. - W Miliczu bywam teraz bardzo rzadko - raz, maksymalnie dwa razy na trzy miesiące. Ciężko jest pozwolić sobie na częstsze wizyty w domu, szczególnie z racji nowego kalendarza rozgrywek i systemu gier środa - sobota. Wszak Warszawę od Milicza dzieli 350 kilometrów. Mimo to staram się przyjeżdżać jak najczęściej - twierdzi. Jednocześnie podkreśla, iż równie mocno wspiera go ukochana dziewczyna. - Jest dla mnie prawdziwą podporą - zaznacza.

Wielu sympatyków piłki siatkowej w Polsce zastanawia się zapewne, jak od strony prywatnej można scharakteryzować Damiana Wojtaszka. O innych zawodnikach, szczególnie reprezentantach kraju, wiemy naprawdę dużo, zaś osoba warszawskiego gracza owiana jest poniekąd tajemnicą. Dla naszego portalu nie ma jednak rzeczy niemożliwych - postaraliśmy się więc rozszyfrować jego oblicze, rozkładając je na czynniki pierwsze. Według słownika imion, Damian to osoba inteligentna, zrównoważona i obdarzona wspaniałym poczuciem humoru. Potrafi zabawnie opowiadać, interesuje się sztuką. W domu potrzebuje ciepła i spokoju. Jak to się ma do Wojtaszka? - Prawie wszystko z tego opisu pasuje do mojej osoby. Nietrafione jest tylko to zainteresowanie sztuką, gdyż moim hobby jest tak naprawdę motoryzacja - "Mały" przybliża nam swoje fascynacje. - Interesują mnie różne samochody, gadżety, lubię śledzić rynek motoryzacyjny. Z mojego zamiłowania śmieją się już nawet koledzy z drużyny. Mówią, że niemal na każdym treningu muszą wysłuchiwać moich opowieści o autach. Ale tak to już z tymi pasjami bywa - w moim przypadku padło akurat na motoryzację - przyznał się bez bicia. Co warte uwagi, egzamin na prawo jazdy zdał za pierwszym razem! - I to w Warszawie! - dodaje ze śmiechem.

Źródło: azspw.com

Damian Wojtaszek to człowiek, w życiu którego musi się coś nieustannie dziać. Wiecznie łapie chwilę, wiecznie jest w ruchu - tak go można pokrótce scharakteryzować. - Nawet gdy wracam z treningu, nie rezygnuję z jakiegoś wyjścia na miasto. Wybieram się wtedy do kina, chcę zobaczyć coś ciekawego, ponieważ wyznaję zasadę, iż trzeba poznać życie z jak najlepszej strony. Nie o to chodzi, aby kończyć trening, zamykać się w sobie, w czterech ścianach, oglądając telewizję. Zdecydowanie wolę w tym wypadku spacer i tego typu czynności - opowiada o swojej pozameczowej rzeczywistości. Jeśli już jednak zostaje w domu, to w celu... rozwijania swych kulinarnych zdolności! Jego pasją, obok motoryzacji, jest bowiem także gotowanie. A podobno najlepszymi kucharzami są mężczyźni... - Naprawdę lubię gotować, sprawia mi to przyjemność. W domu to właśnie ja na co dzień odpowiadam za przygotowanie posiłku. Z chęcią poznaję różnorakie kulinaria, nowe sposoby przyrządzania makaronu lub mięsa. Eksperymenty w kuchni po prostu mnie inspirują. Dania popisowego nie mam, mogę ugotować prawie wszystko - zapewnia z rozbrajającą szczerością.

"Małego" zdążyliśmy już poznać od wrażliwej strony jego osobowości. Aktywnie działa w różnego rodzaju akcjach, które mogą pomóc chorym dzieciom. Jest tak zarówno w przypadku przedsięwzięć Fundacji Herosi, jak i tzw. "Aukcji na rzecz Kacperka". Tego typu działalność wyrasta w jego przypadku przede wszystkim z potrzeby serca. - Z całych sił staram się pomagać dzieciom, które mają problemy - także zdrowotne. Wiem, jak to wszystko wygląda - swego czasu odwiedziłem wraz z fundacją oddział onkologii Instytutu Matki i Dziecka w Warszawie. To, co tam zobaczyłem, było dla mnie naprawdę wstrząsające. Nie mogłem pojąć, jak w tak młodym wieku można coś takiego przeżywać. Dlatego robię, co mogę, gdy wiem, że mogę komuś pomóc lub po prostu sprawić przyjemność. Z każdej takiej możliwości bardzo się cieszę - daje dowód swej niebywałej wrażliwości na ludzkie cierpienie.

Jak jeszcze można opisać osobę Wojtaszka? Pierwsza z wymienionych przez niego cech nie powinna być dla nikogo zaskoczeniem. - Na pewno jestem żywiołowy - i to nie tylko na boisku - oświadcza. - Uważam się też za osobę dowcipną, swoistego "jajcarza". Muszę się bowiem przyznać, że mam poczucie humoru. W odpowiednich momentach, np. na treningu, w szatni, w autobusie, można sobie pozwolić na odrobinę rozluźnienia, ale na co dzień staram się jednak trzymać język za zębami i trenować, jednak bywa to czasem ciężkie - dodaje bez ogródek. - Jestem również pod wieloma względami ambitny - tutaj także nie ma mowy o żadnej niespodziance. Ambicję przez duże "A" można w jego wykonaniu dostrzec w każdym spotkaniu.

Libero stołecznej drużyny chciałby móc jak najdłużej wyczynowo uprawiać siatkówkę. Bez niej nie wyobraża sobie życia. - Jak zdrowie pozwoli, za kilkanaście lat będę chciał nadal grać w siatkówkę. Z pewnością istnieje granica wieku, po której przekroczeniu trzeba już powiedzieć: pas. Ja jednak będę się starał jak najdłużej występować na parkiecie, zajmować się volleyem. Wielu zawodników, mimo 36-37 lat, wciąż z powodzeniem gra w lidze - Wojtaszek dzieli się z nami swoimi sportowymi aspiracjami. - Poza tym gram na nieco innej niż pozostałe pozycji. Granie jako libero nie wiąże się z częstymi wyskokami. Pozycja ta nie jest tak uciążliwa i podatna na ciężkie kontuzje kolan i barków. Miejmy więc nadzieję, że za kilkanaście lat dalej będę grał i... udzielał wywiadów! - dodaje z nadzieją w głosie.

Damian Wojtaszek jest osobą, która nie boi się marzyć. Jako że cechuje go również wytrwałość w dążeniu do celów, możemy domniemywać, iż jego marzenia się ziszczą. Czego więc pragnie stołeczny libero? - Moim sportowym marzeniem jest na pewno występ na igrzyskach olimpijskich. Każdy sportowiec po to właśnie walczy, aby zaistnieć w reprezentacji, móc wziąć udział w olimpiadzie. Jeśli chodzi natomiast o sprawy prywatne, chciałbym założyć kochającą się rodzinę, stworzyć dom, w którym panował będzie spokój - najlepiej na wspomnianej wcześniej milickiej łączce. Życzyłbym też sobie, aby dopisywało mi zdrowie - zakończył, wyrażając swą nadzieję na spełnienie marzeń.

* Portal SportoweFakty.pl zaprasza również do przeczytania dwóch pierwszych części materiału o Damianie Wojtaszku, w których odkrywamy siatkarską stronę jego życia.

Siatkarz z wyboru, libero z przeznaczenia (cz.1)

Siatkarski perfekcjonista o ognistym temperamencie (cz.2)

Komentarze (0)