Daniel Pliński: Ważne jest zdrowie i szczęście

Daniel Pliński nie poleci ma mundial, ale widzi realne szansę Polaków na dobry występ w turnieju. - Jeśli chodzi o szanse w mistrzostwach, to osiem czy nawet dziewięć drużyn jest w stanie zdobyć medale. Wśród nich jest Polska - mówi środkowy.

Daniela Plińskiego w występów w tegorocznych mistrzostwach świata wyeliminowała kontuzja barku. Mimo że trener Castellani chciał czekać na powrót do zdrowia środkowego, sam zawodnik realnie ocenił swoją dyspozycję. - Nie, nie było szans. Na zakończenie pobytu w Brazylii poszedłem do Daniela Castellaniego i powiedziałem, że nie dam rady. Łza mi się kręciła w oku, ale takie jest życie sportowca - mówi dla "Gazety Wyborczej" Pliński. Wcześniej siatkarz borykał się z kontuzją barku, ale nigdy nie była ona długotrwała lub uciążliwa. - Dwa, trzy razy w karierze z tego powodu nie mogłem trenować najwyżej przez miesiąc - dodaje środkowy.

Pliński pokusił się także o ocenę szans polskiego zespołu w turnieju. - Jeśli chodzi o szanse w mistrzostwach, to osiem czy nawet dziewięć drużyn jest w stanie zdobyć medale. Wśród nich jest Polska. Pod względem technicznym i taktycznym jesteśmy przygotowani do walki o czołowe miejsce. Ważne jest jednak jeszcze zdrowie i szczęście - mówi Pliński. Sporo zależy także od dyspozycji rywali Polaków. - Największy potencjał mają Brazylia i Rosja i to one mają największe szanse ma złoto. Groźni będą Serbowie, którzy ostatnio grają bardzo dobrze. Dalej są Polacy, Amerykanie, Bułgarzy i Kubańczycy.

W miejscu Plińskiego w składzie reprezentacji zagra Patryk Czarnowski , ale młody środkowy raczej nie pojawi się w podstawowym składzie. - Marcin Możdżonek zdecydowanie jest numerem jeden, zaś Patryk Czarnowski i Piot Nowakowski prezentują podobny poziom. W pierwszej szóstce zagra raczej ten drugi, bo ma regularniejszą zagrywkę - ocenia kolegów Pliński.

Badania wykazały, że kontuzja barku środkowego jest spowodowana długą karierą sportową. Zawodnik w przyszłym tygodniu dołączy do trenującej Skry Bełchatów.

Więcej w "Gazecie Wyborczej".

Komentarze (0)