Marek Knopik: Jest takie powiedzenie, że nigdy się nie wchodzi dwa razy do tej samej rzeki. Pan wszedł.
Igor Prielożny: Zdecydowałem się wejść, ale jestem pewien, że nie jest to ta sama rzeka. W Jastrzębiu bardzo dużo się zmieniło na lepsze. Klub jest o wiele bardziej profesjonalny. Wśród działaczy można zauważyć sporo nowych osób, które zmieniły oblicze tej drużyny. Warunki do pracy są o dużo lepsze, niż na początku mojej trenerskiej kariery w Polsce.
Wielu kibiców Jastrzębskiego Węgla Igora Prielożnego kojarzy z mistrzostwem Polski. Nie boi się pan, że po sezonie będą zawiedzeni, jeśli nie będzie złotego medalu?
- Doskonale wiem, że właśnie tak mnie kojarzą kibice. Jest mi to bardzo często przypominane. Jestem jednak przekonany, że my jako drużyna zrobimy wszystko, by na koniec sezonu było najlepiej jak tylko może być. Bardzo ciężko na to pracujemy, trudno jednak wyrokować jaki będzie wynik.
Jak porównałby pan składy ekipy z Jastrzębia z 2004 roku oraz tej obecnej? Jak się to odnosi do poziomu PlusLigi sprzed kilku lat i obecnego?
- Przez te kilka lat zmieniła się cała siatkówka. Tych dwóch ekip nie można porównać. Mogę wymienić jedynie jedną zasadniczą różnicę pomiędzy mistrzowskim zespołem z 2004 roku i obecną ekipą. To wiek siatkarzy. Wśród szóstkowych zawodników złotej drużyny większość stanowili trzydziestolatkowie. Zatem byli to siatkarze bardzo doświadczeni. Nie musiałem im nic tłumaczyć, a oni i tak wiedzieli o co chodzi. Obecna ekipa jest bardzo młoda.
Do skompletowania składu brakuje tylko środkowego. Kogo widziałby pan najchętniej w składzie jastrzębian?
- Nie zawsze jest to dobrze interpretowane. Przecież my mamy środkowych. Jeśli rozmawiamy o sprowadzeniu światowej gwiazdy na pozycję środkowego, to jest to ukierunkowane na Ligę Mistrzów. W PlusLidze będziemy grali trójką obcokrajowców i to tylko skomplikowałoby nam sytuację. Jeśli jednak znajdzie się taki zawodnik, który byłby w stanie temu zespołowi pomóc na środku, to chętnie zostanie w klubie przywitany. Może być i tak, że nasz skład się już nie powiększy i powalczymy w rozgrywkach z zawodnikami już zakontraktowanymi. Chciałbym przypomnieć, jak kilka lat temu Patryk Czarnowski zawitał do Jastrzębia i walczył o wyjściową szóstkę. W tej chwili to reprezentant Polski.
Czy zostały sprecyzowane cele minimum, jeśli chodzi o rozgrywki ligowe i udział w siatkarskiej Lidze Mistrzów?
- Myślę, że bardzo trudno w tej chwili mówić precyzyjnie o celach minimum. Dotyczy to nie tylko naszego klubu, ale większości. Sezon zaczyna się dwa tygodnie po siatkarskim mundialu. Zdajemy sobie sprawę, że czeka nas trudne zadanie, bo Jastrzębski Węgiel w nadchodzącym sezonie to będzie praktycznie nową drużyną. Mamy nowych przyjmujących, po jednym nowym atakującym i rozgrywającym, także w formacji środkowych zaszły ogromne zmiany. Spróbujemy ligę rozpocząć najlepiej jak to możliwe, by jak najwcześniej "załapać" się do szóstki. Nie będzie to zadanie łatwe dla wszystkich drużyn, które mają w składach reprezentantów krajów walczących w MŚ we Włoszech. Ci zawodnicy nie będą przecież brali udziału w przygotowaniach swoich klubów do rozgrywek. Z mistrzostw świata jedni wrócą przemęczeni, inni z kontuzjami, a jeszcze inni przepełnieni radością lub smutkiem. To nie jest łatwa sytuacja.
Przygotowania do sezonu 2010/2011 z powodu MŚ będą znacznie wydłużone. Jakie są główne punkty przygotowań Jastrzębskiego Węgla?
- Chcielibyśmy, by kilku nowych zawodników znalazło się w pierwszej szóstce zespołu już od początku rozgrywek. Właśnie temu będą służyć nasze przygotowania. Zawodnikom stwarzamy optymalne warunki, a oni to muszą wykorzystać. Bardzo dużo pracujemy nad techniką indywidualną oraz kondycją. Zawodnicy, których mam teraz do dyspozycji muszą wytrzymać większe obciążenia na początku sezonu, oraz w trakcie jego trwania.
Zagraliście już kilka spotkań kontrolnych. Czy na ich podstawie można powiedzieć coś o nowych nabytkach śląskiej drużyny?
- Te kilka spotkań to stanowczo za mało. Szczególnie jeśli chodzi o taktykę całej drużyny. Natomiast indywidualnie to dla tych zawodników nabieranie niezbędnego do walki w PlusLidze doświadczenia.
Dla szkoleniowca zaś do okazja do przyjrzenia się zawodnikowi, czego brakuje mu najbardziej podczas rywalizacji na parkiecie. Można wtedy popracować więcej nad tymi elementami. Chodzi tu głównie o elementy techniczne.
Brak Grzegorza Łomacz podczas przygotowań to chyba dla was duży problem?
- Mając tylko jednego rozgrywającego bardzo trudno stworzyć optymalne warunki do pracy pozostałym siatkarzom.
Pański poprzednik - Roberto Santilli - został obdarzony w Jastrzębiu dużym zaufaniem i pracował długo, jak na polskie warunki. Ma pan nadzieję na równie owocną i może nawet dłuższą współpracę z prezesem Grodeckim?
- Nie chciałbym się na ten temat wypowiadać. W Polsce już sporo przeżyłem i wiem, że zdarzyć się może wszystko. Osobiście uważam, że to wspaniała sprawa, taka długa współpraca trenera i działaczy. Mimo tego, iż to ja teraz jestem trenerem Jastrzębskiego Węgla to uważam, że szkoda, że drogi Roberto Santilliego i Jastrzębian się rozeszły. Kontynuacja współpracy mogła być jeszcze bardziej owocna.
Jesienią zostanie wydana książka przygotowana wspólnie przez pana i Krzysztofa Mecnera. O czym ona traktuje?
- Z mojej strony główny cel tej książki, to chęć pomocy zawodnikom, rodzicom, działaczom poprzez opis swoich doświadczeń związanych z siatkówką. To nie jest książka tylko o siatkówce, chociaż jest w niej sporo o historycznych pojedynkach. Ta część bardziej zajmowała Krzysztofa Mecnera. Ja z kolei próbuję wyjaśniać zachowania zawodników, kiedy wyjeżdżają za granicę, jak powinni uczyć się języków. Uważam również, że to świetna lektura dla działaczy, bo wskazuję między innymi na błędy popełnione przez zarządzających klubami w których pracowałem. Warto przeczytać, by uniknąć ich w przyszłości.