Paweł Sala: Jak Pan ocenia dotychczas zakontraktowane nowe zawodniczki BKS-u Aluprof Bielsko-Biała?
Grzegorz Wagner: Przede wszystkim wzmocnieniem jest to, że został trzon zespołu. I to jest najważniejsze wzmocnienie. Udało się zatrzymać podstawowe zawodniczki, a przy okazji sprowadzić dwie dziewczyny, które w przyszłości mogą grać dobrą siatkówkę. Mam tu na myśli i Gabi Wojtowicz i Aśkę Frąckowiak. Myślę, że przy tym sezonie jaki będzie, gdzie będziemy musieli grać naprawdę chyba wszystkimi zawodniczkami, to będzie bardzo ważne. A one na pewno pokażą, już pokazały, że potrafią grać. To są na razie dwa wzmocnienia, mam nadzieję, że będzie i trzecie.
Tak jak Pan powiedział, najważniejsze jest, że pozostał trzon zespołu. To chyba bardzo ważne szczególnie jeśli chodzi o zgranie i rozumienie się na boisku. Inne czołowe zespoły PlusLigi Kobiet na początku sezonu będą musiały popracować nad tym zgraniem.
- Oczywiście. To jest najważniejsze, że udało się utrzymać ten trzon zespołu, który gra ze sobą już kilka lat. I nawet pod nieobecność tych kadrowiczek, o to zgranie będzie dużo łatwiej. Chodź wcale nie jest powiedziane, że ta szóstka będzie wyglądać tak, jak w zeszłym roku. Bo tego nikt nie jest w stanie dziewczynom zagwarantować. Co do Trefla, to oczywiście, tam to potrwa, w Muszynie i Dąbrowie również. Tak naprawdę to my i Organika Łódź utrzymaliśmy taki trzon zespołu. To na pewno będzie nasz atut.
Spośród nowych zawodniczek wyróżnia się Gabriela Wojtowicz. Warunki do gry w siatkówkę ma znakomite (202 cm wzrostu). Siatkarka była próbowana nie tylko na środku, ale także na ataku. Na jakiej pozycji zagra w Aluprofie?
- No tak, ma niesamowite warunki. Tylko oczywiście jest sprowadzona jako środkowa i mając dwie środkowe oczywiste jest, że musimy mieć trzecią. Niech walczą o miejsce w szóstce. Jak ma się tyle centymetrów wzrostu, to są różne pomysły. Ja myślę, że idealnym pomysłem byłoby, gdyby grała na przyjęciu. To jest melodia przyszłości. Kto wie, rzadko bowiem rodzą się dziewczyny o takich warunkach fizycznych.
Wojtowicz miała ostatnio problemy zdrowotne.
- Jest po zabiegu, stricte siatkarsko teraz nie trenuje. Jeśli chodzi o jej cechy motoryczne, sprawność, poruszanie się na nogach, to jestem pod wrażeniem.
Druga nowo pozyskana zawodniczka to Joanna Frąckowiak. Zawodniczka jest jeszcze młoda, ale ma za sobą już występy na włoskich parkietach. W Mantovanie grała na ataku, gdzie zagra w Aluprofie?
- We Włoszech grała więcej jako atakująca niż przyjmująca. Ja bym chciał, żeby grała tu jako przyjmująca. Zobaczymy, na razie mamy nominalnie jedną atakującą Natalię Bamber. Zawsze musimy mieć tą drugą zmienniczkę. Oczywiście nie znamy jeszcze tej trzeciej, która przyjdzie. Ale i Aśka i Iwona Waligóra będą przymierzane do tej pozycji. Co nie znaczy, że nie będą grały na przyjęciu.
Frąckowiak została pozyskana z myślą o pierwszym składzie drużyny. Jeżeli zagra na przyjęciu, to na tej pozycji będzie miała silne konkurentki w osobach Karoliny Ciaszkiewicz i Anny Barańskiej.
- Nikt nie jest pewny gry w pierwszej szóstce na dzień dzisiejszy. Ja chciałbym mieć takie dylematy, żebym miał tylko wyrównane zawodniczki na każdej pozycji. A można w sumie powiedzieć, że tak jest. W kontekście początku Ligi Mistrzyń i PlusLigi Kobiet to będzie bardzo ważne, aby grać wszystkimi dziewczynami, bo dojdą podróże i inne rzeczy. Będzie trzeba tym składem troszeczkę pomieszać, żeby znaleźć optymalne ustawienie.
Podkreśla Pan, iż chce, aby zespół w nowym sezonie grał szybszą siatkówkę.
- Chciałbym bardzo. Trenujemy, na razie różnie to wychodzi, to jest bowiem przeskok. Wydaje mi się jednak, że skrzydłowe, które są w BKS-ie, są predestynowane do takiej gry. W żeńskiej siatkówce szybka gra to na pewno jest nowość, chociaż jak widziałem finał ligi włoskiej, to one grały już podobnie jak do mężczyzn. Jeśli to zaczniemy grać, to na pewno będzie nam dużo łatwiej w europejskich pucharach i lidze. Szybka gra kosztuje więcej siły, więc w związku z tym trzeba więcej trenować. Współpracujemy z firmą od przygotowania fizycznego, sporo czasu dziewczyny spędzają na siłowni. To się powinno przenieść na jakość gry, na siłę i wytrzymałość. Ale to jest normalne. Ta gra kosztuje dużo zdrowia, stąd sporo trenujemy.
Czuje się Pan spełniony w roli trenera AZS Częstochowa?
- Ja myślę, że wiele osób zapomniało o tym, że na początku mówiło się o tym, iż mamy się utrzymać w lidze. Wielu fachowców wskazywało nas na walkę o utrzymanie. Chciałem podkreślić, że to utrzymanie mieliśmy już po dwóch kolejkach drugiej rundy. Miałem kontrakt na rok i cóż, jakieś nowe doświadczenie. Ani klub ani ja nie byliśmy zainteresowani przedłużeniem umowy. To jest normalne, tutaj nie ma żadnych podtekstów. Po prostu tak to jest. Kolejne doświadczenie, które będzie procentować w mojej pracy.
Częstochowa to prawdziwa kuźnia talentów siatkarskich. Jak się to dzieje, że właśnie stamtąd wychodzą późniejsze gwiazdy polskiego volleya?
- Tak się utarło. Częstochowa nigdy nie miała takiego budżetu, jak te inne tuzy, w związku z czym musi inwestować w młodych i Ci mają okazję tam się wykazać i większości przypadków wypływają oni na szersze wody.
Trenował Pan i grał już niegdyś w Bielsku-Białej, w BBTS-ie Siatkarz. Jak wspomina Pan tamte czasy? Interesuje się Pan jeszcze męską siatkówką w tym mieście?
- Raz że nie ma czasu. Po drugie, BBTS idzie swoją drogą, ja swoją. Spędziłem bardzo fajny okres tutaj w BBTS-ie z super zawodnikami, drużyną. Ale tak jak mówię, czas biegnie dalej. Oczywiście wspomnienia zostały. Mam swoją pracę i jej się jednak poświęcam w pełni.