Oblicza kibiców zgromadzonych w hali pozostawały bez emocji. Jedynie Klub Kibica starał się utrzymywać meczową atmosferę. Po pierwszym secie wiadomo było, że cudu tym razem nie będzie i koniec gry na europejskich parkietach. W dodatku trener gości, Siergiej Cwietanow, wymienił praktycznie całą wyjściową szóstkę. Ale spotkania po pierwszym secie nie można było zakończyć. - Myślę, że ze znalezieniem motywacji nie było szczególnego problemu - powiedział Krzysztof Wierzbowski. - Dla mnie każde spotkanie jest ważne, tak jak to. Tym bardziej, że to jest zespół klasowy. Przyjemnie się grało z taką drużyną. Szkoda, że nie wywalczyliśmy chociaż tego tie-breaka, ze względu na kibiców - przyznał.
Gra Akademików nie układała się po ich myśli. Większość piłek była skierowana do Bartosza Janeczka, który w pewnym momencie był jedynym pewnym punktem drużyny. Podopieczni Grzegorza Wagnera nie rozegrali ani fenomenalnych zawodów, ani fatalnych. - Szkoda, bo zabrakło takiej zimnej krwi i ta nasza młodość wyszła w spotkaniu przeciwko takiej drużynie - podsumował nasz rozmówca. Dodał jednak, że ma nadzieję na wyciągnięcie wniosków i zupełnie inną grę jego zespołu w PlusLidze.
Od pamiętnego pojedynku w 2007 roku obydwie drużyny zmieniły się, szczególnie pod względem personalnym. - To jest zupełnie inny zespół, niż wtedy. Tamten zespół bazował na szybkości. Byli Abramow i Giba, i gra wyglądała inaczej. Teraz to bardziej takie zwierzaki (śmiech). Wysoko skakali, mieli dobry blok i trudną zagrywkę - w skrócie opisał rywali przyjmujący AZS-u.
- Tamta nasza drużyna była budowana przez kilka lat, zdecydowanie lepiej się rozumiała a my, młodzi, byliśmy "dołożeni" do treningów. Szkielet był taki sam od kilku lat. Tamten system też był inny i troszeczkę nam pomógł. Przy obecnym systemie wtedy odpadlibyśmy z Pucharu - przyznał Wierzbowski.
Rozdział pod tytułem europejskie puchary już jest zakończony dla częstochowian. - Niestety, skończyła się ta przygoda i teraz koncentrujemy się na lidze - powiedział nasz rozmówca.
Najbliższym ligowym rywalem graczy spod Jasnej Góry będzie Jadar Radom. Drużyna, z którą biało-zieloni niespodziewanie przegrali w I rundzie rozgrywek. Gdyby nie tamta porażka, drużyna obecnie mogłaby zajmować nawet drugie miejsce w tabeli. - Spotkanie w Radomiu gdzieś tam ciągle za nami chodzi. Gdybyśmy je wówczas wygrali, to bylibyśmy o te trzy punkty do przodu. Na pewno chcemy się zrewanżować, chcemy zdobyć trzy punkty i zobaczymy, co się będzie dalej działo. Potem czekają nas trochę trudniejsze spotkania, ale na razie myślimy o Jadarze - powiedział Krzysztof Wierzbowski.
Co trzeba zrobić, żeby nie dopuścić do powtórki z Radomia? - Musimy wyjść skoncentrowani. Jeśli wyjdziemy skoncentrowani, to ten mecz powinniśmy spokojnie wygrać. Wszystko zależy od naszej gry: zagrywki, przyjęcia... Od każdego elementu. Myślę, że Jadar nie jest na tyle mocną drużyną, żeby nas czymś zaskoczyć - zakończył przyjmujący Akademików.