Miały 24:20 i... przegrały seta. "Parę złych wyborów"

WP SportoweFakty / Tomasz Fijałkowski
WP SportoweFakty / Tomasz Fijałkowski

- Potrzebujemy zwycięstwa, trochę jak wiatru w żagle, by poczuć, że potrafimy wygrać z lepszym przeciwnikiem - przyznała Izabela Śliwa, libero MOYA Radomki Radom po porażce 0:3 z ŁKS-em Commercecon Łódź w półfinale Tauron Pucharu Polski.

Z Elbląga - Krzysztof Sędzicki, WP SportoweFakty

Kto wie, jak potoczyłoby się to spotkanie, gdyby siatkarki trenera Jakuba Głuszaka wygrały pierwszą partię, w której wygrywały już 24:20, ale... nie dość, że nie wykorzystały żadnej z czterech piłek setowych, to jeszcze przegrały łącznie sześć akcji z rzędu i uległy 24:26. A później już Łódzkie Wiewióry się rozkręciły i wygrały do 16 oraz 19.

- Oczywiście, to jest siatkówka i to jest puchar, tutaj nikt nie odpuszcza absolutnie żadnej piłki. Nie jest z zaskoczeniem, że nie byłyśmy absolutnie faworytem w Pucharze Polski, natomiast ja bardzo liczyłam na niespodziankę. Te rozgrywki lubią niespodzianki i liczyłam na to, że wyjdziemy w tym meczu bez kompleksów i faktycznie w tym pierwszym secie biłyśmy się jak równy z równym. Myślę, że zabrakło nam chłodnej głowy w końcówce. Dokonałyśmy parę złych wyborów i to się po prostu zemściło - przyznała w rozmowie z nami libero radomskiej drużyny Izabela Śliwa.

- W kolejne sety, niestety już z rozpędzonym ŁKS-em nie wchodziło się łatwo, grało się dużo ciężej i te szanse z pierwszego seta się po prostu zemściły - dodała siatkarka MOYA Radomki Radom.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Maria Szarapowa zachwyciła w Davos

Dla tej drużyny Tauron Puchar Polski był doskonałą okazją do tego, by zamieszać wśród zespołów, które znajdują się w czołowej czwórce Tauron Ligi i pokazać, że w tym sezonie także stać ją na walkę z najlepszymi.

- My się na razie z każdym bijemy. Mamy w lidze rozegranych bardzo dużo tie-breaków - zarówno z lepszymi zespołami, i z zespołami, które są w tabeli niżej od nas. Brakuje nam czasem postawienia tej kropki nad "i", żeby po prostu wygrać mecz z lepszym przeciwnikiem, który jest wyżej od nas. Mogłybyśmy się wtedy poczuć, że potrafimy to zrobić, bo my naprawdę potrafimy grać fajną siatkówkę, tylko mam wrażenie, że nie zawsze na meczu potrafimy to do końca przełożyć - tłumaczyła "Pestka".

- Ale wiadomo, że chodzi o to, żeby wygrywać, także tutaj już nie będę szukać więcej wytłumaczeń. Po prostu potrzebujemy zwycięstwa, troszeczkę jak wiatru w żagle. Mam nadzieję, że nie poddamy się łatwo po takich sytuacjach jak tu w pucharze, bo naprawdę pierwszy set daje nadzieję, żeby myśleć o tym, że naprawdę możemy dobrze grać z każdym - zaznaczyła.

W przypadku siatkarek MOYA Radomki Radom okazją, by móc się "wyżyć" może być następny mecz. We wtorek w rewanżowym spotkaniu 1/4 finału Pucharu CEV zagrają u siebie z Vasasem Obuda Budapeszt, a w następną sobotę znów zagrają z ŁKS-em Commercecon Łódź, tym razem w ramach rozgrywek ligowych.

- Nie mamy czasu, żeby rozpamiętywać za dużo, co może jest dobre. Przed nami Puchar CEV, czyli totalnie inne rozgrywki. Będziemy chciały za wszelką cenę odwrócić rywalizację po tym (przegranym 1:3 - przyp. red.) pierwszym meczu w Budapeszcie. Mam nadzieję, że nasze ściany nam pomogą i tutaj na tym polu międzynarodowym sobie poradzimy, w co mocno wierzę. A później znowu ŁKS. Mam nadzieję, że odrobimy lekcję z tego półfinału - zakończyła Izabela Śliwa.

Komentarze (0)
Zgłoś nielegalne treści