Aż trudno w to uwierzyć, ale reprezentacja Włoch, która w swojej historii miała mnóstwo genialnych siatkarek jak choćby Francesca Piccinini czy Eleonora Lo Bianco nigdy w historii nie sięgnęła po medal olimpijski. Ba, nigdy nie grały w olimpijskim półfinale. Finał w Paryżu jest więc już teraz największym osiągnięciem w historii żeńskiej siatkówki w tym kraju.
Z kolei Amerykanki to w XXI wieku olimpijskie wyjadaczki. Od 2008 roku i Igrzysk Olimpijskich w Pekinie nie schodzą z olimpijskiego podium. Jednakże po złoto - pierwsze w historii - sięgnęły trzy lata temu w Tokio. Teraz stanęły przed szansą obrony tytułu.
Lecz to zadanie od początku spotkania okazało się niezwykle trudne, bo Włoszki do tego finału przystąpiły tak rozpędzone, jak do każdego ze spotkań turnieju olimpijskiego, w którym straciły tylko jednego seta. Oczywiście koncertowo zagrała od początku ich liderka Paola Egonu, ale po pierwsze miała wsparcie w postaci Jekateriny Antropowej na lewym skrzydle.
ZOBACZ WIDEO: "Prosto z igrzysk". Wymowne zachowanie polskiego siatkarza. "To nie jest ten przypadek"
Amerykanki zupełnie potraciły swoje atuty. Andrea Drews skończyła zaledwie dwie z dwunastu, a Kathryn Plummer - dwie z trzynastu piłek. Czekał na nie włoski blok i radził sobie bez większych kłopotów. Premierowa odsłona padła łupem siatkarek z Półwyspu Apenińskiego 25:18.
W drugiej po włoskiej stronie siatki odpaliły Sarah Fahr na środku oraz Caterina Bosetti na lewym ataku. Gdy trener Amerykanek Karch Kiraly zobaczył, że sytuacja robi się nie tyle "zła", co "tragiczna", sięgnął po podwójną zmianę z Lauren Carlini na rozegraniu i Jordan Larson na ataku. Dzięki temu co prawda nie udało się odwrócić losów seta, ale udało się uniknąć pogromu. Italia wygrała 25:20.
Set trzeci, a zwłaszcza jego początek, to znów budowanie przewagi przez reprezentację Włoch. Tym razem za pomocą skutecznego bloku, którego po stronie drużyny USA kompletnie nie było. Po kilkunastu akcjach już zrobiło się 11:6 dla drużyny prowadzonej przez Julio Velasco.
W drugiej fazie seta Włoszki zniszczyły przeciwniczki za pomocą zagrywki. Przez całe spotkanie reprezentacja Stanów Zjednoczonych miała ogromne kłopoty w przyjęciu, a ten fragment to uwypuklił. Ostatnią część spotkania przegrała 17:25, a cały mecz - trwający zaledwie 82 minuty - 0:3.
I na koniec warto wspomnieć, że mieliśmy w finale polski akcent. Pierwszym arbitrem był Francuz Fabrice Collados, a drugim Polak - Wojciech Maroszek.
USA - Włochy 0:3 (18:25, 20:25, 17:25)
USA: Poulter, Thompson, Ogbogu, Drews, Skinner, Washington, Wong-Orantes (libero) oraz Larson, Robinson-Cook, Carlini.
Włochy: Orro, Sylla, Danesi, Egonu, Bosetti, Fahr, De Gennaro (libero) oraz Cambi, Antropova, Sylla, Giovannini.
Czytaj też: Paryż 2024. Celowały w złoto, muszą zadowolić się brązem
Przypominam, że bardzo podobny był wynik meczu finałowego w siatkówce męskiej
Francja - Polska.
Ale dziennikarze pisali o wielkim sukcesie Polaków zamiast demolki Czytaj całość