Wielka bohaterka polskiej kadry. Niesamowite, co robi [OPINIA]

Zdjęcie okładkowe artykułu: Materiały prasowe / Volleyball World / Na zdjęciu: Martyna Czyrniańska i Martyna Łukasik
Materiały prasowe / Volleyball World / Na zdjęciu: Martyna Czyrniańska i Martyna Łukasik
zdjęcie autora artykułu

To jest niesamowite. 20-letnia Martyna Czyrniańska grała jak weteranka i wprowadziła Polki do półfinału Ligi Narodów. Bohaterek jest jednak więcej. Nasze zawodniczki doprowadziły do rozpaczy najlepszą drużynę świata.

W tym artykule dowiesz się o:

Gdy rok temu reprezentacja Polski siatkarek zaczęła seryjnie wygrywać w Lidze Narodów, wszyscy przecierali oczy ze zdumienia. Od dwóch dekad nasza kadra nie grała tak dobrze. Swoją znakomitą formę potwierdziły w turnieju finałowym, kiedy to wywalczyły brązowy medal. Pierwszy na światowych arenach od 55 lat.

Później ekipa pod wodzą Stefano Lavariniego przypieczętowała sezon kwalifikacją na igrzyska olimpijskie. Dopiero drugą w tym stuleciu. Właśnie od zeszłego roku Biało-Czerwone są zaliczane do ścisłej światowej czołówki i są typowane jako kandydatki do medalu każdej imprezy. Dlatego w tym roku znakomita postawa w fazie zasadniczej Ligi Narodów nikogo już nie dziwiła. Nasze reprezentantki wygrały aż 10 z 12 spotkań i zajęły trzecią lokatę.

W ćwierćfinale rozgrywek mierzyły się jednak z bardzo mocnymi Turczynkami, które w ubiegłym roku wygrały wszystko, co się dało. Zupełnie jak polscy siatkarze. Daniele Santarelli jednak odpuścił fazę grupową Ligę Narodów i zagrał ją w części rezerwowym składem. Stąd też dopiero szósta pozycja w tabeli. To właśnie one były faworytkami ćwierćfinału Ligi Narodów.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Aryna Sabalenka wróciła do treningów. Czas na trawę

To przeciwniczki znakomicie zaczęły spotkanie. Do pewnego momentu pierwszy set toczył się na żyletki, ale w końcówce przeciwniczki po prostu zmiażdżyły nasze reprezentantki. Mogło się wydawać, że po raz kolejny Turczynki zabiorą nam marzenia. Taka końcówka niejedną drużynę by załamała.

Jednak nie nasze siatkarki. Stefano Lavarini pracował nad ich pewnością siebie i widać to doskonale właśnie w takich meczach o najwyższą stawkę. Polek nie jest w stanie złamać nawet największy kłopot, nawet najlepsza drużyna świata, jaką w zeszłym roku była Turcja.

Taka pogoń nie byłaby jednak możliwa, gdyby nie Martyna Czyrniańska, która weszła na boisko w końcówce pierwszego seta. Przyjmująca ma zaledwie 20 lat, a gra jak prawdziwa profesorka. W trudnych monetach nie pęka, potrafi umiejętnie wykorzystać blok rywalek. Czasem potrafi po mistrzowsku zakończyć partię, tak jak w trzecim secie, gdy posłała asa. W tie-breaku przy jej serwisach zanotowaliśmy pięciopunktową serię. Jej koleżanki mogą ją nosić na rękach.

Forma przyjmującej była wielką niewiadomą. Przecież straciła niemal cały klubowy sezon w Eczacibasi Dynavit Stambuł z powodu nawracających urazów. Nie pojechała przecież na drugi turniej Ligi Narodów z powodu urazów. Wróciła jednak na ostatnie kolejki w wielkim stylu i teraz ciężko wyobrazić sobie bez niej reprezentację Polski.

Nasza drużyna ma jednak więcej bohaterek. Oczywistymi postaciami są Magdalena Stysiak - nasza bombardierka oraz Joanna Wołosz - najlepsza rozgrywająca na świecie. Niesamowicie ważną rolę pełni jednak Martyna Łukasik, która wykonuje dużo brudnej roboty w defensywie, a także w ataku, gdzie kończy wiele niewygodnych piłek.

Na uwagę zasługuje także powrót Agnieszki Korneluk, której przez długi czas nie szło. W tie-breaku zatrzymała dwukrotnie filar tureckiej ofensywy - Melisę Vargas. To właśnie od tego zaczęła się kapitalna gra naszej ekipy w decydującym secie.

Niewiarygodne jest to, jak do naszej kadry wprowadziła się Aleksandra Szczygłowska. Libero została postawiona przed trudnym zadaniem. Nigdy nie była podstawową zawodniczką kadry, ale musiała zastąpić Marię Stenzel, która przeszła operację usunięcia wyrostka.

Turczynki, w tym zwłaszcza Ebrar Karakurt, nie mogły uwierzyć w to, jak broni. Znakomicie ustawiona polska defensywa przyprawiała o ból głowy Turczynki, które często nie mogły dobić się do boiska. To jeden z największych atutów naszej reprezentacji. Te wszystkie elementy pokazują, że mamy drużynę niemal kompletną.

W półfinale Biało-Czerwone zagrają z Włoszkami. Wcale nie będą na straconej pozycji. Nasza reprezentacja potrafi wygrywać z Italią w ważnych meczach, tak jak to miało miejsce rok temu podczas kwalifikacji olimpijskich w Łodzi (3:1). Ekipa Stefano Lavariniego może już w sobotę napisać historię i zagrać pierwszy w dziejach finał światowego turnieju. Mecz już o 12:00, a relacja na żywo w WP SportoweFakty.

Arkadiusz Dudziak, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj więcej: Obrończynie tytułu pokonane! Biało-Czerwone zagrają o medale

Źródło artykułu: WP SportoweFakty