Dąbrowianki wygrały w czterech setach ze Stalą Mielec. Ich gra nie zachwyciła, jednak ważne są kolejne trzy punkty, które można dopisać do ligowej tabeli. Dzięki nim MKS wskoczył na fotel wicelidera PlusLigi Kobiet. Osiągnięcie małe, ale sprawia radość, zwłaszcza kibicom.
Bardzo charakterystycznym elementem spotkania ze Stalą były przestoje w grze obu drużyn. Największe załamanie gry dąbrowska ekipa przeżyła w premierowej odsłonie spotkania, gdy po dwudziestym punkcie mielczanki odskoczyły i wygrały do 21. - W pierwszym secie prowadziłyśmy 12:6 i zamiast dowieźć tę przewagę do końca, to pozwoliłyśmy Stali się rozegrać i wygrać tę partię. Wtedy dziewczyny z Mielca uwierzyły w siebie, że mogą z nami wygrać i zaczęły grać dużo bardziej walecznie, podbijały dużo piłek w obronie, zagrały mocniejszą zagrywką - podsumowała przegrany set dąbrowska przyjmująca Katarzyna Walawender.
Kolejne spotkanie, które zawodniczki MKS-u zagrały przeciętnie nie napawa optymizmem przed sezonem, który tak naprawdę dopiero się rozpoczął. - Przyznam, że powtarzam to po raz kolejny. Nasza gra nie wyglądała na pewno tak jak byśmy chciały. Wydaje mi się, że stać nas na dużo więcej. Trudno mi powiedzieć w czym leży przyczyna naszej słabszej postawy, ważne jest natomiast, że wygrałyśmy za trzy punkty - wypowiedziała się na temat poziomu gry MKS-u. - Co do efektu, posłużę się wypowiedzią Pawła Zagumnego: "to nie balet, żeby oceniać za styl". I tego się trzymajmy - dodała z uśmiechem na ustach.
Pod koniec trzeciego seta na boisku po raz pierwszy pojawiła się Magdalena Śliwa, potem wyszła w podstawowym składzie. Jej wejście zdecydowanie uspokoiło grę po stronie dąbrowskiej ekipy. Takiego samego zdania jest Kasia Walawender. - Madzia ma tak ogromne doświadczenie, o którym nie muszę przypominać. Nie wprowadza do naszej gry żadnych stresowych ani nerwowych momentów, a wręcz przeciwnie uspokaja ją. Na pewno całe jej doświadczenie i spokój, które wprowadziła na boisko nam pomogły, przede wszystkim uporządkowały naszą grę, co dobitnie pokazuje wynik czwartego seta - powiedziała w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl.
W meczowych statystykach MKS-u uwagę szczególnie przykuwa pole "przyjęcie". Bardzo dobre przyjęcie w spotkaniu z Gwardią Wrocław wyniosło 34 proc. W Białymstoku dąbrowianki przyjmowały na 23 proc. skuteczności. Podczas pojedynku z Gedanią Żukowo przyjęcie było bardzo dobre - 52 proc. Natomiast w ostatnim spotkaniu z mielecką Stalą drastycznie spadło do poziomu 24 proc. Łatwo więc wywnioskować, że ten element siatkarskiego rzemiosła nie jest najmocniejszą stroną podopiecznych Waldemara Kawki. - Nad przyjęciem pracujemy wyjątkowo dużo. Czasami jest ono gorsze, czasami lepsze, jednak nie jest to tylko nasza bolączka, ale wszystkich drużyn w PlusLidze Kobiet. Stal traciła punkty seriami, również mocniejsze zespoły potrafią kiepsko przyjmować - wyjaśniła dąbrowska przyjmująca.
Nie od dziś wiadomo, że przyjęcie w dużej mierze zależy od zagrywki przeciwnika. - Wiele dziewczyn w naszej lidze ma trudną, mocną zagrywkę, którą ciężko się przyjmuje. Podczas treningów dużo pracujemy nad tym elementem, więc mam nadzieję, że będzie się on poprawiał. Najważniejsze jest, że pomimo przestojów w przyjęciu, potrafiłyśmy wyjść obronną ręką i wygrać to spotkanie ze Stalą - zauważyła Kasia Walawender.
Po ostatniej akcji w meczu z mielczankami, siatkarki MKS-u mogły cieszyć się z pozycji wicelidera tabeli PlusLigi Kobiet. Mimo słabej postawy w spotkaniu oraz kiepskiego przyjęcia, da się znaleźć w tej sytuacji dużo radości. MKS jest drugą drużyną w lidze. Jednak Kasia Walawender ostrzega przed nadmiernym świętowaniem. - Nie ma potrzeby jakoś szczególnie ekscytować się pozycją wicelidera, ponieważ my miałyśmy zupełnie innych przeciwników, a zupełnie innych pozostałe zespoły. Teraz będą kolejki, które sprawdzą nasze możliwości w tym sezonie, bo zagramy z Muszyną, Bielskiem, Piłą i Bydgoszczą. To są rywalki, którym musimy urwać jakieś punkty. Po tych czterech spotkaniach będziemy mogły myśleć na temat naszego ewentualnego miejsca w tabeli i możliwości w tym sezonie - wyjaśniła dla czytelników portalu SportoweFakty.pl.
Mimo że Kasia wydaje się nie cieszyć z dobrego miejsca w tabeli, to widzi ona pozytywne aspekty tej sytuacji. - Oczywiście fajnie, że udało nam się pozbierać tyle punktów, bo będą one istotne w końcowym rozrachunku. Niemniej jednak to dopiero czwarty mecz w lidze, a przed nami jeszcze cała masa spotkań, więc nie ma co prorokować w tym momencie - dodała.
W normalnym cyklu treningowym dzień po meczu zawodnicy mają wolne. Jednak terminarz i transmisje telewizyjne są tak ułożone, że MKS rozegrał mecz w poniedziałek, a następny zagra w środę, więc cykl uległ zmianie. Jak teraz wygląda? - Oj nie, nie! Nie mamy jutro wolnego, normalnie trenujemy. Nie możemy sobie pozwolić na wolny dzień, więc spotykamy się normalnie na treningu - zdradziła plan przygotowań do ważnego spotkania z Muszynianką.
Mecze w poniedziałek, środę i sobotę, więc natężenie duże. W rozmowie Kasia przyznaje otwarcie, że nie jest to komfortowa sytuacja. - Mam nadzieję, że zdążymy zregenerować siły przed środowym spotkaniem z Muszynianką. Zobaczymy jak to będzie wyglądało. Na pewno ten tydzień dla żadnego zespołu nie jest dobry, w jednym tygodniu kumulują się aż trzy mecze. Ale nie tylko my tak gramy, gra tak jeszcze troszeczkę zespołów, więc myślę, że nie ma co zrzucać winy na terminarz, tylko trzeba po prostu grać - podsumowała ułożenie terminarza.
W środę MKS czeka prawdziwy egzamin własnej siły i wartości. Czy dąbrowianki zmobilizują się na to spotkanie i będą w stanie nawiązać walkę z mistrzem Polski? - Muszyna jest przeciwnikiem, który stawia wysoko poprzeczkę. Ale może dzięki temu zmobilizujemy się jeszcze bardziej i nasza gra w końcu będzie wyglądała tak jak byśmy chciały - zakończyła rozmowę z portalem SportoweFakty.pl, jednocześnie zapraszając na pojedynek z niepokonaną dotąd Muszynianką Muszyna.