Przegrana pierwsza partia do 15 nie dawała dobrych widoków na powrót do meczu. Reprezentacja Polski, nie pierwszy raz w tym turnieju, potrzebowała kilkunastu minut, by wejść na swój poziom.
Ostatecznie z ostatniego zdobytego punktu w starciu z Włoszkami cieszyć się mogły właśnie Biało-Czerwone. - Serce podeszło mi do gardła, a potem łzy zaczęły mi automatycznie lecieć i mówię dziewczynom: "Jedziemy do Paryża! Nie wierzę, że to się stało" - mówiła po meczu Kamila Witkowska.
- Cieszę się, że mogłam dołożyć małą cegiełkę do biletu na igrzyska. Oczywiście mecz z Tajlandią podciął nam trochę skrzydła. Liczyłyśmy na to, że uda nam się z tym zespołem wygrać. Do samego końca wierzyłyśmy, że ten bilet możemy tu zdobyć. I tak się stało! Nie złożyłyśmy broni, tylko podniosłyśmy ją z ziemi i walczyłyśmy dalej - dodała.
ZOBACZ WIDEO: Pod Siatką. Szaleństwo na lotnisku, spotkanie z premierem. Zobacz kulisy powrotu siatkarzy
Polki miały wszystko w swoich rękach przed występem przeciwko Włoszkom. Dała im to wygrana z USA.
- Cały czas byłyśmy myślami przy tym, że to "być albo nie być". Trochę śledziłyśmy mecz Niemek z Amerykankami przed naszym spotkaniem. Wiedziałyśmy, że nie możemy liczyć na nikogo innego, tylko wziąć sprawy w swoje ręce i doprowadzić ten turniej do końca i tak się wydarzyło - podkreśliła środkowa.
Turniej kwalifikacyjny kończy ten sezon kadrowy. - Wiadomo, mistrzostwa Europy troszeczkę nam nie wyszły, więc przed kwalifikacjami niewiele osób wierzyło, że jesteśmy w stanie zdobyć przepustkę na igrzyska, ale zrobiłyśmy to! - zakończyła.
Czytaj też:
Kapitalne oceny Polek po awansie na Igrzyska Olimpijskie!
Ale klasa! Trener Włoch komentuje grę Polek
Oglądaj siatkówkę kobiet w Pilocie WP (link sponsorowany)