[b]
Korespondencja z Rzymu[/b]
Arkadiusz Dudziak, dziennikarz WP SportoweFakty: Tine Urnaut ma już 35 lat i nie jest jedynym wiekowym siatkarzem w tej drużynie. Dla niego to ostatnia szansa na złoto mistrzostw Europy. Wcześniej Słoweńcy przegrywali 3 razy w finale. Pojawia się ta presja, że jak nie teraz to nigdy?
Mateusz Nykiel, statystyk reprezentacji Słowenii: Coś w tym jest, ale o tym wewnątrz drużyny się nie mówi. Każdy podchodzi do półfinału bardzo spokojnie i to Polacy są faworytem tego meczu. Nikt wewnątrz drużyny nie nakłada na siebie presji. Myślę, że to bardziej odczuwalne pod kątem przyszłorocznych igrzysk olimpijskich, bo Słowenia nigdy wcześniej na nich nie wystąpiła. I to w tym wypadku jest ostatnia szansa.
Skupiamy się teraz już tylko na półfinale. My mamy nadzieję, że to doświadczenie sprawi, że będziemy w stanie lepiej opanować nerwy i stres związany z meczem.
Jakie są największe atuty polskiej reprezentacji?
Polska to drużyna kompletna. Ostatnio w oczy rzuca się to, jak świetnie grają blokiem. Sami Polacy o tym mówili, że poświęcili na to sporo czasu. Przeciwko nim trzeba grać cierpliwą, mądrą siatkówkę. Jeśli się podpalimy i zaczniemy uderzać na oślep, to napotkamy dobrze ułożony blok. Biało-Czerwoni mogą odpalić zagrywką, o czym przekonali się Serbowie.
ZOBACZ WIDEO: Pod Siatką: "On farbuje włosy". O kim mowa? Zobacz kulisy meczu z Belgią!
A skoro Biało-Czerwoni są faworytami to czujecie strach, respekt?
Na pewno strachu nie ma. Polacy są głównym faworytem do złota. Podejdziemy na spokojnie do tego meczu. Mieliśmy trudnej przetarcia w fazie pucharowej z Turcją i Ukrainą. Przeciwko Turkom nic nam nie wychodziło, przegrywaliśmy 0:2, a wyszliśmy z kłopotów. To nas wzmocniło psychicznie.
Ważny będzie początek meczu, kto kogo pierwszy przyciśnie. Emocje w pewnym momencie mogą wziąć górę. Polacy są w trudniejszej sytuacji.
Nikola Grbić mówił o tym, że fakt, że mamy pięciu równorzędnych przyjmujących i to bardzo duże utrudnienie dla przeciwników, bo ciężko rywalom czytać naszą grę. Z perspektywy statystyka, to faktycznie tak ogromny problem?
Nie jest to proste, trzeba być przygotowanym na wiele opcji rozkładu ataku czy wyjściowej szóstki. Niełatwo powiedzieć, kto jest pierwszym i drugim wyborem Nikoli Grbicia. Jednak nie zapominajmy, że Słowenia ma dwóch polskich statystyków i trenera, który pracował długo w Polsce. Jest nam łatwiej niż innym drużynom.
Pracujemy w PlusLidze i Biało-Czerwonych znamy od podszewki, widzimy ich na co dzień. Trudno nas zaskoczyć kierunkami ataku, zmianami. Będziemy przygotowani na każdą ewentualność.
Z kolei w kadrze Słowenii rzuca się to, że gracie bardzo zespołowo. To wasz główny atut?
Tak. Nie ma jednego zawodnika, który sam pociągnie drużynę na swoich barkach, ale każdy w odpowiednim momencie jest w stanie coś dać zespołowi. Staramy się nie popełniać błędów, szanować piłkę. Trener Cretu chce, byśmy grali cierpliwie, mądrze. I to nasze główne atuty.
Jak to się stało, że trafiłeś do kadry Słowenii?
Trafiłem z polecenia innych osób. Trener Cretu chciał mieć dwóch statystyków w kadrze, bo ten sezon kadrowy jest bardzo długi. W zeszłym roku w Słowenii pracował już Bogdan Szczebak, z którym znam się długo i u niego zaczynałem pracę. To on mnie zaproponował. W kwietniu już kontaktował się ze mną Gianni Cretu.
Jak duża jest różnica w pracy na jednego i na dwóch statystyków? Któryś z was skupia się np. na konkretnym elemencie?
Sezon jest bardzo długi, gramy trzy duże turnieje. To niemożliwe, by jeden statystyk to wszystko ogarnął. Zwłaszcza, że Gianni Cretu ma wyjątkowy system pracy, który polega na tym, że ze statystykami spędza bardzo dużo czasu. Możemy skupić się na większej ilości szczegółów. Dzielimy się pracą, jeden z nas przygotowuje się pod konkretnego przeciwnika, a inny kolejnego. Finał pracy jest taki, że spotykamy się w trójkę i razem już wszystko analizujemy.
Zaskoczyło cię coś w Słowenii?
Słoweńcy to bardzo mili, pomocni ludzie, którzy są bardzo otwarci na drugiego człowieka. Miło być częścią tej kultury i społeczności. Ten kraj jest przepiękny, ma mnóstwo gór, przepięknej natury.
Słowenię w tym roku nawiedziła powódź, która jest określana jako największa katastrofa naturalna w historii kraju. Doświadczyłeś jej na własnej skórze?
Dopiero wracaliśmy po tygodniowych wakacjach po Lidze Narodów. Wtedy zaczęły się potężne opady deszczu. Mieliśmy nawet problemy, by dotrzeć do Słowenii ze względu na pogodę. Każdy przyjechał do kraju z 1-2 dni opóźnienia, a te deszcze dopiero wtedy się zaczynały. Po maksymalnie dwóch dniach zorganizowano nam kolejne spotkanie w hotelu. Pierwsze pytania jakie padły, to o rodziny naszych chłopaków. Wtedy dotarło do nas, jak poważna jest sytuacja. I że ona się będzie pogarszać.
Wiele osób z Polski dzwoniło do mnie i pytało się czy jesteśmy bezpieczni. Jeszcze dwa dni przed wyjazdem na sparingi do Mariboru nie byliśmy pewni, czy będziemy w stanie tam dojechać. Główna droga w kraju była zamknięta.
A jak zareagował na to zespół?
Stwierdziliśmy, że zorganizujemy pomoc i chcemy się w to zaangażować. Zaczęliśmy zbierać pieniądze. Nasz team manager i asystent wyruszyli z rzeczami, które kupiliśmy dla powodzian. Bardzo dotknęła nas ta sytuacja, ale cieszę się, że wszystko powoli się poprawia. Skutki będą jednak dość długo odczuwalne.
Czytaj więcej:
"Wyraz uznania". Śliwka dosadnie o protestach rywali
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)