Dwie najlepsze drużyny miały już okazję wygrywać Ligę Światową, poprzedniczkę Ligi Narodów. Ale w tych nowych rozgrywkach żadna z nich jeszcze nie stała na najwyższym stopniu podium. Motywacja do osiągnięcia historycznego sukcesu była więc podwójna. Lepiej walkę o triumf rozpoczęli Francuzi. Po skończonej przez Jeana Patry kontrze 5:2 od razu o czas poprosił John Speraw.
Przerwa nic nie pomogła. Ani zmiana atakującego. Dość szybko wynik uciekł Amerykanom. Po akcji skończonej przez Trevora Clevenot Trójkolorowi prowadzili aż 17:7. W końcówce rywale trochę podgonili wynik, ale mieli zbyt duże straty, by zmienić losy tego seta.
W drugiej partii obraz gry niewiele się zmienił. Może Francuzi nie odskoczyli tak szybko i spektakularnie, ale po asie Antoine Brizarda już było pięć punktów różnicy 10:5. Zagrywką, blokiem, a przede wszystkim atakiem punktowali mistrzowie olimpijscy. Mogli właściwie grać, jak im się podoba, bo Amerykanom zbieranie punktów przychodziło w bólach.
ZOBACZ WIDEO: #PODSIATKĄ - VLOG Z KADRY #08: Spartańskie warunki przed finałami LN
W pewnym momencie Andrea Giani musiał przywołać do siebie swoich zawodników, bo w ich grę wkradło się nieco zbyt dużo nonszalancji. Trójkolorowi utrzymali bezpieczną przewagę, a kolejną partię zakończył atakiem Earvin Ngapeth.
Wobec słabej postawy obu atakujących, John Speraw od trzeciego seta zdecydował się zagrać na trzech przyjmujących i na boisko wrócił Torey Defalco. Dobrze spisywał się Garrett Muagututia, który w poprzedniej partii wszedł do gry. Amerykanie zaczęli pewnie i wyszli na prowadzenie 7:5. Kiedy w kolejnej akcji były gracz Indykpolu AZS Olsztyn skończył atak właśnie z prawego skrzydła, o czas poprosił Andrea Giani.
Reprezentacja USA rozkręcała się jednak z akcji na akcję. Nowe ustawienie świetnie się sprawdziło. A do gry Les Bleus zaczęło się wkradać coraz więcej błędów. W rezultacie siatkarze zza oceanu odskoczyli na siedem punktów. Wrócili na dobre do gry o wygraną, a partię zakończył Torey Defalco.
W czwartej odsłonie meczu walka rozgorzała na dobre. Niewielką przewagę mieli Amerykanie, potem wzrosła ona do 14:10. Wydawało się, że są na najlepszej drodze do doprowadzenia do tie-breaka. Ale wtedy stracili trzy punkty z rzędu. Obie ekipy grały punkt za punkt, ale Francuzi nie byli w stanie przełamać rywala. O wyniku musiała zadecydować piąta partia.
Tie-break lepiej zaczął się dla Trójkolorowych. Przy serii zagrywek Antoine'a Brizarda odskoczyli na 7:2. To nie był koniec emocji, bo Amerykanie odrobili część strat. Ale rozkręceni Francuzi nie dali się złapać. Dowieźli przewagę do końca i mogli się cieszyć z wygrania Ligi Narodów.
Francja - USA 3:2 (25:16, 25:19, 15:25, 21:25, 15:10)
Francja: Brizard, Patry, Chinenyeze, Le Goff, Clevenot, Ngapeth, Grebennikov (libero) oraz Jouffroy, Toniutti, Boyer
USA: Christenson, Ensing, Jendryk, Smith, Defalco, Russell A., Shoji (libero) oraz Russell K., Muagututia
Czytaj także:
-> Prawie wszyscy zdali egzamin poprawkowy. Oceny Polaków za "brązowy" występ
-> Zatorski mówił do mikrofonu, a Kurek? Mistrz drugiego planu zrobił show