Mnie się podobała nowa formuła mistrzostw - rozmowa z Julio Velasco, trenerem reprezentacji Argentyny

Wybitny i utytułowany szkoleniowiec w rozmowie ze SportoweFakty.pl wspomina Mistrzostwa Świata 2014 i mówi m.in. o swoich obu reprezentacjach, nowej formule, przyszłości siatkówki i zaskoczeniach.

W tym artykule dowiesz się o:

Ola Piskorska: Był pan zaskoczony składem półfinałów na mistrzostwach świata? Tylko obecność Brazylii była oczywista.

Julio Velasco: Inaczej niż niektórzy nie byłem zaskoczony obecnością Polski w strefie medalowej. Już w meczu otwarcia było widać potencjał tego zespołu. To było niezwykle trudne spotkanie, gdzie zawodnicy potrzebowali nie tylko umiejętności sportowych, ale także dużej siły mentalnej i odporności psychicznej. Wygrywając gładko i przekonująco pod tak ogromną presją stali się w mojej opinii jednym z faworytów do złotego medalu.
[ad=rectangle]
Nawet bez Bartosza Kurka?

- Od początku uważałem, że Stephane Antiga dobrze zrobił. Oczywiście, Kurek ma potencjał, żeby być jednym z najlepszych w swojej reprezentacji, a nawet na świecie. Ale to tylko potencjał. Popełniał zbyt dużo błędów w przyjęciu, a wiem, że dla mojego przyjaciela Phillipe'a Blaina i dla Stephane'a też element przyjęcia jest bardzo ważny. To jest zresztą również moja filozofia budowania zespołu - dobra gra opiera się na dobrym przyjęciu. Dlatego nie zdziwiła mnie decyzja polskiego sztabu i nie uważałem braku Kurka za osłabienie.

Wróćmy w takim razie do zaskoczeń w najlepszej czwórce mistrzostw.

- Polska w ostatnich latach była w światowej czołówce, nie raz grali w finałach ważnych imprez, dlatego tym bardziej nie było to zaskoczenie. Francja to faktycznie niespodzianka po tym, jak przegrali finał drugiej dywizji Ligi Światowej.

No właśnie, mieliśmy dwa zespoły z drugiej dywizji LŚ w półfinałach mundialu.

- Dokładnie, i to robi wrażenie. Choć Niemcy nie przykładali dużej wagi do rozgrywek Ligi Światowej, nie było kilku ważnych graczy, za to było sporo młodych debiutantów. I to może być klucz do sukcesu, bo proszę zobaczyć, zespoły, które włożyły największy wysiłek w tę imprezę, nie dotarły do finałowej czwórki mistrzostw świata. Włochów nie było, Irańczyków nie było, nie było też Amerykanów. No i przede wszystkim, nie było Rosjan. Ale moim zdaniem to świetnie dla siatkówki, że ich nie było w półfinałach.

Jak to?

- Nie mam nic przeciwko Rosji, proszę tak nie myśleć (śmiech). Tylko uważam, że dominacja jakiejkolwiek reprezentacji jest niezdrowa i szkodliwa do rozwoju dyscypliny. I mam na myśli również dominację reprezentacji Włoch za moich czasów czy Brazylię z pierwszej dekady XXI wieku. Gdyby Rosja po ostatnich triumfach wygrała jeszcze te mistrzostwa świata, to byłoby gorzej dla siatkówki.

Czy ten zaskakujący skład finałowej czwórki to w takim razie początek czegoś nowego?

- Może tak. Wydaje mi się, że to może być początek ery, w której będzie większa równowaga w naszej dyscyplinie. Nie będzie murowanych faworytów o wiele lepszych od reszty, więcej zespołów będzie w stanie bić się o złote medale i może nie być drużyny, która wygrywa imprezę za imprezą przez dłuższy czas. Decydować będzie forma zespołu w danym momencie. Mam nadzieję, że tak będzie, pewności nie mam. To by było o wiele ciekawsze dla kibiców, gdyby nie było murowanych faworytów, oglądalność i zainteresowanie by rosły.

Na tych mistrzostwach były aż dwa zespoły, które uważa pan za swoje. Bo nie mylę się zakładając, że reprezentacja Iranu jest wciąż bardzo bliska pana sercu?

- Ma pani rację, jak najbardziej. Oglądałem każdy ich mecz.

Jaka jest pana opinia o ich występie?

- Zajęli szóste miejsce, to historyczne osiągnięcie dla irańskiej siatkówki. Na pewno to jest sukces i bardzo się z tego cieszę. Żałowałem i nadal żałuję, że musiałem ich zostawić przed mistrzostwami, ale, tak jak mówiłem pani przed sezonem, nie mogłem odrzucić pierwszej i pewnie ostatniej propozycji od mojego własnego kraju. I cieszę się bardzo, że im pomogłem w awansie do finałowej szóstki pokonując z Argentyną USA (śmiech).

Wszyscy mówili, że to ostatnia przysługa trenera Velasco dla reprezentacji Iranu.

- (śmiech) Czułem się po tym meczu tak, jakbym się choć trochę zrehabilitował za porzucenie ich. Nie mogłem już być ich trenerem, ale coś im jeszcze w tym sezonie dałem. Przeżyłem z nimi wspaniałe lata, oni mi dali ogromnie dużo, przede wszystkim ogromne zaufanie. Gdybym w dowolnym momencie powiedział "a teraz, panowie, wyskoczcie przez okno z szóstego piętra", to oni by spytali tylko "przez które okno?" (śmiech). Bardzo ich lubię i kibicowałem im z całego serca.

Czego im zabrakło, żeby zająć wyższe miejsce?

- Zupełnie nie byli sobą w meczu z Niemcami. Patrzyłem na nich, kiedy wchodzili na boisko przed spotkaniem i widziałem po ich twarzach, że jest źle. Nie mieli swojej normalnej agresji, nie grali tego, co potrafią. Ale to był najdłuższy turniej w ich karierze. Jeszcze nie mają wystarczająco doświadczenia, żeby utrzymywać koncentrację przez tak długi czas, co było widać właśnie w ostatnich meczach.

Doświadczony zawodnik na długim turnieju umie włączać i wyłączać koncentrację i emocje, nie spala się niepotrzebnie.

- Dokładnie tak, tego im zabrakło. To jest bardzo trudne. Raz masz dwa dni przerwy, raz grasz dzień po dniu, raz jest mecz o nic, a chwilę później o wszystko. Ta nowa formuła mistrzostw nie była łatwa dla zawodników.

A panu się podobała?

- Tak, bardzo. Nie rozumiem narzekających na brak ćwierćfinałów. Uważam, że tak jest lepiej i sprawiedliwiej, kiedy nie ma systemu pucharowego, tylko gra się prawie do końca w grupach. Każdy ma więcej niż jedną szansę na awans, a nawet najlepsi mogą mieć jeden słabszy mecz.

Julio Velasco zostawił Iran, bo dostał propozycję prowadzenia swojej ojczystej reprezentacji
Julio Velasco zostawił Iran, bo dostał propozycję prowadzenia swojej ojczystej reprezentacji

Domyślam się, że przyglądał się pan uważnie pracy nowego szkoleniowca Iranu, Slobodana Kovaca. Czy on kontynuuje pana działania, czy prowadzi zespół zupełnie inaczej?

- Nie wierzę w naśladownictwo w tym zawodzie. I nie widzę nic dobrego w powtarzaniu działań poprzednika. Każdy trener musi odkryć i realizować zupełnie własną drogę, tylko wtedy będzie naprawdę dobrym szkoleniowcem. Slobodan to młody trener, który zrobił fantastyczną robotę we Włoszech z Perugią i na pewno sprawdzi się w roli szkoleniowca reprezentacji. Choć proszę pamiętać, że jest znacznie trudniej pracować w obcym kraju, a do tego obcym również kulturowo, jak Iran. Dla mnie to też wcale nie było łatwe. Każda nacja ma swoje zalety i wady, trzeba je odkryć i dostosować się do nich, bo tego się nie zmieni. Do każdego można znaleźć klucz.

To wróćmy jeszcze do słynnego meczu z USA. Pana zespół, Argentyna, nie miał już żadnych szans na awans i wszyscy spodziewali się łatwego zwycięstwa bardzo mocnego przeciwnika. A tymczasem walczyliście, wygraliście i wyeliminowaliście triumfatora Ligi Światowej z mistrzostw. Jak pan zmotywował swoich zawodników?

- Długi z nimi rozmawiałem przed tym meczem. O wrażeniu, jakie chcemy po sobie pozostawić na tej imprezie, czy chcemy odejść jako przegrani, czy jako wojownicy. O tym, że będziemy grać z jednym z najlepszych zespołów na świecie, może przyszłym medalistą tych mistrzostw. I warto wyjść i dać z siebie wszystko, powalczyć tak, jak nie udało nam się wcześniej. Także dla swojego kraju, dla Argentyny, żeby mogli być z nas choć trochę dumni. Nie mieliśmy już nic do stracenia. I moi chłopcy tak zrobili, walczyli nieprawdopodobnie o każdą piłkę i wygrali. Wszyscy byli zdziwieni tym zwycięstwem, moi zawodnicy też (śmiech).

To była ważna wygrana?

- Bardzo, bo to był ostatni mecz sezonu! Dlatego tak bardzo mi zależało, żebyśmy zakończyli ten sezon w dobrym stylu, pokazując twarze wojowników, a nie chłopców do bicia. Teraz będzie nam o wiele łatwiej zacząć następny, mając w pamięci takie piękne zakończenie mistrzostw.

A jest pan generalnie zadowolony z tego pierwszego sezonu w nowej roli trenera Argentyny? Wyniki nie były najlepsze.

- Może nie były, ale jestem zadowolony. Pierwszy sezon jest zawsze najtrudniejszy, bo od zera trzeba zbudować zespół. Wybrać graczy i powoli zacząć z nimi budować nową jakość. To nigdy nie jest łatwe. A przy złych wynikach trudniejsze, bo trudniej jest przekonać zawodników do zmian. Kiedy szybko przychodzą sukcesy, to oni w te zmiany bardziej wierzą. Dlatego wygrane z Włochami i Amerykanami na tych mistrzostwach są dla nas takie ważne, bo pokazały siatkarzom, że idziemy w dobrym kierunku. Ale mam świadomość, że bardzo daleko nam jeszcze do światowej czołówki. Docelowo chciałbym, żebyśmy byli w najlepszej dziesiątce, którą obecnie moim zdaniem tworzy osiem zespołów pierwszej dywizji Ligi Światowej plus Niemcy i Francja.

Vital Heynen, choć oczywiście bardzo zadowolony ze współpracy z Niemcami, mówił mi, że chciałby kiedyś doświadczyć prowadzenia swojej własnej reprezentacji, bo ma poczucie, że to jest coś zupełnie innego, inny rodzaj emocji. Pan w tym sezonie po raz pierwszy w życiu prowadził zawodników z własnej ojczyzny, faktycznie to jest inaczej?

- To nie jest takie proste w moim wypadku (śmiech). Może urodziłem się w Argentynie, ale wiele lat życia spędziłem we Włoszech i uważam ten kraj za swoją drugą ojczyznę. Dlatego będąc trenerem Azzurrich czułem się prawie jakbym prowadził rodaków. Choć, oczywiście, z własnym krajem łączy cię wspólnota języka, kultury, doświadczeń i to jest faktycznie inaczej. Emocje są może nie większe, ale innego rodzaju. Całe życie marzyłem o zostaniu szkoleniowcem reprezentacji Argentyny, więc dla mnie ten sezon to było spełnienie wielkiego, bardzo ważnego marzenia.

Rozmawiała Ola Piskorska

Źródło artykułu: