Wygrana nad Australijczykami uplasowała Amerykanów na trzecim miejscu w tabeli grupy E, które jest premiowane awansem do następnej rundy. Cała reprezentacja pokazała się z dobrej strony, więc trener John Speraw nie musiał dokonywać żadnych roszad w składzie. Tym samym na parkiecie nie pojawił się drugi atakujący Jankesów, Carson Clark, który w minionym sezonie ligowym grał w bydgoskim Transferze. - Cudownie jest wrócić do Bydgoszczy, gdzie spędziłem ostatni rok. Mam tutaj wielu znajomych i przyjaciół, którzy przyszli na ten mecz, żeby się ze mną spotkać. Bardzo się cieszę, że w końcu jest tutaj ciepło, bo kiedy pojawiłem się w tym mieście zimą, to nieprzerwanie się trząsłem (śmiech). Teraz pogoda jest zdecydowanie bardziej łaskawa. Jestem bardzo szczęśliwy, że mogłem tu wrócić i na pewno nigdy nie zapomnę tego, czego tutaj doświadczyłem. Wszystko mi się podoba - opisuje swój powrót do Bydgoszczy Clark.
[ad=rectangle]
Jak Amerykaninowi się spodobało przyjęcie tamtejszych kibiców? - Nieskromnie
powiem, że chyba przypadłem do gustu bydgoskiej publiczności, gdyż słyszałem, jak skandowali moje nazwisko, mimo że nawet nie pojawiłem się na boisku. Polska może być dumna z posiadania takich fanów, którzy wypełniają halę do ostatniego miejsca. Obecnie trzymamy kciuki za Polaków, bo potrzebujemy ich zwycięstwa nad Iranem do awansu do kolejnej rundy. [i]Osobiście wierzę, że zagramy jeszcze raz w tych mistrzostwach z reprezentacją Polski, gdyż zawsze w takich starciach jest wesoło. Polacy są bardzo pozytywnymi ludźmi - [/i]zapewnił Jankes, który po zakończeniu swojego spotkania nie wiedział jeszcze, że biało-czerwoni wygrali z drużyną Iranu po tie-breaku, dzięki czemu Amerykanie przeskoczyli ich w klasyfikacji.
- Bardzo chciałbym się zaprezentować przed bydgoską publicznością w meczu przeciwko Argentynie, ale najważniejszy dla mnie jest wynik całej drużyny. Szkoda, że nie miałem okazji pojawić się na boisku, ale nie rozpaczam jakoś specjalnie. Szanuję każdą decyzję naszego trenera, bo to on wie najlepiej, co jest dla nas dobre, a co nie. W tym momencie najważniejsze dla nas jest zbieranie punktów, więc nie chcemy przekombinować. Myślę, że rezerwowi gracze także są bardzo ważnym ogniwem w naszej reprezentacji. Dopóki moja drużyna odnosi zwycięstwa, dopóty nie będę pchał się na boisko - powiedział zatroskany o dobro swojej ekipy Clark. Bydgoska publiczność na pewno nie miałaby nic przeciwko, gdyby jej ulubieniec zagościł choć na chwilę na parkiecie "Łuczniczki".
Jeszcze przed rozpoczęciem drugiej fazy rozgrywek było jasne, że Amerykanie będą musieli wygrać wszystkie swoje mecze, aby móc liczyć się w walce o czołową szóstkę. Jak na razie wykonują to zadanie w stu procentach. - Siłą naszej drużyny jest połączenie doświadczenia ze świeżością młodych zawodników. Myślę, że bardzo dobrze się wzajemnie uzupełniamy. Na każdej pozycji mamy wyrównanych graczy, a starsi koledzy chętnie służą radą - podkreślił amerykański atakujący.
Spotkanie z reprezentacją Argentyny kończące zmagania w drugiej rundzie turnieju będzie więc bardzo ważne. Zaraz po wygranym pojedynku z Australijczykami, Jankesi zaczęli się zastanawiać, jak ugryźć Albicelestes. - W meczu przeciwko Argentyńczykom najbardziej obawiamy się ich gry w obronie. Bardzo trudno jest znaleźć chociażby skrawek wolnego parkietu, w który można by wykonać atak. Oni są po prostu wszędzie. Nie wiem, jak to robią, ale podbijają nawet potężne i precyzyjne zbicia. Naszą bronią w tym spotkaniu ma być zagrywka. Chcemy ich maksymalnie odrzucić od siatki i mamy nadzieję, że w ten sposób zgarniemy całą pulę punktów - zakończył Clark.