Pierwszy set spotkania wyglądał zgodnie z oczekiwaniami, czyli od samego początku brazylijska zagrywka rozbijała zespół azjatycki (8:4). W dalszej części tej odsłony Chińczycy właściwie nie byli w stanie skonstruować akcji, a jedyne punkty jakie zdobywali padały po błędach podopiecznych trenera Bernardo Rezende. Rzadko spotykany wynik - siedem asów serwisowych Canarinhos w jednym secie - najlepiej opisuje tego seta (25:14).
[ad=rectangle]
Ale ta beztroska samba wcale nie potrwała tak długo, jak się wszyscy spodziewali. W drugim secie od pierwszej piłki Chińczycy rzucili się do ataku i, choć umiejętności techniczne obu zespołów różnią się widocznie, to walka była bardzo wyrównana (10:9). Jak Brazylijczycy się mobilizowali i odskakiwali na kilka punktów, to chwilę później przeciwnik ich doganiał (17:15). Obie strony popełniały sporo błędów własnych, w zespole chińskim bardzo skuteczny w ataku był Weijun Zhong (21:20). W końcówce świetnymi zagrywkami i atakami popisał się Ricardo Lucarelli, najbardziej wyróżniający się zawodnik Kanarków (25:23).
Trzeci set przypominał pierwszy, Brazylijczycy wyraźnie ustalili sobie w szatni, że zabawa się skończyła (8:4). Lucarelli nadal swobodnie punktował serwisem (10:4). Ta spora przewaga podopiecznych trenera Bernardo Rezende się utrzymywała, choć też zdarzały im się błędy (12:6). Seria Bruno Rezende w polu zagrywki całkowicie pozbawiła Chińczyków chęci kontynuowania spotkania i wiary w zwycięstwo (18:8). Trener dał szansę na pogranie znanemu polskim kibicom przyjmującemu Lipe Fontelesowi, ale nie było to specjalnie udane wejście (22:14). Chińczycy obronili kilka piłek meczowych, ale ostatecznie zgodnie z przewidywaniami wygrała Brazylia, a Azjaci są już bez szans na wyjście z grupy (25:18).
Brazylia - Chiny 3:0 (25:14, 25:23, 25:18)
Brazylia: Rezende, Wallace, Sidao, Murilo, Lucarelli, Lucas, Mario (libero) oraz Felipe (libero), Raphael, Vissotto, Fonteles, Eder
Chiny: Yuan, Liang, Zhong, Xu, Li, Ji, Kong (libero) oraz Cui, Kou, Geng