Podopieczni Johna Sperawa po pierwszej fazie mistrzostw świata nie mieli wielu powodów do zadowolenia. Ich dorobek punktowy zabrany do drugiej rundy nie był okazały, a gra pozostawiała wiele do życzenia. W środę sytuacja reprezentacji USA, po pokonaniu 3:1 biało-czerwonych, zmieniła się jednak diametralnie. [ad=rectangle]
- W pierwszym spotkaniu w Łodzi czuliśmy się naprawdę mocni. Wiedzieliśmy, że starcie z Polską to mecz z kategorii "must win" (musisz wygrać - przyp. red.). Nie mogliśmy zejść z boiska bez trzech punktów i na szczęście udało nam się cel osiągnąć. Myślę, że wreszcie znaleźliśmy nasz rytm i gramy coraz lepiej. Wydaje mi się, że np. Matt (Anderson - przyp. red.) rozegrał swój najlepszy mecz w turnieju, więc czas okazał się naszym sprzymierzeńcem i liczymy, że tak będzie dalej - przekonuje Paul Lotman.
Odpoczynek między kolejnymi rundami i przenosiny do miasta włókniarzy pomogły odbudować się Amerykanom psychicznie i zregenerować fizycznie. - Dwa dni przerwy bardzo nam się przydały, zwłaszcza że ostatni mecz graliśmy późno w niedzielę. I nie dość, że nie było to łatwe spotkanie, to jeszcze musieliśmy zgarnąć komplet punktów. Tym bardziej cieszę się, że po tym odpoczynku udało nam się pokonać Polaków i znacznie skrócić do nich dystans w tabeli - wyjaśnił przyjmujący Asseco Resovii Rzeszów.
Amerykanie w Atlas Arenie grali znacznie lepiej niż w swoich wcześniejszych występach w Krakowie. Wciąż mają jednak nad czym pracować, ponieważ Polakom oddali ponad 30 oczek po błędach własnych. Klasowej drużynie taki wynik nie przystoi.
[i]
- Na pewno popełniliśmy więcej błędów niż zwykle. To jest jednak ryzyko wynikające z faktu bycia zespołem serwującym z wyskoku. W drużynie polskiej sytuacja ta wygląda zupełnie inaczej. Kilku chłopaków serwuje głównie floty. Tym razem my byliśmy górą, czyli nasza taktyka się sprawdziła. Zdecydowała chyba determinacja, w sensie uporczywych prób grania tego, co sobie zakładaliśmy w zagrywce. To mogło być właśnie naszą przewagą -[/i] podsumował zdobywca czterech oczek w starciu z biało-czerwonymi.