Mir Saeid Marouflakrani dla SportoweFakty.pl: Nikt się nie spodziewał takiego początku

Iran zaczął mistrzostwa świata od dwóch zwycięstw z najtrudniejszymi przeciwnikami. - To jest wspaniałe osiągnięcie - cieszył się po meczu z USA rozgrywający Iranu.

W tym artykule dowiesz się o:

Podopieczni trenera Slobodana Kovaca trafili do najtrudniejszej grupy tegorocznych mistrzostw świata, czyli D. Na początek musieli zmierzyć się z najgroźniejszymi rywalami czyli Włochami i USA, i wygrali oba spotkania, co stawia ich w gronie faworytów do medalu. - Nikt z nas nie spodziewał takiego wspaniałego początku mistrzostw świata. Wygraliśmy z Włochami, bo graliśmy z nimi wielokrotnie w czasie tego sezonu i byliśmy bardzo dobrze przygotowani do tego spotkania, nie mogli nas niczym zaskoczyć. Poza tym wygraliśmy z nimi dwukrotnie w czasie fazy grupowej Ligi Światowej i to nam dało wiarę, że jesteśmy w stanie ich pokonać. Z Amerykanami również się spotkaliśmy w ostatnim czasie, zagraliśmy kilka sparingów razem. Widzieliśmy, że są w świetnej formie. Kluczowa był nasza koncentracja podczas meczu z nimi, dwa pierwsze sety to nam się udawało, ale potem się rozluźniliśmy. Na szczęście w tie breaku wróciliśmy do swojej gry. I tak po dwóch meczach z bardzo trudnymi przeciwnikami mamy pięć punktów, to jest dla nas wspaniałe osiągnięcie. Nawet w tie breaku, ale zwycięstwo z USA ogromnie nas cieszy - mówił po spotkaniu Mir Saeid Marouflakrani.
[ad=rectangle]
Irańczycy imponują bardzo regularną, różnorodną i zarazem trudną zagrywką, która sprawia wiele problemów przeciwnikom, zarówno ta w wersji z wyskoku jak i szybująca. Ale zdaniem irańskiego rozgrywającego nie ona była decydująca. - Nie, naszą najmocniejszą bronią i zarazem kluczem do zwycięstwa jest świetne przyjęcie. To właśnie obniżenie jakości naszego przyjęcia w trzecim i czwartym secie w meczu przeciwko Amerykanom spowodowało, że przegraliśmy. Jeżeli przyjmujemy serwis przeciwnika wystarczająco dobrze, to nasza skuteczność w pierwszej akcji jest bardzo wysoka i to daje nam zwycięstwa - oceniał.

W meczu z triumfatorem Ligi Światowej Irańczycy wygrali dwa pierwsze sety, ale dwa następne przegrali i mecz rozstrzygnął się dopiero w tie breaku. W trzecim secie trener John Speraw dokonał kilku zmian w zespole m.in. wprowadził na boisko Carsona Clarka, a Matthew Andersona przesunął na przyjęcie. Czy te zmiany wpłynęły na wynik? - My nie zaczęliśmy grać jakoś istotnie gorzej w trzecim secie, to Amerykanie poprawili swoją grę. Nadal mocno zagrywaliśmy, ale po zmianach na boisku oni zaczęli sobie o wiele lepiej radzić na wysokich piłkach i zdobywali z nich punkty, wcześniej im to nie wychodziło. I Anderson i Sander grali lepiej w tym elemencie, a do tego pomagał im Clark, który miał bardzo dobre wejście. My natomiast nie byliśmy zbyt skuteczni z piłek sytuacyjnych. Ale przed tie breakiem przypomnieliśmy sobie wszyscy, że w tak trudnej grupie liczy się każdy punkt i o ten punkt musimy powalczyć z całych sił. Mamy w głowie perspektywę drugiej rundy, gdzie trzeba przejść z jak największą liczbą punktów. Kluczowe w piątym secie było to, że Amerykanie nie wykorzystywali swoich kontrataków. Przed zmianą stron chyba trzy czy cztery razy mieli piłkę w górze po obronie i nie zdobywali punktu - mówił bohater irańskiej drużyny, którego zimna krew i spryt dały kolegom zwycięstwo w decydującej odsłonie.

Patrząc na sukcesy i piękną grę Persów można się zastanawiać, czy więcej zasług ma trener Julio Velasco, który wprowadził Irańczyków w świat wielkiej siatkówki czy obecnie ich prowadzący Kovac. - Velasco zostawił nas rok temu, teraz naszym trenerem jest Kovac. Ale Velasco zrobił jedną ogromnie ważną rzecz dla irańskiej siatkówki - zmienił naszą mentalność. Pokazał nam, że możemy grać i wygrywać z najlepszymi na świecie. Bez tego nie osiągnęlibyśmy takich sukcesów – odpowiada na to pytanie Marouf.

Komentarze (0)