W pierwszym dniu finałowego turnieju mistrzostw Europy w rugby 7 w Krakowie byliśmy świadkami rywalizacji w fazie grupowej. Na inaugurację turnieju rozgrywanego na Stadionie Miejskim im. Henryka Reymana reprezentacja Polski kobiet, która w Lizbonie nie miała sobie równych, podejmowała drużynę Rumunii.
Demolka na początek
Choć to Polki były wskazywane jako zdecydowane faworytki tego spotkania, zaczęło się dość nieoczekiwanie, bo... od przyłożenia Rumunek, które przeprowadziły składną akcję, rozegrały piłkę szeroko i zameldowały się w polu punktowym naszej ekipy. Nie udało im się podwyższyć, ale i tak był to sygnał ostrzegawczy dla podopiecznych Janusza Urbanowicza.
I trzeba przyznać, że nasza drużyna go nie zlekceważyła, bardzo szybko ruszając do odrabiania strat. Przyłożenia Małgorzaty Kołdej, Sylwii Witkowskiej i Katarzyny Paszczyk, a na dodatek dwa udane podwyższenia Julii Druzgały sprawiły, że do przerwy Polki prowadziły 19:5.
ZOBACZ WIDEO: Pudzianowski pokazał swoje czerwone Porsche. Uśmiejesz się do łez
Po krótkiej przerwie, kiedy zespoły wróciły na murawę, akcję w swoim stylu przeprowadziła Natalia Pamięta. Przebiegła z piłką kilkadziesiąt metrów i przyłożyła ją idealnie między słupami, ułatwiając zadanie Druzgale, która tylko dopełniła formalności. Chwilę później nasza drużyna znakomicie zagrała w obronie i po odzysku długi rajd, zakończony na polu punktowym przeprowadziła Witkowska, notując swoje drugie przyłożenie w tym spotkaniu. Tym razem, grająca z numerem "10" Druzgała trafiła... w słupek i choć to miała być formalność, to tym razem nie została dopełniona.
W kolejnej akcji jednak nadrobiła swój błąd, bowiem przy wznowieniu kopnęła na tyle dobrze, że Rumunki straciły piłkę, a po znakomitej kontrze pięć punktów na swoim koncie zapisała wychowanka Juvenii Kraków, występująca obecnie w Biało-Zielonych Ladies Gdańsk Marta Morus. Druzgała ponownie udanie podwyższyła.
Polki nie zamierzały na tym poprzestać i parły do kolejnego przyłożenia. Wyraźnie górowały fizycznie nad swoimi rywalkami, co w panujących w Krakowie upałach, było z każdą minutą coraz bardziej widoczne. Ambicja "Biało-Czerwonych" została nagrodzona. W ostatniej akcji zaliczyliśmy kolejne 7 punktów, po przyłożeniu Ilony Zaiszliuk i udanym podwyższeniu Druzgały.
Ostatecznie nasza drużyna wręcz zdemolowała Rumunię 45:5, bardzo udanie otwierając turniej w Krakowie. Taki wynik był bardzo dobrym preludium do starcia z Niemkami, których notowania były znacznie wyższe niż rumuńskiej drużyny.
Napór od początku
W starciu z Niemkami nasza drużyna już od samego początku była niezwykle skoncentrowana i nie pozwoliła się zaskoczyć rywalkom. Pierwsze minuty to popisowa akcja Katarzyny Paszczyk, która sprytnie wyciągnęła piłkę z formacji młyna, balansem ciała zmyliła rywalki i pomknęła na pole punktowe obok kompletnie zdezorientowanych Niemek.
Polki zupełnie zdominowały rywalki i posypały się kolejne przyłożenia. Po rozrzuceniu piłki na skrzydło Małgorzata Kołdej, jak na byłą sprinterkę przystało, obiegła niemiecką defensywę i zameldowała się na polu punktowym, a podwyższenie tym razem zanotowała Pamięta. W następnej akcji świetnie środkiem przedarła się Anna Klichowska, kładąc piłkę między słupy, a w łatwej sytuacji nie pomyliła się Druzgała.
Tuż przed przerwą przyłożenie zaliczyła bardzo ciężko pracująca Anna Maliszewska, ale tym razem kopiąca z bocznej strefy boiska Pamięta się pomyliła. Mimo to Polki prowadziły 24:0, nie zostawiając złudzeń, kto jest lepszy w tym spotkaniu.
W drugiej części gry trener Janusz Urbanowicz dał szansę kilku rezerwowym, ale przewaga naszej drużyny nie malała. Choć Niemki długo stawiały opór, to w końcu naszym udało się przedrzeć na pole punktowe, a piłkę przyłożyła Julia Druzgała. W kopaniu tym razem wyręczyła ją Zaiszliuk, ale nie było to udane zastępstwo.
Po chwili świetnie zaprezentowała się Tamara Czumer-Iwin, po której przyłożeniu na trybunach rozległ się gromki doping. Kolejne punkty zapisała na swoim koncie kopiąca Druzgała. Polki prowadziły już 36:0 i nie zamierzały na tym poprzestawać! Pełna ochoty do gry Zaiszliuk najpierw zaliczyła przyłożenie, a potem podwyższyła, ustalając wynik meczu na 43:0! To była kolejna demolka w wykonaniu „Biało-Czerwonych”, które potwierdziły, że są jednymi z głównych kandydatek do medalu.
W sobotę Polki, w inaugurującym drugi dzień rywali meczu o godzinie 10, zagrają z głównymi rywalkami do pierwszego miejsca w grupie - Irlandkami, które w pierwszym dniu imprezy rozbiły Czeszki 40:12 i Rumunki 38:7. Potem naszą drużynę czeka jeszcze spotkanie z Czeszkami, które zostanie rozegrane o godzinie 13:40. Mecze półfinałowe i o poszczególne miejsca zostaną rozegrane w niedziele.
Powrót medalistów
Polacy po turnieju w Lizbonie ponieśli komplet porażek i niestety zostali sklasyfikowani na ostatniej pozycji. Jednak trener Andrzej Kozak nie mógł skorzystać wówczas ze wszystkich zawodników. Część z nich rywalizowała jeszcze o medale w Ekstralidze. Na zgrupowaniu w Krakowie stawili się już jednak wszyscy najlepsi gracze.
"Biało-Czerwoni" rozpoczęli rywalizację w drugim turnieju od starcia z Hiszpanami, którzy w Lizbonie spisali się znakomicie. Dopiero w finale ulegli Niemcom, kończąc zmagania na drugiej pozycji, ale mając apetyty na złote medale. Niestety w meczu z naszym zespołem było widać różnicę klas.
Hiszpanie zaczęli szturmować pole punktowe i co rusz znajdowali luki w naszej defensywie. Dzieło zniszczenia rozpoczął Juan Martinez, później aż trzykrotnie przyłożenie zaliczył Javier De Orbaneja, a na koniec pierwszej połowy kolejne dołożył jeszcze Francisco Cosculluela i do przerwy przegrywaliśmy 0:33.
Druga część gry zaczęła się od przyłożenia Francisco Soriano, który zameldował się w naszym polu punktowym tuż przy linii bocznej, czym trochę utrudnił zadanie kopaczowi i tym razem Hiszpanom nie udało się podwyższyć. Później jednak, nieco niespodziewanie, to Polacy zaczęli dominować. W końcu udało się wyeliminować proste błędy i to od razu zaowocowało punktami.
Najpierw po szerokim rozrzuceniu gry na naszej połowie kilkudziesięciometrowy rajd z piłka zaliczył Marcin Morus, który zdobył pierwsze przyłożenie dla naszej drużyny, a chwilę później efektowną akcję "Biało-Czerwonych" wykończył Igor Pątek. Po podwyższeniu Patryka Chaina przegrywaliśmy już tylko 12:38. Na więcej zabrakło czasu, ale druga połowa w meczu z hiszpańską ekipą mogła wlać nieco optymizmu przed meczem z Włochami, kończącym pierwszy dzień zmagań.
Znów tylko momenty
Swój drugi mecz polska drużyna zaczęła słabo i dość szybko Włosi (grając w przewadze po kartce dla Igora Pątka) zdobyli dwa przyłożenia. Kiedy składy znów były równe, przewaga naszych rywali nie była już tak znacząca, ale i tak do przerwy to oni prowadzili 12:0.
To jednak bardzo szybko się zmieniło, ponieważ po przerwie Polacy ruszyli do ataku i po sprytnym zagraniu w rucku Vaha Halaifonua zaliczył pierwsze w tym meczu przyłożenie dla naszej drużyny. Patryk Chain dołożył dwa punkty po podwyższeniu i przegrywaliśmy już tylko pięcioma "oczkami".
Niestety ambitnie grający Polacy narazili się na niepotrzebną stratę w środku pola, która zakończyła się przejęciem piłki przez Włochów i trzecim przyłożeniem z ich strony, które przypieczętowało zwycięstwo naszych rywali 17:7. Znów w grze naszej drużyny były dobre momenty, ale to za mało, by odnosić zwycięstwa na tym poziomie.
W sobotę Polacy z Portugalią i Litwą. W Lizbonie z Litwinami zagraliśmy najlepsze spotkanie w całym turnieju i niewiele brakło, a cieszylibyśmy się z wygranej. Pozostaje mieć nadzieję, że tym razem już nie zabraknie niczego, a krakowska publiczność będzie mogła oklaskiwać zwycięstwo "Biało-Czerwonych".
Karolina Jaszczyszyn: na nas spoczywa ciężar walki o czołowe pozycje