Sędziowski strzał w kolano RSMP

PAP / Maciej Kulczyński  / Grzegorz Grzyb
PAP / Maciej Kulczyński / Grzegorz Grzyb

Decyzje sędziów Rajdu Dolnośląskiego były strzałem w kolano i tak kulejących polskich rajdów. Burza w Internecie, hejt wylewający się na jednego z zawodników i groźba bojkotu kolejnej rundy RSMP - oto przygnębiający obraz naszych rodzimych rajdów.

50. Rajd Dolnośląski (6-8 października) był piątą rundą Rajdowych Samochodowych Mistrzostw Polski (RSMP). Walka o tytuł wkraczała w decydującą fazę, realne szanse na mistrzostwo miało trzech kierowców: lider Grzegorz Grzyb, będący na fali po wygraniu Rajdu Nadwiślańskiego Jakub Brzeziński i mający ostatnią szansę na włączenie się do walki Filip Nivette. Zmagania na odcinkach były zacięte, niestety na końcu okazało się, że sportowa rywalizacja zeszła na dalszy plan przez fatalne decyzje Zespołu Sędziów Sportowych (ZSS).

Kluczowa okazała się sytuacja między piątym a szóstym odcinkiem specjalnym, na którym w samochodzie załogi Maciej Rzeźnik i Bogusław Browiński zabrakło paliwa. Ich zespół zorganizował nielegalną akcję dowiezienia i zatankowania paliwa. Było to jawne złamanie art. 48.2.1 Regulaminu Sportowego Rajdów Regionalnych FIA, zakazującego nielegalnego serwisowania. Ze znanych tylko sobie powodów sędziowie ukarali załogę jedynie grzywną w wysokości 5 tys. złotych, zamiast ją zdyskwalifikować. Kolejnym kamykiem do sędziowskiego ogródka jest publikacja komunikatu w tej sprawie dopiero po rajdzie, co rodzi różne podejrzenia. Ta niezrozumiała decyzja była źródłem dalszego zamieszania.

Rajd wygrał Nivette przed Brzezińskim i Grzybem. Temu ostatniemu już na rampie, gdzie odbiera się puchary, zgasł samochód. To skutek uderzenia na przedostatnim oesie w ważące 300 kg słomiane bale. Chociaż Grzyb przejechał wszystkie odcinki, miał powody do zmartwień. W rajdach załoga kończy zawody dopiero po dojechaniu do parku zamkniętego, oddalonego o kilka-kilkanaście kilometrów od rampy. Historia rajdów zna mnóstwo przypadków, w których kierowca w samej końcówce zawodów miał kłopoty przez awarię auta. W 2014 roku na dojazdówce do parku zamkniętego Rajdu Meksyku z uszkodzonej chłodnicy w samochodzie Thierry'ego Neuville'a zaczął wyciekać płyn. Uratowała go butelka piwa, jaką otrzymał od organizatorów na mecie ostatniego odcinka. Piwo posłużyło jako zastępczy płyn do chłodnicy i uratowało Belgowi trzecie miejsce w rajdzie.

Problem Grzyba i jego pilota Robert Hundla był poważniejszy. Za zgodą organizatora wcześniej opuścili rampę, zepchnęli auto i próbowali je odpalić na ulicy obok. Czas uciekał a silnik nie zapalał. Wokół zaczęli gromadzić się zainteresowani kibice. Pojawili się też mechanicy zespołu, co już było złamaniem art. 48.2.1. Przepis mówi wyraźnie, że nikt z teamu, poza załogą, nie może zbliżać się do auta na odległość jednego kilometra. Mechanicy nie ograniczyli się do dawania instrukcji, zaglądali pod maskę i do wnętrza auta. Rajdówka w końcu odpaliła. Grzyb i Hundla na czas dotarli do parku zamkniętego. Kierowca tłumaczył później w oświadczeniu, że silnik zapalił dzięki telefonicznej radzie inżyniera, ale bez względu na to, czy tak było naprawdę, przepis został złamany.

ZOBACZ WIDEO Sektor Gości 46. Bartosz Kapustka: to był dla mnie duży szok, ciężko mi było w to uwierzyć [1/3]

Zespół Jakuba Brzezińskiego złożył protest, a ZSS po jego rozpatrzeniu wykluczył Grzyba z końcowych wyników. Nie ulega wątpliwości, że za nielegalną pomoc należy się dyskwalifikacja i Grzyb za Rajd Dolnośląski powinien mieć zerowy dorobek punktowy. Problem w tym, że sędziowie za złamanie tego samego przepisu na jedną załogę nałożyli tylko karę finansową, a drugą wykluczyli z rajdu.

W tej sytuacji Grzyb odwołał się do Głównej Komisji Sportu Samochodowego Polskiego Związku Motorowego (GKSS), która nie miała wyboru i uchyliła decyzję ZSS. - Jeżeli załoga pisze w odwołaniu, że za złamanie tego samego przepisu należy stosować ten sam rozmiar kary, to trudno się z tym nie zgodzić. Gdyby ZSS wykluczył załogę numer 6 (Rzeźnik i Browiński) oraz załogę numer 1 (Grzyb i Hundla) to GKSS by taką decyzję podtrzymał - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty Jarosław Noworól, członek GKSS.

Całej sytuacji zapewne udałoby się zapobiec, gdyby od strony organizatora lub komisji technicznej znalazła się osoba, która nadzorowałaby przebieg naprawy samochodu Grzegorza Grzyba i zainterweniowałaby w odpowiednim momencie.

- To musiałaby być osoba, która nie dość, że ma dużą wiedzę, to umiałaby odpowiednio zareagować. Która stanęłaby i powiedziała: panowie jest tu złamany taki i taki przepis, ale ja nie widzę bezpośredniej pomocy, dlatego spróbujcie odsunąć ludzi na rozsądną odległość. Jeśli mechanicy staliby w odległości, powiedzmy, 20 metrów i nie mieli możliwości bezpośredniej pomocy, to ja w takiej sytuacji nałożyłbym na załogę karę upomnienia - dodaje Noworól.

Takiej osoby jednak zabrakło, mleko się rozlało. Rywale Grzyba mają prawo czuć się rozczarowani i oszukani, sam Grzyb zdobycie 16 punktów w Rajdzie Dolnośląskim przypłacił lawiną hejtu, która na niego spadła i nawet, jeśli zdobędzie mistrzostwo Polski, a tak prawdopodobnie się stanie, to tytuł nie będzie smakował tak jak powinien. To niestety nie koniec. Inni zniechęceni zawodnicy bojkotują ostatnią rundę RSMP i wycofują swój udział w Rajdzie Arłamów. Organizatorzy zawodów wystosowali rozpaczliwe oświadczenie, informując, że taki stan rzeczy zakończy się dużymi stratami finansowymi, a w rezultacie wykreśleniem rajdu na wiele lat z kalendarza RSMP. Wydarzenia z Rajdu Dolnośląskiego to klasyczna sytuacja, w której nikt nie zyskuje, wszyscy tracą. Przykre.

Maciej Rowiński

Kontakt z autorem: maciej.rowinski@grupawp.pl

Źródło artykułu: