Tym razem przewidywania, że medal jest pewny na 99 proc., nie były tylko życzeniowym myśleniem. Nasze szanse były naprawdę realne, gdyż trzy czołowe reprezentacje, w tym Polska, wyraźnie dominują nad resztą stawki. Skoczkowie rzeczywiście nie zawiedli i zakończyli konkurs drużynowy na trzecim miejscu. Niewiele brakowało, a mogło być jeszcze lepiej, gdyż szansa na srebro była bardzo duża. Mimo to Kamil Stoch, Dawid Kubacki, Maciej Kot i Stefan Hula nie kryli wielkiej radości z pierwszego w historii polskiego medalu w zawodach drużynowych.
Wcześniejsze poniedziałkowe konkurencje nie były jednak tak udane dla Biało-Czerwonych. Z męskiego sprintu łyżwiarzy szybkich na dystansie 500 metrów zapamiętamy szczególnie obrazek z pierwszej sekundy startu Artura Nogala, który przewrócił się natychmiast po starcie i zajął ostatnie miejsce. Najlepszy z Polaków, Artur Waś, był 13.
Występ w Korei nie udał się także naszym łyżwiarkom. W wyścigu drużynowym zajęły ósme miejsce na osiem zespołów. Po starcie nie brakowało łez, ale i komentarzy dających do zrozumienia, że w grupie nie ma ducha prawdziwego zespołu.
Zawód sprawili bobsleiści. W Pucharze Świata Mateusz Luty i Krzysztof Tylkowski potrafili już wchodzić do czołowej dziesiątki, ale w Pjongczangu zajęli dopiero 24. miejsce. Nasza dwójka nie zdołała awansować do finałowego przejazdu i skończyła starty już po trzech próbach.
W lepszych humorach prócz skoczków są tylko Natalia Kaliszek i Maksym Spodyriev. Nasza para taneczna wywalczyła awans do programu dowolnego. Po pierwszym pokazie (program krótki) Polacy zajmują 14. miejsce.
ZOBACZ WIDEO Będzie ulica imienia Kamila Stocha? "Mieszkańcy Zębu o tym rozmawiają"