To robiło się już nudne, gdy Madziarzy przyjeżdżali na wielkie turnieje z aspiracjami, a kończyli zawody co najwyżej pod koniec pierwszej dziesiątki. Od 2012 roku tylko raz - w trakcie igrzysk w Londynie, w szczycie formy poprzedniej generacji - przebili się do półfinału. Serię przeciętnych występów przerwały dopiero MŚ 2021, po których Węgrzy mogą czuć nawet niedosyt. Spisywali się rewelacyjnie i wielu widziało w nich czarnego konia imprezy. Dość sprawnie uporali się z Polakami, zatrzymali się dopiero w ćwierćfinale na Francuzach, i to po dogrywce.
Teraz albo... nigdy?
W porównaniu do poprzednich turniejów, progres był znaczący. Do głosu doszła młoda generacja. Leworęczny Dominik Mathe został objawieniem turnieju i kilka miesięcy później miał w kieszeni kontrakt z PSG, Bence Banhidi rozstawiał obrońców jak chciał i teraz wielu widzi w nim nawet potencjalnego najlepszego obrotowego ME. Tych młodych i nienasyconych jest więcej, jak Zoltan Szita z płockiej Wisły, Patrik Ligetvari z Veszprem czy kolejny rosły obrotowy Miklos Rosta. Grono liderów uzupełniają ci bardziej ograni jak Richard Bodo oraz weterani Mate Lekai i Roland Mikler. Trenerzy Istvan Gulyas i Chema Rodriguez mają pod opieką potencjalnie najlepszą węgierską kadrę od dekady, mogli sobie nawet pozwolić na rezygnację z do niedawna etatowych reprezentantów Zsolta Balogha i Adama Juhasza. Madziarów względnie oszczędził też los, brakuje jedynie kontuzjowanego Petera Hornyaka.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Messi na parkiecie? Nie porywa
Węgrzy będą mogli liczyć na ogromne wsparcie z trybun, swoje mecze zagrają w imponującym MVM Dome. Obiekt otwarty w grudniu 2021 roku może pomieścić 20 tys. kibiców i jest największą areną do piłki ręcznej w Europie. Wobec braku limitu widzów (jak na Słowacji, 25 proc. objętości trybun), rywalom mogą zmięknąć nogi jeszcze przed pierwszym gwizdkiem.
Nadzieje Wyspiarzy
Jeśli kibice Madziarów mogli być zniecierpliwieni brakiem postępów, to co napisać o fanach z wyspy gejzerów? Islandczycy niby przykuwają uwagę, ich kolejne talenty zewsząd zbierają pochwały, ale wyniki są przeciętne albo nawet kiepskie, jak podczas nieudanych MŚ 2021 (20. miejsce). Jak na te personalia, to aż niebywałe, że drużyna nie może przebić się nawet do pierwszej dziesiątki.
Omar Ingi Magnusson jest postrachem wszystkich bramkarzy w Niemczech, w premierowym sezonie został królem strzelców Bundesligi. W Viktorze Gisli Hallgrimssonie widzi się przyszłego czołowego bramkarza świata, Gisli Thorgeir Kristjansson jako nastolatek trafił do THW Kiel, teraz odbudowuje się po kontuzji w Magdeburgu. W roli egzekutorów powinni odnaleźć się skrzydłowi Bjarki Mar Elisson i Sigvaldi Gudjonsson. Większość akcji będzie przechodzić przez ręce Arona Palmarssona, wciąż topowego środkowego Ligi Mistrzów. Zestawienie środkowych wyglądałoby jeszcze efektowniej, gdyby Haukur Thrastarson doszedł do siebie po operacji kolana. 20-latka uznawano za wielką sensacją, przed 18. urodzinami zadebiutował w MŚ, w kraju kolekcjonował bramki. Prezes Bertus Servaas namówił go na transfer do Kielc. Jego kariera jednak wyhamowała, Thrastarson wciąż próbuje pozbierać się po zerwaniu więzadeł krzyżowych jesienią 2020 roku.
Portugalskie plagi
Zawirowań wszelakiej maści nie uniknęli Portugalczycy. W ME 2022 zabraknie podstawowych graczy - rozgrywającego Melsungen Andre Gomesa, jednego z najbardziej utalentowanych obrotowych świata Luisa Fradego, skrzydłowego Nantes Pedro Porteli, kołowego Benfiki Alexisa Borgesa i obiecującego prawego rozgrywającego Diogo Silvy, z kolei Joao Ferraz zachorował na zakrzepicę. Na domiar złego tuż przed początkiem ostatniej fazy przygotowań dodatnie wyniki testów na obecność koronawirusa otrzymali Miguel Martins i Alexandre Cavalcanti, ale dwaj czołowi strzelcy powinni dostać zgodę na występ.
Seria niefortunnych zdarzeń trochę osłabiła wiarę w kolejny popis Portugalczyków, szczególnie że igrzyska w Tokio i MŚ 2021 były nieco gorsze niż ME 2020. Pierwszy od 14 lat występ w europejskim czempionacie zakończyli na rewelacyjnym piątym miejscu i wydawało się, że to dopiero początek.
Koniec z kopciuszkiem
Z mniejszymi ambicjami na Węgry przyjechali Holendrzy. Dla Oranje ważne, że umocnili swoją pozycję w stawce, ich awans na turniej nie jest już traktowany na ciekawostka. Erlingur Richardsson od kilku lat firmuje projekt swoim nazwiskiem, rozwija wyselekcjonowaną grupę. To już nie tylko niezwykle ruchliwy Luc Steins z PSG i grający w Magdeburgu Kay Smits. Islandczyk stworzył dobrze funkcjonującą maszynę, o czym przekonali się Polacy. Kadra Patryka Rombla dopiero za trzecim podejściem pokonała Oranje, po el. ME 2022 jawiących się jako przekleństwo Polaków. Wcześniej Słoweńcy wywalczyli jedynie remis na własnym boisku.
Wszystko jakby stworzone pod Węgrów, tylko los nie był zbyt łaskawy i już w pierwszej rundzie gospodarzy czeka weryfikacja. Przy tak rozdmuchanych ambicjach, brak awansu byłby odebrany jako klęska. Za ich plecami o awans powinni powalczyć Islandczycy i Portugalczycy, chociaż nikogo nie zdziwi, jeśli Holendrzy sprawą przynajmniej jedną niespodziankę.
Prawdziwe schody zaczną się później, bo na drodze do strefy medalowej mogą stanąć Duńczycy, Francuzi i Chorwaci. Zapewne dlatego dyrektor sportowy federacji legendarny Laszlo Nagy ostrożnie celuje w TOP8.
ZOBACZ:
Mistrzynie Polski powalczyły w Europie
Polskie starcie w Lidze Europejskiej