Jak przekonuje rozgrywający, po urazie nie ma już śladu i jest w 100 procentach gotowy do gry. - Czuję się bardzo dobrze i wiem, że mogę w wydatny sposób pomóc zespołowi, i to nie tylko w obronie, ale też w ataku. Brakuje mi jeszcze trochę mocy, ale ciężko nad tym pracuję na siłowni. Może na razie nie jest dokładnie tak samo jak przed kontuzją, bo na to potrzebuję jeszcze od 6-12 miesięcy, ale tylko niuanse, które nie mają prawie żadnego przełożenia na moją grę.
[tag=59844]
[/tag]Nemanja Obradović przyznaje że to, jak do tej pory, jego najpoważniejszy uraz i pierwszy, po którym niezbędna była operacja. - Ostatnie miesiące nie były dla mnie łatwe, ale też nie zamierzałem dramatyzować z tego powodu - kontynuuje. - Piłka ręczna to sport kontaktowy, co sprawia, że ryzyko wystąpienia kontuzji jest całkiem spore. Na pewno każdy z nas ma gdzieś z tyłu głowy, że może paść na niego, i choć trudno się na to przygotować, to nie trzeba biadolić, tylko wziąć się do pracy, by wrócić na boisko jeszcze silniejszym.
Po tak długiej przerwie Serb chce nie tylko pokazać wysokie umiejętności, ale i udowodnić, że upatrywanie w nim następcy Rosjanina, który odszedł do MOL-Pick Szeged, nie było przypadkowe.
- Jestem gotowy na to wyzwanie - zapewnia Obradović. - Jeśli tylko pozwoli na to zdrowie, to nie będę bał się wziąć odpowiedzialności nie tylko za moją grę, ale i całej drużyny, którą chcę pchnąć do przodu. Z drugiej strony nasz nowy system sprawia, że dużo więcej niż wcześniej zależy w nim od zawodników ustawionych nominalnie na środku rozegrania, a ja jestem na ten moment wykorzystywany na lewej połówce. Oczywiście nie zmienia to nic w moim podejściu, bo choć na tej pozycji czuję się lepiej niż środku, to zagram tam, dając z siebie wszystko, gdzie zdecyduje trener. Na szczęście w tym sezonie mamy większe pole manewru, bo są Marko Tarabochia, Ondrej Zdrahala, Ignacio Moya czy Dan Racotea, a przecież czekamy jeszcze, aż do pełnej sprawności wróci Tomek Gębala, więc daje to trenerowi całkiem sporo wariantów do wykorzystania w ataku.
O rosnącej formie Serba świadczy chociażby ostatnie spotkanie w Lidze Mistrzów przeciwko Dinamo Bukareszt, gdy dał popis gry w obronie. - Na pewno pomogłem, ale mogłem dać drużynie jeszcze więcej - mówi skromnie. - Popełniłem kilka błędów, gdy zamiast poddawać powinienem był oddać rzut i odwrotnie, bo były też sytuacje, gdy wypadało znaleźć lepiej ustawionego partnera. Mam w głowie zwłaszcza jedną, gdy wyszedłem w górę, by rzucić na bramkę, ale usłyszałem Renato Sulicia i podałem mu piłkę - niepotrzebnie, bo akcja była przygotowana pode mnie, ale mam teraz nauczkę, by nigdy nie wahać się w takich momentach. Na takie rzeczy ma ponadto niebagatelny wpływ utrata sił, a co za tym idzie - obniżenie koncentracji, ale przynajmniej wiem, gdzie mam jeszcze rezerwy.
Miejsca na zawahanie nie będzie na pewno przeciwko Elverum Handball, bo Orlen Wisła, chcąc utrzymać się w czołowej dwójce grupy D Ligi Mistrzów bez oglądania na rywali, musi to spotkanie wygrać.
- I bardzo dobrze, bo przynajmniej nie ma żadnego kalkulowania - mówi Obradović. - Sprawa jest prosta: wygrywamy wszystkie spotkania do końca i jesteśmy w kolejnej fazie bez zaglądania w tabelę. Presja ze strony kibiców? Jest, ale każda porażka to przede wszystkim rozczarowanie dla nas, dla trenerów, w końcu po co tu jesteśmy? Każdy chce wygrywać, osiągać jak najlepsze wyniki i nie inaczej jest z nami. Przeciwko Norwegom spodziewam się bardzo trudnego starcia, m.in. dlatego, że uważam ich za drużynę bardziej kompletną niż np. Rumuni. W piłce ręcznej wszystko zaczyna się i kończy na obronie, dlatego jeśli damy z siebie wszystko, nie odpuszczając ani na chwilę, to ułatwimy pracę naszym bramkarzom i samym sobie, bo mamy wtedy więcej szans na zdobycie większej liczby bramek z kontry, co powinno trochę ujarzmić naszych rywali – kończy.
Początek meczu z Elverum w sobotę o 18.
ZOBACZ WIDEO: Fajdek o mały włos nie zabił trenera. "Gdyby nie wstał, skończyłoby się zgonem"