To był mecz o podwójnym ładunku emocjonalnym. Nie tylko półfinał mistrzostw Europy, ale też wielkie skandynawskie derby. 7845 metrów - dokładnie tyle wynosi długość słynnego Mostu nad Sundem - najdłuższego na świecie mostu łączącego dwa państwa - stolicę Danii - Kopenhagę i szwedzkie Malmoe. - To szczególne grać przeciwko nim. Nikt przecież nie chce przegrać ze swoim sąsiadem - powiedział przed rozpoczęciem zawodów .
Duńczycy jak ognia unikali stawiania siebie w roli faworytów, ale wszyscy wiedzieli, że od prawdy nie uciekną. Presja była po ich stronie. Mistrzowie olimpijscy mieli stanąć naprzeciw młodej drużynie, która osiągnęła już więcej niż się po niej spodziewano.
- Mecz z pewnością będzie dynamiczny i bardzo interesujący - stwierdził Hansen. I się nie pomylił. Już pierwsze minuty pokazały, że tempo pojedynku będzie niezwykle szybkie. Obie drużyny postawiły na błyskawiczne wznowienia, szczypiorniści biegali jak szaleni. Nie było czasu, by po ataku zmienić się z wbiegającym z ławki kolegą - trzeba było natychmiast wracać do obrony.
Znacznie lepiej z tą szybkością radzili sobie Szwedzi. Wystarczyło im zaledwie dziesięć minut, by wyjść na trzybramkowe prowadzenie i do złości doprowadzić trenera Nikolaja Jacobsena. Szkoleniowiec błyskawicznie poprosił o czas dla swojej ekipy, ale nie przemówił zawodnikom do rozsądku. O ile w ofensywie jeszcze sobie radzili, o tyle w obronie nie mieli zbyt wielkiej siły rażenia.
ZOBACZ WIDEO: Mecz, jakiego nie było. PGE Vive Kielce zagra w Dubaju o pół miliona dolarów
Wydawałoby się, że półfinał mistrzostw Europy to nie jest czas na eksperymenty. Tymczasem w składzie Szwedów znalazł się Linus Arnesson. Rozgrywający, który dotychczas na tym turnieju spędził na boisku nieco dwie i pół minuty, stanął naprzeciw utytułowanych Duńczyków i grał bez żadnych kompleksów. Nic nie robił sobie z defensywy rywali i bardzo szybko zapisał na swoim koncie trzy bramki. Duńscy szczypiorniści mogli tylko wymieniać zdumione spojrzenia. Gracze Trzech Koron robili w ofensywie tyle wiatru, że przeciwnikom trudno było za nimi nadążyć.
Przewaga urosła do pięciu trafień i znów interweniować musiał Jacobsen. Duńczycy próbowali różnych rozwiązań - w końcu postawili na obronę z wysuniętym Magnusem Landinem i wreszcie to przyniosło spodziewane efekty. Udało im się zmniejszyć straty do dwóch bramek. Wciąż jednak musieli popracować nad urozmaiceniem ofensywy - podczas gdy Szwedzi grali bardzo zespołowo i zdobywanie bramek rozkładało się na niemal wszystkich zawodników, reprezentanci Danii swój atak oparli tylko na czterech graczach. Na dłuższą metę to się nie mogło sprawdzić.
Zdobywanie bramek niezwykle mocno utrudniał Duńczykom Andreas Palicka. Golkiper już w pierwszej połowie spisywał się fantastycznie, ale początek drugiej części spotkania to był w jego wykonaniu prawdziwy koncert. 31-latek rozpiął między słupkami pajęczą sieć, w którą wpadało dosłownie wszystko. Duńczycy na premierowe trafienie musieli czekać aż... siedem minut, a Szwedzi znów odskoczyli na pięć trafień.
Szczypiorniści Trzech Koron nagle zaczęli jakby zwalniać, coś w ich grze w widoczny sposób się zacięło, a rywale rzucili się do odrabiania strat. Szwedzi przede wszystkim zaczęli mieć spore problemy w ataku - Duńczycy wreszcie zacieśnili szybki w obronie i postawili mur, od którego rywale raz za razem się odbijali. To wszystko spowodowało, że na niespełna dziesięć minut przed końcową syreną Hansen i spółka zmniejszyli straty do jednego trafienia. Doprowadzić do wyrównania udało im się jednak dopiero cztery minuty później.
Szwedzi nie stracili jednak opanowania. Utrzymali nerwy na wodzy, zachowali spokój i znów odskoczyli na trzy trafienia. Wściekłość, rozpacz, irytacja Duńczyków. Rozjuszony Jacobsen znów poprosił o przerwę. Idealne wyczucie czasu - po powrocie na boisko fantastycznie wrzutkę wykończył Rasmus Lauge Schmidt, a chwilę później doświadczenie na skrzydle dwukrotnie zaprezentował Lasse Svan Hansen. Bohater ostatniej akcji? Mikkel Hansen i jego asysta roku. 28:28. Dogrywka.
Dogrywka to była prawdziwa wymiana ciosów, a emocje sięgały zenitu. Pierwsi na dwie bramki przewagi wyszli Szwedzi - mieli szanse nawet na trzy oczka, ale w koncertowy sposób kontrę zepsuł Hampus Wanne. Tym razem zdołali jednak zachować zimną krew. Zwycięstwo pięknym trafieniem przypieczętował Arnesson.
ME 2018, półfinał:
Dania - Szwecja 34:35 (30:31, 28:28, 14:16)
Dania:
N. Landin, Green - M. Landin, Mortensen, Lauge Schmidt 11, Zachariassen 2, Svan 5, R. Toft Hansen, Mensah Larsen 1, H. Toft Hansen, Hansen 12, Olsen 3, Damgaard, Balling
Karne: 8/8
Kary: 6 min. (H. Toft Hansen - 4 min., Lauge Schmidt - 2 min.)
Szwecja: Palicka (20/51 - 39%), Appelgren (0/3) - Henningsson 2, Darj, Tollbring, Ekberg 7, Wanne 3, Pettersson, Gottfridsson 7, Arnesson 6, Ostlund q, Zachrisson 8, Nielsen 1, Nilsson
Karne: 4/5
Kary: 8 min. (Darj, Gottfridsson, Arnesson, Nielsen - po 2 min.)