Szczecinianki mecz przeciwko ekipie Andrzeja Niewrzawy rozpoczęły znakomicie. Po kilku minutach było 4:0 i choć Start wyrównał, na przerwę to miejscowe schodziły w dużo lepszych nastrojach (18:15). Załamanie gry nastąpiło po zmianie stron.
- Niestety w drugiej połowie nie wykorzystałyśmy sytuacji, które miałyśmy. Niemniej uważam, że zagrałyśmy bardzo dobre zawody. Taki jest sport, raz się wygrywa, raz przegrywa. Tego dnia Start wyszedł z potyczki zwycięsko - stwierdziła po meczu Adrianna Płaczek.
W pierwszych trzydziestu minutach brak rzutu z drugiej linii nie był przez Pogoń odczuwalny. Po zmianie stron ten element zaważył na losach rywalizacji. - Rzeczywiście, nie było rzutu z drugiej linii. Koleżanki robiły, co mogły i chwała im za to. Grając z takim zespołem zrobiłyśmy wszystko, co było w naszej mocy. Nie ukrywajmy jednak, że rzut z drugiej linii też jest nam potrzebny. Nie możemy się tłumaczyć kontuzjami, bo każdy je ma. Jedziemy dalej. Jeszcze zostały dwa spotkania do końca sezonu - oceniła bramkarka.
Już przed meczem stało się jasne, że szczecińska siódemka nie tylko nie obroni srebrnych medali, ale i trzecie miejsce jest już niemożliwe do zdobycia. Jak jednak przyznała Płaczek, nie wpłynęło to demobilizująco na drużynę. - Nie podchodzimy do tego w ten sposób. Nie zdobędziemy medalu, jesteśmy tego świadome, ale chcemy zakończyć ligę z jak najlepszym wynikiem - przyznała.
- Do każdego spotkania przygotowujemy się stuprocentowo i wychodzimy skoncentrowane, jakby to był mecz na wagę złota. Myślałyśmy tylko o tym, że gramy z zespołem z Elbląga i tyle - rzuciła na koniec Płaczek.
ZOBACZ WIDEO: Polski himalaista wspomina tragiczny wypadek Jerzego Kukuczki. "Olbrzymia trauma"